[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wprost przeciwnie, niewiele. Przynajmniej ostatnio. A w chwili obecnej tylko ty.
Zrobił przerwę, a potem spokojnie i całkiem po prostu oświadczył: Wyjdziesz za
mnie, Sarah.
Ja? Za ciebie? Wcale nie noszę się z zamiarem zamążpójścia. A poza tym powinie-
neś nacieszyć się dopiero co odzyskaną wolnością.
Wolność to iluzja.
Nie jesteś dobrą reklamą stanu małżeńskiego, Larry. Twoja ostatnia żona była nie-
szczęśliwa, jeśli się nie mylę.
Lawrence Steene oświadczył spokojnie:
Przez ostatnie wspólne dwa miesiące płakała prawie nieprzerwanie.
Pewnie zamartwiała się z twojego powodu.
Może. Zresztą wszystko jedno. Głupia gęś.
Dlaczego się z nią ożeniłeś?
Wyglądała dokładnie tak jak Madonna wczesnych prymitywistów. Mój ulubiony
okres w sztuce. Ale coś takiego we własnym domu wywołuje jedynie uczucie przesytu.
Jesteś zimnym draniem, Larry, no nie? Sarah była na pół oburzona, na pół za-
fascynowana.
107
I to właśnie we mnie lubisz. Jeśli byłbym mężczyzną, który chciałby uszczęśliwić
cię dobrym, przykładnym i pełnym wzajemnego zaufania życiem, nawet byś się za mną
nie obejrzała.
Cóż, przynajmniej stać cię na szczerość.
Czy chcesz przeżyć mdłe, banalne życie, Sarah? Czy nie kusi cię niebezpieczeń-
stwo?
Sarah nie odpowiedziała. Przesuwała po talerzu kilka okruchów chleba.
A co stało się z twoją drugą żoną, Moirą Denham? Z tą, o której wspomniała
Laura Whitstable? zapytała po chwili.
Odsyłam cię do Laury. Uśmiechnął się. Oczywiście, jeśli chcesz znać szcze-
góły. Cóż, urocze, naiwne dziewczę. A ja złamałem jej serce, jak to się mówi romantycz-
nie.
Wygląda na to, że stanowisz dla żon pewne zagrożenie.
Nie złamałem serca swojej pierwszej żonie, to pewne. Odeszła ode mnie, powodo-
wana moralną dezaprobatą. Odeszła, bo nie chciała wyrzec się swoich głupich, sztyw-
nych zasad. Prawda jest taka, Sarah, że kobiety nigdy nie są zadowolone z poślubio-
nego mężczyzny. Ledwo minie miodowy miesiąc, a już biorą się do dzieła: zdaje im się,
że go odmienią. Ale ty, przynajmniej ty, musisz przyznać, że nie skrywam prawdziwego
charakteru. Wiesz, że lubię żyć niebezpiecznie. Wiesz, że lubię zrywać zakazane owoce.
Wiesz także, że nie jestem ideałem, ale też nie udaję innego niż jestem. Zniżył głos.
Mogę ci dać wiele, Sarah. A obiecując to, nie myślę o rzeczach, które są do naby-
cia za pieniądze: o futrach, które mogłyby spowijać twoje wspaniałe ciało, o klejnotach,
których blask odbijałby się od twojej białej skóry. Myślę, że jestem w stanie ofiarować
ci całą gamę doznań. Jestem w stanie sprawić, że będziesz naprawdę żyła, Sarah, i na-
prawdę czuła. Całe życie to jedno wielkie doświadczenie, pamiętaj o tym.
Tak... być może...
Patrzyła na niego po części z odrazą, po części z fascynacją. Lawrence Steene pochy-
lił ku niej twarz.
Co ty tak naprawdę wiesz o życiu, dziewczyno? Mniej niż nic. Mogę zabrać cię
do miejsc przerazliwie obskurnych, gdzie zobaczysz nurt życia gwałtownie pieniący się
ciemnymi wodami, gdzie poczujesz, tak, poczujesz, Sarah, że życie to mroczna ekstaza!
Zwężonymi oczami obserwował reakcję dziewczyny. Potem, jakby wychodząc z za-
mkniętego kręgu rzucanych przez siebie czarów, powiedział spokojnie:
No, Sarah, chyba już pora na nas.
Poprosił kelnera o rachunek, uśmiechnął się i powiedział:
A teraz grzecznie odwiozę moją małą dziewczynkę do domu.
W półmroku luksusowego samochodu Sarah postanowiła zająć pozycję obronną,
lecz Steene nawet nie próbował jej dotknąć. W skrytości ducha dziewczyna była zawie-
dziona, czego Steene nie omieszkał zauważyć. Stary wyjadacz wiedział, jak postępować
z kobietami.
108
Odprowadził ją do domu. Sarah otworzyła kluczem drzwi, weszła do salonu i zapa-
liła światło.
Napijesz siÄ™, Larry?
Nie, dziękuję. Dobranoc, Sarah.
Sarah nie wytrzymała, na co on tylko czekał.
Larry.
Tak?
Zatrzymał się w drzwiach, odwracając głowę. Zmierzył ją okiem znawcy, od stóp
do głów. Doskonała, absolutnie doskonała. Tak, musi ją zdobyć. Jego puls przyśpieszył
nieco.
Wiesz... tak sobie myślę...
Tak?
Lawrence Steene cofnął się w głąb pokoju. Oboje mówili przyciszonymi głosami,
świadomi obecności, tuż za ścianą, matki Sarah i Edith.
Sarah pośpiesznie dokończyła zdanie:
...cóż, w gruncie rzeczy, nie jestem w tobie zakochana, Larry.
Tak?
Ton, jakim wypowiedział to krótkie tak , sprawił, że Sarah mówiła jeszcze prędzej,
jÄ…kajÄ…c siÄ™.
Nnie, to znaczy, nnie tak, jak powinnam. To znaczy, gdybyś stracił majątek i... och,
pojechał gdzieś i uprawiał pomarańcze albo coś innego, nawet bym nie zadała sobie
trudu, aby o tobie pomyśleć.
To nie byłoby pozbawione sensu.
Ale byłoby dowodem na to, że cię wcale nie kocham. Głos dziewczyny nabie-
rał pewniejszego brzmienia.
Nic tak mnie nie nuży jak romantyczne poświęcenie. Nie oczekuję tego od cie-
bie, Sarah.
A zatem czego oczekujesz?
To nie było mądre pytanie, lecz Sarah nie zamierzała zatrzymać się w pół kroku.
Lubiła jasne sytuacje. Chciała wiedzieć, co Lawrence Steene...
Lawrence Steene podszedł do niej bardzo blisko. Nagle, bez zbędnych słów, pochylił
się i pocałował ją w kark. Przyciągnął dziewczynę do siebie.
Sarah zaczęła się wyrywać, lecz po chwili jej opór zelżał. Oddech stał się szybszy.
Chwilę potem, Lawrence Steene wypuścił ją ze swych ramion.
Kiedy mówisz, że niczego do mnie nie czujesz, Sarah, kłamiesz powiedział
miękko.
I z tymi słowami wyszedł z salonu.
Rozdział trzeci
Ann wróciła do domu jakieś trzy kwadranse przed Sarah. Już od progu zirytował ją
widok wątpliwie upiększonej papilotami głowy Edith, wysuwającej się przez uchylone
drzwi sypialni.
Panienka Sarah jeszcze nie wróciła.
Ostatnio Edith coraz częściej działała Ann na nerwy. Także i tym razem pozornie
obojętna uwaga, lecz w gruncie rzeczy krytyczna, natychmiast postawiła Ann w stan
gotowości bojowej.
A według ciebie powinna, tak? rzuciła ostro.
Włóczenie się po nocach nie pasuje do młodej dziewczyny.
Nie bądz niemądra, Edith. Od czasu twojej młodości świat poszedł do przodu.
Dzisiaj dorastające panny powinny pilnować się same.
A szkoda. Takie pilnowanie musi się zle skończyć. Choć oby nie.
Za moich czasów też zdarzały się różne wpadki powiedziała oschle Ann.
Dziewczęta były ufne i nieświadome niebezpieczeństw, a nawet najlepsza przyzwo-
itka nie mogła powstrzymać od robienia głupstw takiej, która tylko jedno miała w gło-
wie. Dzisiejszym dziewczętom nie potrzebne zakazy; same wiedzą, co mają czytać, gdzie
chodzić i co robić.
Ach zawyrokowała Edith ponuro żadna wiedza nie zastąpi doświadcze-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]