[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Cały gniew Jasia opadł natychmiast.
 Wentzel! Wentzel! Nareszcie jesteÅ›! Jak siÄ™ masz! Witamy! Witamy!
Uścisnęli się z konia jak bracia.
 Przecież się nie spózniłem!  zawołał podając rękę Cesi.  Jestem
w czas i w porę na usługi pani  zwrócił się do Jadzi.
Chwilę szafirowe jego oczy zapłonęły szalonym szczęściem i weselem,
po licu jak smuga przeszedł rumieniec. Opamiętał się całą siłą, by nie paść
jej do nóg, i tylko wyciągnął rękę, pewny, że na uścisk zasłużył. Powitali
się w milczeniu. Minutę to trwało, a już Jaś wpadł na swoją ofiarę z
tysiącem pytań, a Stefan aż zsiadł z konia i oglądał, cmokając,  Bohatera .
 Nawet nie spotniał po tej szalonej jezdzie! Co za nogi! Jaka pierś i
łopatki! To cacko, nie koń!
 Czemuś nie odpisywał na listy? To trzeba nie mieć sumienia! 
krzyczał Jaś.
 Chorowałem  odparł.  Złamałem rozkaz doktorski i uciekłem.
Kazali mi jechać do Włoch, alem wolał tutaj.
Jeżeli tutejsze powietrze zdrowia mi nie da, to żadne! Babka zdrowa?
 Zdrowa, ale ty istotnie nietęgo wyglądasz. Coś się zmieniłeś& i bez
brody? Panna Celina przestanie się tobą zachwycać.
Istotnie Wentzel zmienił się ogromnie. Nie wypiękniał, ale nabrał hartu,
czegoÅ› stalszego w rysach i postawie. ZniknÄ…Å‚ cyniczny grymas i
wydelikacenie salonowca, był opalony od wiatru i słońca, a oczy mu się
śmiały wewnętrznym zadowoleniem. Widocznie dużo był na powietrzu i
w pracy, mówił po polsku prawie dobrze, a z całej jego istoty wydzierała
się radość, spokój i poczucie, że on tu teraz nie obcy, nie wróg  ale
przyjaciel, brat, witany całym sercem.
Zwrócił się do Stefana.
 Dobra szkapa  rzekł  tylko mi ją haniebnie zaniedbano w
Strudze. Babka wypędziła Anglika, a tutejsi niezdatni. Cóż robić? Na ten
wyrok nie ma apelacji. Cierp,  Bohaterze , do jesieni. ZabiorÄ™ go potem
do Szagern.
 I tam pisałem  wtrącił Jan  i do panny Doroty nawet!
 Ta, jak zwykle, maÅ‚o wie o moich losach. WyjechaÅ‚a do Dülmen.
 I tam pisałem.
 Pański  Bohater pobiłby  Normę Głębockiego  mówił swoje
Stefan.  Dawno marzymy o wyścigu, ale dotąd nie było dla niej
współzawodnika.
 Może spróbować?
Jaś z Cesią ruszyli naprzód. Woleli swe towarzystwo nad rzadkiego,
gościa.
 Ano, spróbujemy teraz!  zapalił się %7łdżarski.
 A pani?  spytał Wentzel Jadzi.
 I owszem. Moja klacz nie lubi stępa.
Puścili cugle. Minęli narzeczonych, którzy, jak zwykle, sprzeczali się o
jakÄ…Å› fraszkÄ™ i jechali wiorstÄ™ obok siebie.
Nagle z przydrożnego rowu porwał się szarak. Wpadł pod nogi końskie,
wywrócił koziołka i jak szalony jął zmykać w zboże. Siwek %7łdżarskiego,
snadz zwykły kolega chartów, stulił uszy, zachrapał i rzucił się na oślep za
lekkomyślną zwierzyną. Darmo się z nim szamotał Stefan. Koń wziął na
kieł i gnał przez zagony, unosząc jezdzca. Krzyk i klątwy %7łdżarskiego
podniecały go jeszcze bardziej.
Pozostali obejrzeli się za towarzyszem, roześmieli się i ruszyli dalej.
Konie szły głowa przy głowie, parskając wesoło, jakby wiedziały, że niosą
dwoje szczęśliwych, którym serca biły młotem, choć milczały usta.
Wjechali w brzezniak, skąd do Mariampola była zaledwie wiorsta.
 Babka się tak ucieszy z pana  rzekła Jadzia.
Uśmiechnął się.
 Kochana babka! Zęby to ktoś jeszcze się ucieszył ze mnie, toby mi
dosyć było szczęścia na całe życie.
 Jeżeli to szczęście, to pan je posiada  rzekła niewyraznie.
 Dziękuję pani!
 Za co? Ze pan mi zrobił najwyższą przyjemność, wypełnił moje
marzenie? To ja panu tego nigdy nie zapomnę. Brata mego kochałam nade
wszystko. Był mi pierwowzorem, mistrzem, zastępował nam ojca.
Człowieka takiego hartu i nieskalanych zasad trudno znalezć. Gdy go
wzięto do wojska, płakaliśmy jak skazańcy, a on, biedny, żegnał nas
prosząc o modły. Nie dla niego była ta służba. Po manifeście wojennym
nie miał już czasu odwiedzić nas, ruszyły pierwsze pułki polskie, wszędzie
pierwsze. Parę listów odebraliśmy smutnych. W dzienniku w liście
zabitych znalezliśmy biedaka& Wielbiono odwagę i zapał. Po trupie jego
szli Niemcy do zwycięstwa, a jemu grali, grali, jak na urągowisko&
Biedny rozbitek!
Zamilkła. Głos się jej łamał w rzewności, której Wentzel nie znał w jej
hardej duszy.
 Pan ma w duszy rzadką delikatność i snadz pan poznał nas dobrze,
gdy odgadł to, co nam najciężej dolegało: ten dół Spoiny na obczyznie.
Nie wyrażę, jakeśmy panu wdzięczni.
Po weselu Jasia zabierzemy zwłoki do Braniszcza na nasz cmentarz.
Będzie to dla mnie szczęśliwy dzień i wielkie zadowolenie. Dziękuję raz
jeszcze panu.
Wyciągnęła doń rączkę i po raz pierwszy uścisnęła jego prawicę.
 Niesłusznie przyjmuję podziękowania  odparł wpatrując się w nią,
jakby się tym widokiem nie mógł nacieszyć.  Jakim mnie pani zrobiła,
takim jest. Muszę wiele napędzić i wiele znieść, i wiele przepracować
jeszcze; ledwie zacząłem żyć.
 Kto tak zaczyna, ten nie ustanie. Pracę znać na panu i myśl głębszą.
Zmiana ogromna.
 Nie praca mnie zmęczyła  rzekł z cicha.  Wolałbym być
parobkiem w Strudze lub Mariampolu, jak panować w Niemczech.
Nieprędko skażę siebie po raz drugi na podobne wygnanie. Na wyjezdnym
opadli mnie wyborcy w Dülmen, żądajÄ…c, bym im posÅ‚owaÅ‚ w sejmie
jesienią. Uciekłem.
 Dlaczego? Jest to dowód wielkiego zaufania i uznania pana
charakteru, którego nie można lekceważyć. Przed rokiem nie wybrano by
pana.
 Uchowaj Boże! Z moją reputacją! Filistry woleliby diabła samego.
Nazywali mnie: der tolle Graf.
 Odmawiać nie wypada  dodała.
 Nie mam dość swobodnej myśli teraz  westchnął.  %7łeby nawet
Bismarck był w mojej skórze, nie dałby sobie rady, a tym mniej poselskim
obowiÄ…zkom.
 Do jesieni daleko. Może pan uporządkuje swoje sprawy. Zresztą na
troski najlepsza praca.
 Na troski najlepsza pociecha  poprawił z uśmiechem  a tej się
nie spodziewam.
Jadzia obejrzała się poza siebie  w oddali majaczyły sylwetki Jana i
Cesi, Stefan zginął. Wyjeżdżali już z brzezniaka, o staje czerniał
Mariampol.
 Tych dwojga nie doczekamy się nigdy  rzekła.  Teraz, gdy już
mają drużbę, może nie odłożą ślubu.
Pani daruje niedyskrecję zapytania. A pani ślub kiedy? Zapewne rychło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •