[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zastanowić, jak panią urządzić. Być może, że rzeczywiście pobyt pani w Warszawie
jest w danym momencie nie wskazany. Wie pani co? W Aowiczu mam kuzynkę, która
poszukiwała gosposi. Może dałoby się u niej... Szkoda, że nie ma Jacka. On by coś
doradził.
 Jakiego Jacka?
 Jacek to mój narzeczony. Chwilowo wyjechał. Zna go pani może?
 Nie, skąd. Nie znam go. Tylko Rysiek chwalił się przede mną, że ograli jakiegoś
Jacka. Dlatego mi się przypomniało. Podobno frajer spłukał się kompletnie.
ROZDZIAA VIII
Przetecki był w złym nastroju. Po wczorajszym piciu bolała go głowa, a poranne
rozmowy telefoniczne nie najlepiej wpłynęły na jego humor. Wszystko wskazywało na
to, że w najbliższym czasie mogą nastąpić komplikacje, które ... Przetecki był
człowiekiem przewidującym, doświadczonym i wiedział, iż pewne sprawy należy
likwidować w odpowiednim momencie. W swym życiu był już świadkiem wielu
paskudnych wpadek, spowodowanych zbytnią zachłannością i przeciągnięciom tak
zwanej struny. Wypadki ostatnich czasów stworzyły wokół niego niezbyt korzystną
atmosferę i należało, bez pośpiechu oczywiście, pomyśleć o rozsądnej likwidacji
interesów. Jeszcze najwyżej dwie, transakcje i chyba będzie mógł wyjechać na stałe,
Kiedy kończył się golić, zadzwięczał dzwonek u drzwi wejściowych. Wytarł twarz
ręcznikiem i poszedł otworzyć. Zdziwił się, ujrzawszy Ryszarda.
 Co się stało?
 To nie moja wina, szefie.
 Ale co się stało? Gadaj, do diabła!
 Iwona uciekła.
Przetecki wpadł we wściekłość. Oczy mu się zwężyły, twarz nabiegła krwią.
 Ty kundlu  syknął przez zaciśnięte zęby. Zamachnął się i na odlew trzasnął
chłopaka w twarz.  Ja cię nauczę.
Karwacz zatoczył się i byłby upadł, ale oparł się o ścianę.  Tylko bez bicia 
wybełkotał  Bo ja także potrafię bić.
Przetecki podszedł bliżej, wziął go pod brodę i brutalnie przechylił głowę do tyłu.
 Stawiasz siÄ™? Mnie? Podskakujesz?
Karwacz nagle spokorniał.
 Po co ta rozróba, szefie? Jak Boga kocham. Nie moja wina. Zmęczony byłem.
Zdrzemnąłem się. Uciekła
 To nie mogłeś drzwi zamknąć na klucz?
 Zamknąłem, ale zapomniałem klucza wyjąć z zamka.
 Kretyn.
Karwacz dotknął obolałej twarzy. Gotowało się w nim, ale bał się. Wiedział, że z
tym człowiekiem nie ma żartów. Nie jedno już widział. Przetecki zużył dużo energii,
żeby w swoich współpracowników wpoić żelazną dyscyplinę i ślepe posłuszeństwo.
Na najmniejsze przejawy buntu reagował pięścią, nożem, a nawet pistoletem. Zarabiali
przy nim dużo, ale musieli słuchać Wykonywać rozkazy błyskawicznie i dokładnie.
Od teg0 przecież zależało powodzenie. Zresztą przeważnie dobierał sobie ludzi,
których utrzymywał w dyscyplinie nie tylko terrorem i widokami dużych zarobków.
Prawie każdy z jego pomocników miał jakieś dawne grzeszki na sumieniu, coś
zawdzięczał  szefowi i wolał żyć z nim w zgodzie.
 Siadaj i mów jak było  warknął Przetecki.
 Ano wziąłem ją wtedy wieczorem do siebie. Na razie siedziała cicho. Kurowała
się po tym przeszkoleni Nie przypuszczałem, że będzie chciała pryskać. Dzisiaj w
nocy położyłem się spać, jak zwykle, około chyba dwunastej. Zasnąłem zaraz, bo
byłem zmęczony. Budzę się po szóstej, patrzę Iwony nie ma. Myślałem, że w łazience.
Ani śladu. Zwiała. Zabrała mi klucz od bramy. Ale chyba nie ma się co tym tak bardzo
przejmować. Zwiała to zwiała. Pies z nią tańcował.
Przetecki spojrzał ponuro.
 Jesteś skończony idiota. Jeżeli ją jakiś patrol milicyjny zatrzymał w nocy, to ją
będą wypytywać, co, jak. kto ją pobił. Możemy mieć z tego powodu duże kłopoty.
Chyba schowałeś jej ubranie. W czym wyleciała na miasto?
 W pidżamie.
A niech cię cholera. No to oczywiście, że ją milicja zatrzymała. Babka biega w
nocy po ulicy w pidżamie i mieli ją nie zatrzymać. Słuchaj, cymbale, musisz się na
jakiś czas zlikwidować z terenu. Wyjedz i to zaraz. Zadekuj się gdzieś na wsi. Może ci
się uda załatwić meldunek z wcześniejszą datą. W razie czego zaprzeczysz, że Iwona u
ciebie mieszkała, że ją w ogóle znasz. Ja tu sobie poradzę.
 A forsa, szefie?
 No przecież podobno wygrałeś od tego idioty kupę
pieniędzy.
 Miałem zobowiązania. Szefuńcio mi jest jeszcze winien parę złotych.
Przetecki wyjÄ…Å‚ portfel.
 Masz dwa patyki i znikaj. %7łeby cię tu nikt w Warszawie nie widział.
Rozumiesz?
 Miej więcej. Jadę na zieloną trawkę. Akurat wiosną. Opalę się.
 Utrzymuj ze mną kontakt. Możesz mi być potrzebny. Ale nie telefonuj do mnie.
Napisz na poste restante, gdzie siÄ™ ulokujesz.
Pożegnali się w pozornej zgodzie, ale Przetecki był zbyt dobrym psychologiem na
to, żeby nie wyczuć, iż Ryszard nie prędko zapomni uderzenia w twarz. %7łałował teraz
tego, co się stało. Ostatnio popełniał sporo błędów, był nieopanowany, dawał się
ponosić chwilowej pasji. Przecież także zupełnie niepotrzebnie skatował Iwonę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •