[ Pobierz całość w formacie PDF ]

beka cierpi, i chciał sprawić, żeby poczuła się lepiej.
Przytulił ją znowu.
- On już nie może cię skrzywdzić. Earl nie żyje -
powiedział.
- Wiem. - Powstrzymywała plącz. - Ale i tak panuje
nad mojÄ… psychikÄ….
- Nie panuje.
Rebeka wyrwała się z ramion Roberta.
- Panuje! - wykrzyknęła. - Nie widzisz? Ciągle mi
99
S
R
siÄ™ przypomina, tkwi w moich wspomnieniach tak moc-
no, że już nigdy nie będę normalna. Nie mogę nawet się
kochać, bo dostaję świra!
- To nieprawda. Możesz.
- Nie pamiętasz, co się stało?
- Pamiętam i doskonale cię rozumiem. A jednocześnie
wiem, jak możemy przezwyciężyć twoje lęki.
Rebeka wpatrywała się w Roba z zaciśniętymi pię-
ściami. W końcu rozluzniła dłonie.
- Jak? - szepnęła.
Rob uniósł się na kolana i pociągnął Rebekę tak, że
ona również znalazła się na kolanach. Objął ją delikatnie,
spoglÄ…dajÄ…c w jej oczy.
- Patrz na mnie - odparł. - Jeśli nie jesteś w stanie ro-
bić nic więcej, patrz przez cały czas na mnie.
Zrobiła tak, jak powiedział. Mimo to jej ciało napięło
się, a w jej spojrzeniu pojawił się cień wątpliwości. Rob
zaczął powoli, lekko gładzić ją po plecach, wciąż patrząc
jej w oczy.
- Potrafisz to przezwyciężyć, Rebeko. Potrafisz. Po-
mogę ci. Dotykaj mnie, jeśli chcesz.
Wzięła głęboki oddech i uniosła ręce, a potem oparła
je na ramionach Roberta.
Lekko. Niepewnie. W jej oczach widać było zmie-
niajÄ…ce siÄ™ emocje. NadziejÄ™, strach, powÄ…tpiewanie.
- Jesteś piękną kobietą - odezwał się łagodnie Rob.
Opuściła spojrzenie, zaczerwieniona.
- Nie jestem.
Rob delikatnie uniósł jej brodę.
- Kto ci to powiedział? Earl? Jesteś piękna. Nigdy
100
S
R
nie pozwalaj nikomu przekonywać cię, że jest inaczej.
- Objął ją znowu. - Hej... - Zaczęła opuszczać wzrok.
- ...Patrzysz mi w oczy, pamiętasz?
Popatrzyła mu w oczy, choć z wysiłkiem. Rob był
wzruszony tym, że Rebeka mu ufa, że stara się wytrwać.
Ucałował ją w czoło.
- Czy ty wiesz, jak niesamowicie mnie pociÄ…gasz?
- Opuścił spojrzenie. - Jak jesteś nieprawdopodobnie
seksowna? Wystarczy, że na ciebie popatrzę i od razu je-
stem podniecony.
- Proszę cię... - Potrząsnęła nim lekko za ramiona.-
Nie musisz kłamać.
Rob wziął ją za rękę i dotknął nią swojego członka.
Otworzyła szeroko oczy.
- No i...? Nie kłamałem. Mówię prawdę.
Objęła delikatnie palcami jego członek. Zaczęła po-
ruszać drżącą ręką.
- Tak! Tak!... - Zaczął ją całować, a potem wycofał się
z wysiłkiem, aby spowolnić bieg zdarzeń. Rebeka po-
winna powoli przejść przez kolejne stopnie intymności.
Przyzwyczajenie się do nich wymagało trochę cierpliwo-
ści. - Czy na razie dobrze się czujesz? - upewnił się Rob.
Zaczęła oddychać szybciej. Skinęła głową.
- To dobrze. - Opuścił dłonie na jej pośladki i musnął
jej usta swoimi wargami. - Masz śliczną pupcię - mruk-
nął, ściskając ją lekko. - Nie za małą i nie za dużą - w
sam raz. A piersi... - Nachylił się i przez chwilę pieścił
jej pierś ustami. - Idealne, - Znowu podniósł wzrok. -
Wszystko świetnie do siebie pasuje.
Rebeka znów miała łzy w oczach, ale już nie ze stra-
101
S
R
chu, złości czy wstydu, ale ze wzruszenia. Doświadczała
łagodności, uprzejmości, czułości Roba. Zrozumienia.
W tym momencie pomyślała, że może Robert napra-
wdę jest w stanie jej pomóc; że może zatrze w jej umyśle
wszystkie okropne wspomnienia, które pozostawił Earl.
Zaczęła wierzyć, że dzięki Robertowi jej psychiczne ra-
ny zabliznią się. %7łe będzie mogła cieszyć się seksem. Z
tym mężczyzną.
Bardzo chciała, żeby to była prawda. Oparła dłonie na
jego piersi, tam, gdzie biło serce.
- Nie jestem idealna - odezwała się. - Nikt nie jest.
Ale dziękuję ci...
Niebieskie oczy Roba złagodniały i uśmiechnął się.
Uniósł jedną z jej dłoni i ucałował ją.
- W każdym razie jesteś bardzo bliska ideału - za-
pewnił. Oparł jej ręce na swojej szyi. - Pamiętaj, cały
czas patrz w moje oczy. - To powiedziawszy, położył rę-
ce na wysokości jej pasa, a potem opuszczał je powoli,
gładząc jej biodra, uda, dotykiem miękkim i lekkim jak
wiatr. Hipnotyzował ją powolnymi, wystudiowanymi ru-
chami, dochodząc koniuszkami palców do wewnętrznej
strony ud, aż wreszcie do wzgórka łonowego. Płonęła z
pożądania, oddychając szybko i zamykając oczy.
- Nie, Rebeko - szepnÄ…Å‚ Rob. - Patrz na mojÄ… twarz. -
Zaczął pieścić ją dalej.
Odruchowo zamykała oczy. Jęknęła z rozkoszy, kiedy
wsunął palec nieco głębiej; jej głowa opadła mu na ra-
miÄ™.
- Patrz na mnie. Patrz.
Chciała tylko odczuwać, ale podniosła głowę i powie-
ki. Dwie pary niebieskich oczu spoglądały na siebie. Re-
102
S
R
beka trzymała Roberta mocno za szyję. Pieścił ją dalej,
powoli, a potem nagle wsunął palec głęboko. Jej ciało
wygięło się w łuk, a potem szarpnęły nim skurcze roz-
koszy. Otworzyła szeroko oczy ze zdumieniem, czerwo-
na na twarzy, zdyszana. Jęknęła.
- Rob - wymówił z naciskiem, chcąc powiązać do-
znawane przez niÄ… odczucia ze swojÄ… osobÄ…. - Jestem
Rob. - Położył się delikatnie na łóżku. Wciąż patrząc jej
w oczy, złączył swoje ciało z jej ciałem. - Rob - po-
wtórzył z wysiłkiem. W końcu i on doznał orgazmu.
Opadł koło niej i jęknął jej w ucho: - Rob. - Objął Re-
bekę, przetoczył się na plecy, oparł jej głowę o swoją i
powtórzył: - Rob. - Przyłożył usta do jej policzka, za-
mknÄ…Å‚ oczy i szepnÄ…Å‚ ostatni raz: - Rob.
Wszystko powtarzało się, choć za każdym razem tro-
chę inaczej. Tak jak jej obiecał, trwało całymi godzina-
mi. Dotrzymał słowa.
Rebeka leżała przytulona do pleców Roberta. Uniosła
głowę. Za oknem panowała ciemność; widać było księ-
życ. Spojrzała na zegarek. Była prawie jedenasta w nocy.
Powinna pojechać do domu. Popatrzyła ponad ramie-
niem Roba na jego twarz. We śnie wydawała się niemal
chłopięca. Nie krzywił się, nie robił groznych min. Był
bardzo przystojny.
Rebeka pragnęła położyć się z powrotem i spać razem
z nim, skulona, bok przy boku. Wiedziała jednak, że mu-
si pojechać do domu. Trudno jej było opuścić Roba. Po-
całowała go leciutko w policzek, a potem wstała.
Złapał ją za nadgarstek i przyciągnął z powrotem.
103
S
R
- Nie idz... - mruknął. - Zostań...
Jej serce zmiękło, kiedy usłyszała jego głos. Uśmie-
chnęła się łagodnie i przesunęła dłonią po jego czole.
- Muszę iść. Sadie siedzi w domu sama cały dzień,
- Zostawiłaś jej jedzenie i wodę, prawda?
- Tak.
Rob przyciÄ…gnÄ…Å‚ RebekÄ™ do siebie.
- Zostań - poprosił. Miała ochotę zostać.
- Nie mogę, naprawdę. Sadie będzie czuć się samotna.
Robert westchnął i usiadł na łóżku. Zaczął się ubierać.
- Dokąd idziesz? - spytała Rebeka.
- JadÄ™ po Sadie.
Ostatecznie oboje pojechali do domu Rebeki, żeby
przywiezć Sadie i żeby Rebeka mogła przebrać się w
świeże ubranie.
- Co jest? - spytała, przygotowując śniadanie. Robert
przyglądał się jej znowu.
- Nic. Podziwiam widok. Wskazała na okno.
- Tam jest piękniejszy,
- Nie dla mnie. Dla mnie najciekawszy jest ten widok.
- Jeśli chcesz zjeść śniadanie, to przestań. Inaczej na-
leśniki się spalą.
- Usmażysz następne.
- Rob...
Zaczął ją całować. Poddała mu się, pozostawiając na-
leśniki własnemu losowi.
104
S
R
Zadzwonił telefon. Rob odebrał, przerywając pocału-
nek; ale nie puszczał Rebeki, tylko przyciskał ją do sie-
bie. Po chwili zmarszczył się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •