[ Pobierz całość w formacie PDF ]

po obu stronach głębokiego rowka.
Poczuł, jak tężeje, mimo nasycenia.
Nie, zdecydowanie nie ma jej dość.
Gwałtownie wstał.
Cokolwiek czuje, ma dziÅ› sporo do roboty. Ale
nagle dzień, który dopiero się rozpoczynał, wydał mu
się bardzo długi. I nudny. Chciał, by już był wieczór.
Ogarnęła go irytacja. Na ogół uwielbiał pogoń za
pieniędzmi, wypróbowywanie nowych możliwości.
A tutaj, na Dalekim Wschodzie, było ich mnóstwo.
LubiÅ‚ tutejszy stosunek do pieniÄ™dzy. Szczery i uczci­
wy. Kwitnące gospodarki chciały pieniędzy i były
przygotowane na to, by ciężko na nie pracować.
Tak samo, jak on.
Ale nie każdy zapracował na swoje pieniądze.
Spojrzał na jasną głowę, lekko pochyloną nad
filiżanką.
Portia Lanchester chciała zachować bogactwo,
więc oddała mu swoje ciało, mimo że dotykając go,
brukała swoje czyste jak lilie ręce.
Szyderczy uśmiech wykrzywił mu usta.
Teraz już nie byÅ‚a taka wyniosÅ‚a. Nie byÅ‚a wynios­
ła, gdy leżała pod nim. O, nie! Drżała w jego ramio-
LATYNOSKI KOCHANEK 99
nach z rozkoszy, jej ciało pulsowało, niezdolne, by
pohamować reakcję na to, co on jej robił.
W jego oczach zabłysło jakieś ciemne światełko.
Obdarowywanie jej rozkoszÄ… jemu samemu też spra­
wiało rozkosz.
Szokowanie jej swoimi wymaganiami jeszcze bar-
- dziej tę rozkosz wzmagało.
A minionej nocy miał wiele wymagań.
I będzie ich miał mnóstwo dzisiejszej nocy.
Ale najpierw musi jakoś przebrnąć przez dzień.
DzieÅ„, który rozciÄ…gaÅ‚ siÄ™ przed nim w nieskoÅ„­
czoność.
Portia wstąpiła na lunch do Raffles, owianego
nimbem legendy hotelu, noszÄ…cego nazwisko zaÅ‚oży­
ciela Singapuru, sir Stamforda Rafflesa.
Czuła się zawieszona w czasie. Jak mucha w bryłce
bursztynu. Czas szedł naprzód, ale bez niej. Bolało ją
całe ciało, jakby miała za sobą ciężką fizyczną robotę.
A w głowie ciśnienie coraz bardziej narastało.
Wiedziała z pewnością, która przeszywała ją jak
ostrze noża, że to, co się dzieje, niszczy ją.
Ale nie mogła nic na to poradzić.
StaÅ‚a siÄ™ naÅ‚ogowcem, naÅ‚ogowcem, który jedno­
cześnie pragnie i nienawidzi swojego nałogu.
A jej nałogiem był Diego Saez, który zabierał ją do
raju zmysłów, jakiego do tej pory nawet nie prze­
czuwała, że istnieje, a potem ją odpychał.
Nic dla niego nie znaczyła. Była tylko ciałem.
Gdzieś głęboko w niej tłukł się puls. A w głowie,
szukając ujścia, narastało ciśnienie.
100 JULIA JAMES
Ale nie było żadnego ujścia. %7ładnej ucieczki od
tego, co robi jej Diego Saez.
Zamierzała teraz wybrać się do sklepów po trochę
bielizny, przybory toaletowe, kilka magazynów i ksiÄ…­
żek. Nie wiedziała, ile czego ma kupić, bo też nie
wiedziała, jak długo Diego zostanie w Singapurze ani
gdzie zabierze jÄ… potem.
Ani w ogóle jak długo ją przy sobie zatrzyma.
Wiedziała tylko, że dokonała wyboru i teraz nie
ma już odwrotu,
BÄ™dzie musiaÅ‚a przejść caÅ‚Ä… tÄ™ drogÄ™, aż do gorz­
kiego końca.
Niezależnie od tego, jaką cenę przyjdzie jej za to
zapłacić.
Portia wzięła jeszcze jeden kęs kaczki i odłożyła
pałeczki. Wydawało jej się, że talerz znajduje się
bardzo daleko od niej, tak samo jak przykryty nie­
skazitelnie białym obrusem stół i ludzie siedzący
wokół stołu.
Wszystko wydawało się dalekie, zamglone.
Nierzeczywiste.
- Nie smakuje pani kaczka? To specjalność tej re­
stauracji, ale możemy zamówić coÅ› innego - zapropo­
nowała jej sąsiadka, drobna, elegancko ubrana osoba.
- Nie, dziękuję. Bardzo mi smakuje. Po prostu nie
jestem głodna.
Diego przyjrzał jej się bacznie ponad stołem.
- Może to przez ten upał - zgadywała kobieta.
-Zaaklimatyzowanie siÄ™ zajmuje trochÄ™ czasu, zwÅ‚a­
szcza Anglikom. Pani... - zawahała się przez ułamek
LATYNOSKI KOCHANEK 101
sekundy - partner ma więcej szczęścia. Na pewno
jest przyzwyczajony do takich temperatur, prawda,
seńor Saez?
Diego przesunÄ…Å‚ spojrzenie od Portii na ich gos­
podynię, żonę prezesa jednej z azjatyckich spółek
telekomunikacyjnych, z którym omawiał możliwości
zainwestowania w chińską firmę.
- San Cristo leży o wiele bardziej na północ niż
Singapur, ale rzeczywiście, lata są tam chyba tak
samo gorÄ…ce jak tutaj.
- San Cristo? - spytała grzecznie pani Ling.
- Stolica Maragui, jednego z najbardziej niecie­
kawych krajów Ameryki Zrodkowej - wyjaÅ›niÅ‚ Die­
go suchym tonem. - Rzadko dzieje siÄ™ tam coÅ›, co
mogłoby przyciągnąć uwagę świata.
- Czy nie zdarzyły się tam jakieś zamieszki rok
czy dwa lata temu? W związku z wyborami? - spytała
pani Ling.
- Tak. Wygrał front ludowy, który nie cieszy się
specjalnym uznaniem-wyjaśnił Diego. W jego głosie
zabrzmiała jakaś ponura nuta, i zaraz wrócił do
poprzedniego tematu rozmowy, inwestycji w Chinach.
Portia siÄ™gnęła po filiżankÄ™ zielonej herbaty. Tyl­
ko to mogła przełknąć. Zapach jedzenia wywoływał
mdłości. Popijała herbatę, a ręka, w której trzymała
filiżankę, drżała.
Poczuła na sobie wzrok Diega.
- Dobrze siÄ™ czujesz?
Jego głęboki głos przedarł się przez otaczającą ją
mgłę.
- Tak, bardzo dobrze.
102 JULIA JAMES
Przez chwilÄ™ przytrzymaÅ‚ wzrokiem jej spojrze­
nie, a wtedy napięcie, jakie w sobie czuła, jeszcze
bardziej się pogłębiło.
Ale zaraz wrócił do rozmowy z panią Ling.
Oboje wydawali jej siÄ™ dalecy, ich gÅ‚osy przypÅ‚y­
wały i odpływały, ciśnienie w jej głowie narastało.
Odstawiła filiżankę, która zabrzęczała o spodek.
Pani Ling spojrzała na nią.
- Na pewno dobrze siÄ™ pani czuje? WyglÄ…da pani
tak, jakby była trochę... rozgorączkowana.
Portia zmusiła się do oderwania oczu od Diega.
- Dziękuję, naprawdę nic mi nie jest.
Diego przez stół przyglÄ…daÅ‚ jej siÄ™ ponurym wzro­
kiem.
- Pytałem, czy jesteś chora. - W głosie Diega
słychać było złość.
Byli już w hotelu. Nie siląc się na odpowiedz, Portia
podeszła do barku, wzięła butelkę ginu i puszkę
toniku, potem z lodówki wyjęła trochę lodu, wszystko
to wrzuciła do shakera i przygotowała sobie drink.
- Odpowiadaj!
Wypiła łyk. Ręka lekko jej drżała. Odwróciła się
do niego. Dziwne napiÄ™cie, jakie jÄ… ogarnęło w re­
stauracji, odeszło. Zniknęło podczas jazdy windą do
apartamentu.
- Nie jestem chora - powiedziała.
- Więc, do diabła, co się z tobą dzieje?
PopatrzyÅ‚a na niego. Pytanie byÅ‚o tak nieprawdo­
podobne, że mogła tylko na niego patrzeć.
- Portia...
LATYNOSKI KOCHANEK 103
W jego głosie zabrzmiał dziwny ton. Nic nie
powiedziała, tylko patrzyła.
- Nie potrafisz mówić? - spytał niecierpliwie.
Nadal tylko patrzyła. A skądś, sama nie wiedziała
skąd, wśliznęła się na nią zbroja.
- Co mam ci powiedzieć?
- Gdzie dziś byłaś? Co robiłaś?
Ciekawe, dlaczego o to pyta. Co go obchodzi, jak
spędza dni? Dla niego istniała tylko w nocy. W jego
łóżku.
Ale mimo to odpowiedziała.
- Pojechałam na Sentosę.
- Na Sentosę? - zdziwił się.
- To wyspa z plażą na południe od Singapuru.
- Wiem, gdzie to jest. Ale po co tam pojechałaś?
- By oddalić się.
- Od czego?
Od ciebie. Od tego wszystkiego. By chociaż na
parę godzin odzyskać zdrowe zmysły.
Milczała. Tylko tyle wolności jej pozostało. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •