[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przez ostatnie dwadzieścia pięć lat i był dla teatru tym, czym Siergiej Diagilew dla
baletu, a Rimski-Korsakow  dla muzyki. W Sendzie odnalazł dar niezwykle rzadki
i mamiący publiczność: naturalny, nie wyuczony sposób bycia na scenie.
Oznaczało to, że żaden reżyser nie miał jeszcze okazji zniszczyć jej
spontaniczności i naturalnego, danego jej przez Boga talentu ani, co gorsza,
wyrobić w niej złych aktorskich nawyków, które musiałby najpierw wyplenić,
zanim zrobiłby z niej prawdziwą gwiazdę. Teraz rzucała się na rolę całym sercem,
grając ją z amatorskim może, ale świeżym zapałem, odsłaniając przed wszystkimi
swą duszę. To, czego brakowało w jej wykształceniu, nadrabiała z nawiązką
niczym nie skażonym talentem.
Jej uroda, dorównująca niemalże innym walorom, była dodatkowym atutem.
Ten mariaż talentu z urodą, jaki w niej zobaczył, to było to, czego Jean-Pierre
Guerlain bezustannie poszukiwał i znalazł tylko raz.
Nie posiadał się z radości.
Była jak nie oszlifowany diament Koh-i-noor. Z jej naturalnymi
predyspozycjami i jego doświadczeniem będzie mógł sam stworzyć największy
skarb rosyjskiego teatru  żywą legendę. Nie, Senda Bora nie będzie się
niekorzystnie odbijać na tle Theatre Francais, zdecydował. Tak samo jak okrągła
sumka, jaką ten głupiec, hrabia Kokowcow, zamachał przed nim, niezle się będzie
prezentować na jego koncie.
W ciągu pierwszych kilku minut spotkania monsieur Guerlain zaoferował
zdumionej Sendzie stanowisko prawie na szczycie swego elitarnego zespołu,
nauczycieli francuskiego i codzienne lekcje aktorstwa.
 Będzie to bardzo ostry reżim  ostrzegł.
Senda prawie zaniemówiła, ale jak zwykle praktyczna, zdołała wydusić z
siebie:
 Tak, ale... jak zdołam za to zapłacić?
 Ja to pani zapewniam  powiedział, gestykulując żywiołowo.  Jeśli pani
dotrzyma umowy, proszę uznać wszystko za zapłacone.
Senda była zbyt wstrząśnięta, żeby to pojąć.
 Nie czarujmy się. Jest pani piękną kobietą, madame Bora. W dodatku
niezwykle utalentowaną.  Nachylił się przez nakryty stół.
Patrzyła obojętnie na swój deser, ciastko z morelą i kremem, zapieczone w
płatkach orzechowych. Jedzenie, choćby nie wiem jak pięknie podane, było
ostatnią rzeczą, o jakiej mogła myśleć. Była pewna, że nie mówi całej prawdy, że
ma jakieś ukryte powody. Powoli sączyła szampana, uważając, żeby nie wypić go
zbyt szybko. To nie był dobry moment na zawrót głowy.
 Nie słucha pani  zwrócił jej delikatnie uwagę.
 Słucham  powiedziała, odwracając się do niego.  Tylko... nie jestem
przyzwyczajona, żeby zdarzały mi się takie rzeczy.  Wzruszyła ramionami w
jedwabnych bufkach. Była jeszcze piękniejsza dzięki temu, że nie miała na sobie
żadnych klejnotów.  Od czasu, gdy przyjechałam do Sankt Petersburga 
mruknęła  życie toczy się jak w bajce. Zastanawiam się, kiedy to wszystko się
skończy.
 Dlaczego ma się skończyć? Zresztą bajki mają szczęśliwe zakończenia.
Potrząsnęła głową.
 Nawet bajki nie są tak doskonałe jak to, co mnie się przytrafia.
Zaśmiał się.
 Ach, więc pani jednak nie jest romantyczką, ale realistką. Tym lepiej. Ale
niech to pani rozważy. Sądzę, że komplementy nie są pani obce.  Było to
stwierdzenie, a nie pytanie wymagajÄ…ce odpowiedzi.
Poczuła jego palce dyskretnie wędrujące pod jej suknię. Przeszyły ją dreszcze,
jednocześnie tęsknoty i obrzydzenia.
 Będziesz naszą największą gwiazdą, Sendo  szepnął, zwracając się do niej
po raz pierwszy po imieniu. Mimo gorąca panującego w pomieszczeniu, zadrżała.
Odsunęła się od niego i chrząknęła.
 Monsieur Guerlain  powiedziała niepewnym głosem  moja babcia miała
takie powiedzonko:  Jeśli nie chcesz, żeby pożarł cię niedzwiedz, nie wchodz do
lasu .
 A ja jestem tym niedzwiedziem?
 Chcę tylko powiedzieć...  zarumieniła się nagle i opuściła powieki. Mówiła
chłodnym tonem i tak cicho, że musiał się nachylić, by usłyszeć:  że moje ciało
nie należy do umowy. Odrzucił w tył głowę o ciemnych włosach ze srebrnymi
nitkami i wybuchnął śmiechem, jakby usłyszał coś niezwykle zabawnego. W końcu
otarł oczy rogiem serwetki.
 Moja droga, nie obawiaj się, nie jestem takim obleśnym staruszkiem. Musisz
mi wybaczyć pewną bezpośredniość starszego pana. My, ludzie teatru, tacy
jesteśmy. Ale nie mam żadnych zapędów na twoją cnotę, wierz mi.  Przełknął
szampana, ciągle ze śmiechem.  Jak bym mógł?  spytał już poważnie.
 Chyba... chyba nie rozumiem.
Jego ciemne oczy popatrzyły na nią uważnie.
 NaprawdÄ™ nie rozumiesz?
Potrząsnęła głową.
 Więc rzeczywiście jesteś, z bajki. Księżniczka zabłąkana w głębokim lesie. 
Uśmiechnął się ciepło i poklepał ją po ręku, tym razem wyraznie ojcowskim
gestem.  Cokolwiek będziesz robiła, zachowaj tę niewinność. Jest bardzo
odświeżająca, wierz mi. Zwłaszcza w tej cywilizowanej dżungli, zwanej Sankt
Petersburgiem, a jeszcze bardziej w zabójczej dżungli teatru.
 A to, że pan dotykał mojej nogi?  Głos jej się trząsł.
Spojrzał przenikliwie.
 To był test, madame Bora. %7łebym wiedział, o co chodzi. Jest pani dla mnie
niepojętą tajemnicą.
Przez chwilę siedziała w milczeniu.
 A dlaczego musiał mnie pan sprawdzać?
Jego wyraz twarzy nie zmienił się.
 %7łeby zrozumieć, jak mam panią traktować.  Przerwał.  Albo raczej, jak
pani traktuje kogoÅ› innego.
Potrząsnęła głową z niedowierzaniem.
 Więc... to prawda, że pan mnie nie pragnie. Nie robi pan tego wszystkiego... 
głos jej się załamał i przełknęła łyk szampana. Był tak odświeżający, że opróżniła
cały kieliszek, co rozluzniło też jej język  ... dla mojego ciała?  Uśmiechnęła się
nieśmiało.
 Skąd, broń Boże  wzdrygnął się.  Ma pani pojęcie, jakie legiony młodych
kobiet rzucają się na mnie, żeby dostać rolę? Jakąkolwiek. Oczywiście, że chcę
pani ciała. Na swój własny sposób. Na scenie, w jakiejkolwiek roli zechce się pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •