[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyjaśnieniem sprawy i skontaktuje się z nią za dzień lub dwa. Przez ten
czas miała się nie martwić i nic nikomu nie mówić.
Alystra wyszła od Jeseraca z mieszanymi uczuciami. Byłaby bardziej
usatysfakcjonowana, gdyby mogła widzieć zachowanie się Jeseraca
bezpośrednio po jej wyjściu.
Jeserac miał przyjaciół w Radzie; skontaktował się z trzema swymi
znajomymi i wzbudził ostrożnie ich zainteresowanie. Jako nauczyciel Alvina
zdawał sobie sprawę, że im mniej osób będzie wiedziało, co się wydarzyło,
tym lepiej dla niego.
Zgodzono się natychmiast, że pierwszą rzeczą, jaką trzeba uczynić, to
skontaktować się z Khedronem i zażądać od niego wyjaśnień. Ten świetny
plan miał tylko jedną wadę. Khedron spodziewał się takiego obrotu sprawy i
nigdzie nie można go było znaleźć.
Jeśli istniała jakaś dwuznaczność w sytuacji Alvina, jego gospodarze unikali
przypominania mu o tym. Mógł się swobodnie poruszać po Airlee — małej
wiosce, w której władzę sprawowała Seranis. Alvin odkrył, że Lys dzieliło się
na niezliczone wioski, których Airlee było typowym przykładem.
Chociaż bardzo małe i liczące niespełna tysiąc mieszkańców, Airlee pełne
było niespodzianek. Głosu do porozumiewania się używały tylko dzieci;
dorośli bardzo rzadko się odzywali i po jakimś czasie Alvin zorientował się,
że jeśli to robili, to tylko z uprzejmości w stosunku do niego. Dziwne było, że
mowa, chociaż tak rzadko wykorzystywana, przetrwała jednak, ale potem
Alvin odkrył, że ludzie z Lys bardzo lubili śpiewać. Bez tego już dawno temu
staliby się niemowami.
Byli zawsze czymś zajęci, oddając się czynnościom i problemom przeważnie
dla Alvina niezrozumiałym. Większość ich zajęć wydawała mu się
niepotrzebną stratą czasu. Na przykład przeważającą część żywności
pozyskiwało się tutaj naturalnie, zamiast syntetyzować, tak jak w Diaspar.
Airlee słynęło ze swych owoców, ale kiedy Alvin skosztował kilku, ich smak
nie wydał mu się w niczym lepszy od owoców, które mógł za skinieniem
palca otrzymać w Diaspar.
Z początku sądził, że ludzie z Lys zapomnieli o energii i maszynach, na
których opierało się całe życie w Diaspar, albo że w ogóle nigdy ich nie mieli.
Szybko przekonał się, iż był w błędzie. Istniały tu maszyny i wiedza o nich,
ale korzystano z nich jedynie wtedy, gdy było to konieczne. Najjaskrawszym
tego przykładem był system transportu, jeśli można go było w ogóle tak
nazwać. Krótkie odległości ludzie pokonywali pieszo i zdawało się to
sprawiać im przyjemność. Jeśli się spieszyli albo mieli do przeniesienia mały
bagaż, podróżowali na specjalnie do tego celu hodowanych zwierzętach. Do
transportu towarów służyły im niskie, sześcionożne stworzenia, posłuszne i
silne, ale mało inteligentne. Zwierzęta szybkie były przeważnie
czworonogami, ale kiedy nabierały prędkości, używały tylko zadnich,
potężnie umięśnionych kończyn. Mogły one w ciągu kilku godzin przebyć
wszerz całe Lys, a pasażer podróżował w siodle przytroczonym do grzbietu
zwierzęcia.
Te dwa gatunki wystarczały do zaspokojenia wszystkich normalnych
potrzeb. Kiedy jednak potrzebna była prawdziwie duża prędkość albo
zachodziła konieczność przetransportowania wielkich ładunków, bez
wahania uciekano się wtedy do wykorzystania maszyn.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]