[ Pobierz całość w formacie PDF ]

złowić, zanim zrobi się wieczór.
- Och, wy wędkarze jesteście wszyscy tacy sami!
- Sadie roześmiała się. - Harv, gdyby mógł, stałby na
środku potoku od wschodu do zachodu słońca. - Za­
myśliła się na moment i nagle rozpromieniła jak
dziecko, które dostało prezent gwiazdkowy. - Mam
pomysł, może przyjdziecie dzisiaj do nas oboje na
kolację?
- Dziękuję, Sadie, ale chyba nie będziemy mieli
czasu... - Katie wyglądała na więcej niż lekko sfru­
strowaną.
- Nie, nie, żadnych wykrętów! - Sadie uścisnęła
ją i uśmiechnęła się do Jeremy'ego. - Czekam na was
oboje o wpół do szóstej.
Przez kilka sekund patrzyli bez słowa za odchodzą­
cą kobietą.
- Zdaje się, że nie mamy wyjścia - odezwał się
w końcu Jeremy. - Czeka nas wieczór u Jenkinsów.
- To będzie bardzo krótki wieczór - oświadczyła
kategorycznie Katie.
- Do wpół do szóstej zostało nam niewiele czasu.
- Jeremy wzruszył ramionami. - Moglibyśmy się te­
raz pokręcić po mieście i pojechać do mnie dopiero
po tej kolacji. Co byś powiedziała na przejażdżkę do
wodospadu i z powrotem?
- Zgoda.
Gdy tylko Katie usiadła za nim, Jeremy zapalił
motor i ruszył z miejsca. Uśmiechnął się, kiedy przy­
warła do jego pleców i objęła go w pasie niedźwie­
dzim uściskiem. Dla niej jazda z nim mogła być tro­
chę frustrująca, ale jemu te wspólne rajdy zaczynały
się bardzo podobać.
- Dziękujemy za kolację - powiedział Jeremy, po­
dając rękę Harvowi, podczas gdy Katie musiała
znieść jeszcze jeden gorący uścisk Sadie. - Pewnie
się zobaczymy w Blue Bird w poniedziałek.
- Masz ochotę zarzucić kilka razy wędkę jutro
rano?
- Nie mogę iść jutro na ryby, Harv. Mam do zro­
bienia kilka rzeczy w domu.
Zobaczył, jak Harv puszcza oko do Sadie.
- W porządku. To niech będzie w niedzielę po
nabożeństwie.
- Przykro mi. Na niedzielę też mam inne plany,
ale może wyskoczymy gdzieś razem w poniedziałek
po południu? - zaproponował, żeby udobruchać jakoś
starego Harva. - Chodzi mi po głowie już od jakiegoś
czasu, żeby spróbować szczęścia na Little River.
- Mnie w to graj! - odpowiedział radośnie Harv.
- W takim razie do zobaczenia w poniedziałek.
Muszę odwieźć do domu Katie, zanim się ściemni.
- Jeremy ostrożnie pominął informację, o który dom
chodzi -jego czy jej.
- Pozdrów ode mnie mamę, jak będziesz z nią
następnym razem rozmawiała - powiedziała rozanie-
lona Sadie.
- Oczywiście.
Kiedy wracali do zaparkowanego na podjeździe
harleya, Jeremy zauważył, że Katie wygląda, jakby
miała za chwilę eksplodować.
- No, jak myślisz - spytał cicho, wsiadając na mo­
tocykl - co będzie o nas opowiadać?
- Że albo mamy namiętny romans, albo zbieramy się
do kupienia obrączek - mruknęła, siadając za nim. -
A pierwszą osobą, której to powie, będzie moja matka.
- Przecież Sadie cię prosiła, żebyś pozdrowiła od
niej swoją matkę, kiedy będziesz z nią rozmawiała.
Jeremy zaśmiał się, unosząc brwi, kiedy z ust Katie
padło słowo niegodne damy.
- Ta baba już wisi na telefonie i zanim wyjedzie­
my z miasta, moja matka będzie wiedziała, że rozbi­
jam się z tobą po mieście na motorze i że teraz pewnie
jedziemy do ciebie robić nie wiadomo co.
- Ale ja jej powiedziałem, że odwożę cię do domu.
- Sadie i tak wie swoje.
- Czyli gnam z tobą w góry, będziemy tam biegali
nago po lesie i kochali się namiętnie nad brzegiem
potoku za domem...
- Coś w tym rodzaju. - Oparła głowę na jego ra­
mieniu. - Strasznie jestem ciekawa, co będzie miała
do powiedzenia, kiedy zajdę w ciążę.
Jeremy ruszył w drogę, nie powiedziawszy ani sło­
wa. Nie mógł. Nagle ogarnęła go taka złość, że nie
potrafiłby się ustrzec słów, jakich nie używa się w to­
warzystwie damy.
To, co usłyszał przed chwilą od Katie, naprawdę
nie było wesołe. O nim Sadie Jenkins mogła opowia­
dać, co jej się żywnie podoba, ale nie ręczył za siebie,
gdyby zaczęła roznosić plotki o Katie.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Kiedy Jeremy zamknął za sobą drzwi i zablokował
zamek, Katie zaczęło bić mocniej serce. Już raz była
z nim sam na sam w tym domu, ale w zupełnie innej
sytuacji. Tamtego wieczoru, kiedy omal się nie utopi­
ła, była w stanie bliskim hipotermii, a on jeszcze się
nie zdecydował, że pomoże jej zajść w ciążę. Teraz,
wiedząc, że właśnie z tego powodu tu przyjechała,
czuła się trochę podenerwowana.
- I co teraz? - spytała. Nie mając w tych sprawach
żadnego doświadczenia, nie bardzo wiedziała, jak się
zachować.
- Nic. - Położył swoje klucze na stoliku koło skó­
rzanej kanapy. - Musimy jeszcze o kilku rzeczach
porozmawiać.
- Myślałam, że wczoraj wszystko ustaliliśmy -
powiedziała z duszą na ramieniu. Czyżby chciał się
wycofać albo postawić więcej warunków, na które
musiałaby się zgodzić? [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •