[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakiegoś innego mężczyzny przez całe życie, pomyślała.
Clint zdawał sobie sprawę, jaką piękną kobietą jest Jessie.
Wiedział, że jako panna młoda będzie wyglądała ślicznie. Jednak
widok, jaki ujrzał, kiedy szła ku niemu, czekającemu przy ołtarzu,
zaparł mu dosłownie dech w piersiach. Była przepiękna - od czubka
głowy, przybranej kwiatami na upiętych wysoko włosach, do rąbka
spływającej wzdłuż ciała szmaragdowozielonej sukni.
Kościół przystrojony został na tę okazję białymi wstążkami i
gałązkami sosnowymi. Zapalono wszystkie świece. Jessie miała
bukiet z białych róż i drobniutkich orchidei. Clint czuł ich zapach,
kiedy stała tuż przy nim. Co chwila spoglądał na jej śliczną twarz.
Zdania wypowiadane przez księdza słyszał jakby z wielkiego
dystansu, mimo że dzieliło ich zaledwie kilka kroków. Zdawał sobie
sprawę z obecności innych ludzi, ale wszystko przysłaniała mu
Jessie.
Ujął jej delikatną, chłodną dłoń. Mocnym głosem powtarzał za
księdzem słowa przysięgi, patrząc jej prosto w oczy. Potem ona
powtórzyła to raz jeszcze, a każde słowo zapadało mu głęboko w
duszę:  ...w zdrowiu i w chorobie, na dobre i na złe, dopóki śmierć
nas nie rozłączy". Wsunęła mu na palec wąską, złotą obrączkę. Wziął
ją za rękę i trzymał mocno.
Ksiądz ogłosił, że od tej chwili są mężem i żoną.
- Może pan pocałować pannę młodą - powiedział.
87
RS
Clint nachylił się i pocałował ją - najbardziej delikatnym, pełnym
miłości pocałunkiem swego życia. Wiedział, że ją to zaskoczyło,
poczuł, jak przywiera do niego, jak jej usta poddają się pieszczocie.
Dopiero dalsze słowa księdza wróciły mu świadomość.
Ksiądz pobłogosławił ich i jako pierwszy złożył gratulacje.
Dziękując mu Clint podał mu lewą rękę, gdyż w prawej dzierżył
wciąż dłoń Jessie. Potem poprowadził ją do wyjścia, czując się tak,
jakby płynął w powietrzu. Za drzwiami zostali obsypani przez
zaproszonych gości chyba z pięcioma kilogramami ryżu.
Planowali zaraz po ceremonii pojechać do domu, ale
najwidoczniej Sophie i pozostali zapatrywali siÄ™ na to inaczej.
- Wiem, że się spieszycie, żeby zostać sam na sam, ale musicie
wstąpić do kawiarni, choćby na chwilę- oznajmiła Sophie.
- Czeka tort i szampan - uzupełniła Ivy.
- Rozumiecie, ludzie też chcą wam złożyć życzenia - dodał
Charlie.
- Ludzie? - zdziwiła się Jessie i spojrzała na Clinta. - Jacy ludzie?
- No, ludzie - odparł Charlie wzruszając ramionami. Pozostali
patrzyli na niego z naganÄ… i dawali jakieÅ› znaki. Najwyrazniej Charlie
coś wypaplał.
- Masz coś przeciwko temu? - spytała Clinta.
- Jasne, że nie. Widocznie zorganizowali dla nas jakieś przyjęcie.
Byłoby niegrzecznie odmówić.
Kiedy zjawili się w kawiarni, oczekiwało tam chyba całe
miasteczko. Wszyscy chcieli złożyć im życzenia. Były kolorowe
serpentyny i baloniki. Młoda para raz jeszcze została obsypana od
stóp do głów, tym razem deszczem konfetti. Na bufecie oczekiwał
ogromny tort weselny i inne smakołyki. Charlie przeszedł samego
siebie i przyrządził wszystkie swoje specjalności - kurczaki smażone
w kawałkach, pikantne chili i lasagne.
Potem Sophie odsunęła stoły na bok i w ten sposób stworzyła coś
w rodzaju parkietu. Charlie nastawił szafę grającą i zaczęła się
zabawa. Każdy mężczyzna chciał zatańczyć z panną młodą, a
wszystkie kobiety musiały po kolei pobujać Daisy na kolanach. Nie
88
RS
było to dokładnie takie przyjęcie, jakie sobie wymarzyła, gdyby
 kiedyś" miała wychodzić za mąż, ale nigdy w życiu tak się nie
wytańczyła, nie śmiała, nie wyściskała z praktycznie całym miastem.
Tak, to było przyjęcie jej życia. Nigdy nie czuła się tak radosna i
szczęśliwa. Dostała błogosławieństwa od wszystkich, których znała.
Nie miała racji, kiedy myślała, że ludzie tylko czekają na to, żeby
zobaczyć, jak Clint podwija pod siebie ogon i ucieka sprzed ołtarza,
tak jak zrobił to Sam. yle oceniała. swoich sąsiadów i przyjaciół -
widać było, jak cieszy ich jej szczęście. Z odejściem Sama Kincaida
ucierpiała nie tylko duma Jessie, zniszczył on również jej wiarę i
zaufanie do łudzi, naturalną skłonność, żeby odnajdywać w nich
najlepsze strony. Teraz, dzięki Clintowi, to wszystko się zmieni.
Wreszcie przyszła pora, żeby młoda para udała się do domu. Alice
uparła się, że Daisy zostanie u nich na noc, żeby Jessie i Clint mieli
choćby namiastkę miodowego miesiąca.
Przez cały miniony tydzień Jessie zastanawiała się, co Alice sądzi
na temat jej małżeństwa. W końcu to ona pierwsza zasugerowała jej,
żeby znalazła kandydata na męża i zawarła z nim umowę. Alice tak
bardzo jej pomagała, że zasługiwała na to, żeby powiedzieć jej
prawdę. Jessie chciała to nawet zrobić rano, kiedy Alice i Dan, jej
mąż, przyjechali zabrać ją do kościoła. Przyjaciółka weszła z nią do
sypialni, żeby pomóc przy ubieraniu. Jessie już miała wszystko
wyznać, ale Alice ubiegła ją.
- Tak się cieszę, że się pobieracie z Clintem. Nawet nie wiesz,
jakie miałam wyrzuty sumienia, że zaproponowałam ci, żebyś
zawarła jakieś fikcyjne małżeństwo. To było nieetyczne i mogłabym
nawet stracić pracę, gdyby ktoś się o tym dowiedział. Na szczęście
teraz nie mam się czego obawiać. Widać, jak jesteście w siebie
wpatrzeni, i nikt nie będzie nawet podejrzewał, że mogłabyś zrobić
to tylko po to, żeby uzyskać status mężatki.
Jessie zdołała się uśmiechnąć i udawała, że poprawia coś przy
zapięciu. Teraz, kiedy wiedziała o obawach Alice, nie mogła obarczać
jej brzemieniem prawdy. Nawet jeśli sama miałaby poczuć się lepiej,
wyznajÄ…c wszystko komuÅ› zaprzyjaznionemu.
89
RS
- Nie obawiaj się o Daisy - zapewniała ja Alice, kiedy szykowali
się z Clintem do opuszczenia przyjęcia. - Będzie jej u nas dobrze,
prawda, maleńka?
Jessie ucałowała policzek małej i oddała ją Alice, która już
trzymała w drugiej ręce torbę z pieluchami i innymi niezbędnymi
akcesoriami.
- Gotowa? - spytał Clint stając obok niej i biorąc ją władczym
gestem pod rękę. Jessie kiwnęła głową, więc przeszli do drzwi
szpalerem wiwatujących zgromadzonych. Kiedy drzwi zamykały się
za nimi, rozległo się brzęczenie dzwoneczków. Na dworze padał
śnieg, tak jak wtedy, w wieczór wigilijny. Pomyślała o ich pierwszym
spotkaniu. To tak niedawno, a zdawało się, że już upłynęło morze
czasu. Kiedy go zobaczyła po raz pierwszy, nigdy nie przypuszczała,
że zostanie jego żoną.
Clint pomógł jej wsiąść do samochodu, po czym zajął miejsce za
kierownicą. Spojrzała na jego profil, na dłonie zaciśnięte na
kierownicy. Na palcu lewej ręki błyszczała obrączka. Po raz pierwszy
tego dnia Jessie miała spokojną chwilę na refleksję i dopiero teraz
dotarło do niej, co tak naprawdę się wydarzyło.
Podjechali pod jej dom i zanim zdążyła otworzyć drzwi
samochodu, Clint wysiadł, żeby jej pomóc.
- Nie możesz iść przez śnieg w takich butach - powiedział,
spoglądając na jej nogi w cienkich, zamszowych czółenkach. -
Zniszczą się zupełnie.
- No cóż, nie potrafię fruwać - odparła, zbierając fałdy sukni,
żeby nie ciągnęły się za nią po śniegu. - Chyba powinnam była wziąć
moje botki, ale pomyślałam, że będą za bardzo człapać, kiedy zacznę
iść w stronę ołtarza. Rozumiesz, to by popsuło nastrój.
- Nie rozumiem, dlaczego tobie akurat miałoby to przeszkadzać
- odparł Clint ze śmiechem. - Przecież ty chyba nosisz te cholerne
boty od rana do wieczora i do każdego stroju. Dlaczegóż więc nie
miałabyś ich nałożyć do sukni ślubnej?
I zanim zorientowała się, co się dzieje, porwał ją w ramiona i
zaczął nieść do wejścia domu.
90
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •