[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jącej nadzieją. Postanowiła dać mu szansę.
Wicehrabia, przełamawszy opory wewnętrzne, kontrastowo udał się do jubi-
lera, również znajomego, który prowadził interesy bez porównania mniej kryszta-
łowe niż ten pierwszy.
O diamencie napomknął bardzo delikatnie i natychmiast spotkał się z wielkim
zainteresowaniem. Jubiler zażądał demonstracji.
Marietta o mało nie wylała od razu swojej mikstury. Czekała nazajutrz po dru-
giej stronie ulicy, bo sprowadzać podejrzanego kupca do własnego mieszkania
nie miała najmniejszej ochoty. Wicehrabia również wolał nie. Wpatrzona w wej-
ście sklepu przeżywała katusze, rozszalała się w niej bowiem nagle wyobraznia.
Wyraznie czuła, widziała to, była pewna, że wicehrabia już jej diamentu nie od-
da, ucieknie ze sklepu tylnym wyjściem, obrabuje ją zwyczajnie, albo może nie,
nie on, jubiler go zabije i zdobędzie klejnot dla siebie, ktoś zabije ich obu, ja-
kiś złoczyńca już tam zaczajony, nikt nikogo nie zabije, tylko obaj razem wezwą
policję i każą ją aresztować, może w magazynie wybuchnie pożar, może nastą-
pi inna okropność, ona w każdym razie diamentu już nie odzyska, a za to straci
wolność. . .
Krótko mówiąc, po raz pierwszy w życiu wpadła w rzetelną histerię. Pod-
kład już miała, wicehrabia, szczery chłopiec, nie umiał porządnie ukrywać swoich
wahań i wątpliwości, napięcie Marietty narastało i tu, naprzeciwko jubilerskiego
magazynu, doszło do zenitu.
Nie mając pojęcia o doznaniach wspólniczki, wicehrabia z diamentem wszedł
do jubilera. Oględzin dokonano na zapleczu, w pokoiku, stanowiącym coś w ro-
dzaju warsztatu złotniczego.
Pewności, że istotnie ma do czynienia z największym diamentem świata, wi-
cehrabia nabrał dopiero na widok rumieńca, jakim zapłonęła twarz fachowca. Ju-
biler złapał dech oraz lupę, obejrzał kamień z największą dokładnością i nie zdołał
w pełni stłumić emocji.
Przeciąć czy pan wicehrabia chce sprzedać, jak jest? spytał bez ogródek.
Nie wiem jeszcze odparł wicehrabia, wyjmując mu z ręki drogocenność
niemal przemocÄ…. Na ile pan to wycenia?
Trudno powiedzieć. Rzecz dla amatora. Po przecięciu. . .
Niech się pan nad tym zastanowi poradził sucho wicehrabia. Właści-
ciel chciałby dostać pieniądze. Przyjdę jutro albo pojutrze.
Jubiler nieco ochłonął.
Pojutrze. Przeprowadzę rozeznanie. Może zdołam podać panu konkretną
sumÄ™.
Ukazując się znów na progu sklepu wicehrabia zamierzał dać radosny znak
zawoalowanej Marietcie. Znak mu nie bardzo wyszedł, bo równocześnie błysnął
58
w nim niepokój, że do pojutrza jubiler wgłębi się w ową aferę, o której było tyle
gadania, i stworzy jakieÅ› przeszkody. On sam zostanie wmieszany, diabli wiedzÄ…
w co. . . Zawahał się i zatrzymał na moment, z wyrazem niechęci na twarzy.
Półprzytomna z napięcia Marietta odebrała gest i wyraz jako potwierdzenie
najgorszych obaw. Zlepo runęła ku niemu przez jezdnię wprost pod koła rozpę-
dzonej karety hiszpańskiego ambasadora.
Wątpliwe, czy nawet w sto lat pózniej zdołano by uratować jej życie. Początek
drugiej połowy XIX wieku dysponował mniejszymi możliwościami i po kwadran-
sie umarła w objęciach niedoszłego oblubieńca lub też niedoszłej ofiary.
Zważywszy wysokie sfery, do jakich należała kareta, w której zresztą jechał
nie ambasador, tylko jego wiecznie śpieszący się sekretarz, wydarzenie doczekało
się aż dwóch wzmianek w prasie. Trzecia wzmianka, podająca ten sam adres, po-
jawiła się w tydzień pózniej i zawiadamiała o tajemniczej śmierci dwóch kobiet
dzień po dniu. Zmarła mianowicie gospodyni domu, a zaraz nazajutrz jej służąca,
obie otrute substancją, której resztki znaleziono w pustym mieszkaniu po zabitej
w katastrofie lokatorce. W archiwach policyjnych pozostały zeznania świadków,
z których to zeznań wynikało, że obie damy kolejno spróbowały napoju z eleganc-
kiej, kryształowej karafki. Uczyniły to całkowicie dobrowolnie, a napój okazał się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]