[ Pobierz całość w formacie PDF ]
naczalstwa , z których w głębi serca sami się śmieją.
Bardzo wielu przywyka do roli bezwolnej tuby głoszącej nieomylną prawdę
objawioną Kościoła . Jakikolwiek sprzeciw kapłana wobec watykańskiej doktryny jest
traktowany przez jego przełożonych z największą surowością. Tu dopiero wchodzą w
grę prawdziwe kary kanoniczne tzn. te niosące za sobą realne sankcje, które
sprowadzają się do pozbawienia części albo całości wynagrodzenia za posługi
duszpasterskie. Drastyczne przypadki załatwia się ekskomuniką tj. całkowitym
wykluczeniem z Kościoła. Jako kleryk i ksiądz słyszałem kilkakrotnie o przypadkach
suspendowania kapłanów tj. pozbawienia ich możliwości wykonywania zawodu za
przewinienia typu: publiczne poddanie w wątpliwość nieomylności papieża;
pokpiwanie z dogmatów, encyklik lub innych form nauczania papieskiego;
krytykowanie posunięć biskupa diecezjalnego, prymasa itp. Kary za niesubordynację i
krytykę doktryny (choćby w dobrej wierze), nijak się mają do rutynowych upomnień
za konkubinat, zgwałcenie dziecka, złupienie parafii itd. W takich i podobnych
przypadkach najcięższą karą dla duchownego jest zmiana placówki.
W Aodzi, za panowania biskupa Rozwadowskiego, o mały włos nie stracił
pracy ksiądz odszczepieniec , który namawiał rodziców do stosowania prezerwatyw.
Miało to miejsce podczas kolędy. Młody kapłan, rodem z zabitej dechami wsi był z
usposobienia niedbały o konwenanse i bardzo bezpośredni. Na parafii w mieście czuł
się nie najlepiej. Słownictwo i ogładę, jak przystało na lokalnego patriotę, zachował był
z domu rodzinnego. Kiedy wszedł do kolejnego mieszkania, a raczej paru brudnych
klitek wypełnionych wrzaskiem szóstki rozkrzyczanych dzieciaków, jak zwykle w
takim przypadku ogarnęło go współczucie. Ojciec rodziny - narobiony, przygarbiony z
rękami do kolan i wychudzona, zmęczona życiem matka, tłumaczyli się ze
spuszczonymi głowami, że nie mają na ofiarę , a parę groszy wstydzą się dać.
Wzruszyli tym do reszty poczciwego chłopo - księżulę . Sięgnął głęboko do teczki z
pieniędzmi, wyjął garść papierów i powiedział: Mata tu na jedzenie i cukierki dla
dziecioków ...a za resztę kupta se kondonów... . Nie zawsze dobre chęci popłacają.
Prawomyślne ludziska nie poczuły blusa ; wykazały się niezwykłą lojalnością wobec
władzy duchownej i zakablowały młodego duszpasterza, pełnego szczerych intencji.
W nagrodę został pozbawiony na ładnych parę lat środków do życia.
Wracając do kapłańskich spowiedzi - trzeba przyznać, że mniej więcej połowa
z nich ma znamię otwartego i odpowiedzialnego stanięcia przed Bogiem. Siłą rzeczy są
one profesjonalne i rzeczowe. Księża, jak nikt inny, zdają sobie sprawę ze znaczenia
warunków dobrej spowiedzi ; znają pełną interpretację przykazań. Mają po prostu
nieporównywalnie większą świadomość religijną. Ci, którzy zachowali jeszcze Boga w
sercu, idą do spowiedzi ze szczerymi intencjami, ale na ogół bez większego
entuzjazmu. Cóż, trudno wymagać od nich spektakularnych nawróceń, skoro przez
lata są nieprzerwanie sługami Stołu Pańskiego , powiernikami Słowa Bożego i
szafarzami łask wszelkich . Z czego i po co się nawracać? Większość parafian
utwierdza swoich kapłanów w głębokim przeświadczeniu co do ich wyjątkowości,
nieomylności lub wręcz świętości. Zwłaszcza niektóre starsze kobiety Kościoła
potrafią tak namiętnie nadskakiwać swoim księżykom , wmawiając im przy tym
wszystkie zalety świata, iż ci stają się niemal bezwolni, a przede wszystkim
bezkrytyczni względem samych siebie. Oczywiste jest to, że człowiek łatwiej i szybciej
akceptuje i przyjmuje za swoje - opinie przychylne sobie. To przecież oni są
namaszczeni świętymi olejami i posłani po to, żeby nawracać grzeszników. Jakże łatwo
w takiej sytuacji zapomnieć o własnej grzeszności i potrzebie nawrócenia. Mimo to
jednak wielu księży stara się raz na jakiś czas stanąć w prawdzie przed Bogiem i
samym sobą. Nie spowiadają się częściej niż inni śmiertelnicy (czasami nawet raz na
kilka lat!), ale ich spowiedzi wyglądają zupełnie inaczej. Przebija w nich wyraznie
wielki ciężar, jarzmo garbu kapłaństwa. Człowiek żyjący jak Pan Bóg przykazał - w
małżeństwie i na łonie rodziny - ma o wiele większe szansę na uczciwe życie, a po
moralnym upadku - na autentyczną przemianę. Wezmy na przykład zdradę małżeńską,
grzech wynikający najczęściej z pożądania. Mąż porzucający kochankę ma przeważnie
szansę powrotu do swojej żony oraz naprawienia krzywd, które wyrządził swoim
najbliższym. Jego pożądanie, mające swoje zródło w naturalnej potrzebie miłości i
bliskości z kobietą, będzie mogło na nowo realizować się w kontaktach z żoną. A co
ma zrobić ksiądz, który postanowił zerwać ze swoją kochanką; do kogo ma wrócić?
Gdzie i z kim spełniać się jako mężczyzna? Wyznając grzech nieczystości i życia w
nieformalnym związku - ksiądz ma świadomość, iż prędzej czy pózniej ulegnie
naturalnemu popędowi i powróci na drogę występku. Najczęściej jednak kapłani po
takich spowiedziach nie mają zamiaru rozstawać się z konkubinami, tłumacząc sobie
często, że popycha ich do tego natura. Dla świętego spokoju wyznają grzech, w który
sami do końca nie wierzą. Ważność spowiedzi domaga się jednak spełnienia
wszystkich jej warunków, a wiÄ™c również «postanowienia poprawy» czyli zerwania z
grzechem. Pokutnik wie o tym doskonale, ale co bidok ma zrobić - z naturą nie wygra!
Całą odpowiedzialnością obarcza przeklęty celibat i ma nadzieję, że Pan Bóg go nie
ustanowił, a nawet Jest mu zdecydowanie przeciwny. Z całą pewnością tak jest i
trudno odmówić słuszności takiemu rozumowaniu. Księża dobrze kombinują, ale w
głębi swoich serc i sumień czują ciągły niedosyt. Przeżywają wieczne rozdarcie, bo nie
żyją ani w formalnych związkach, ani też w zgodzie z tym co głoszą i jak ich
postrzegają ludzie. %7łycie w ciągłym rozdwojeniu i zakłamaniu nie sprzyja pracy
kapłana, a na pewno nie wpływa pozytywnie na jego osobistą duchowość. Niemoc
wobec ograniczeń systemu, takich właśnie jak celibat, rodzi w konsekwencji niemoc w
pracy nad sobą i przekreśla możliwość nawrócenia. To właśnie miałem na myśli
mówiąc o braku entuzjazmu w kapłańskich spowiedziach. Jak można robić coś z
przekonaniem, z nadzieją na powodzenie, gdy wszystko z góry skazane jest na
niepowodzenie?! Bardzo wielu spośród księży, których spowiadałem próbowało (z
różnym skutkiem) szczerze wyznać swoje grzechy. Wyczuwałem u nich szczere
pragnienie oczyszczenia, ale nierzadko ja - spowiednik i on
- penitent dochodziliśmy do wspólnego wniosku, że księdzu niezwykle trudno
jest żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Niektórzy sami, już w pierwszych słowach,
utyskiwali na system, który zrobił z nich sterylne, urzędnicze roboty. Skarżyli się na
przymusową samotność
- powód ich zgorzknienia, pijaństwa, materializmu i skoków na boki .
Nie do rzadkości, szczególnie wśród starszego duchowieństwa, należały
również spowiedzi bardzo rutynowe i beznamiętne. Nie było w nich cienia nadziei na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]