[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Och! CoÅ› podobnego!
- Lowell wie to z wiarygodnego zródła. Czy pan go znał,
Dungarran?
- Nie, sir Jamesie. Jego fama pochodzi jeszcze sprzed moich
czasów, ale jeśli się nią kierować... On mieszkał w pańskiej części
kraju, nieprawdaż? Czy dobrze mi się zdaje, że był właścicielem
opactwa Steepwood?
- Tak, lecz według prawa opactwo nigdy mu się nie należało.
Sywell wygrał je w karty od prawowitego właściciela przed
osiemnastoma, a może dziewiętnastoma laty. Przyszedł czarny dzień
dla nas wszystkich.
- Jak to się stało?
- To było w dziewięćdziesiątym trzecim. Kiedy hrabiemu
Edmundowi Cleeve owi, powiedziano, że jego jedyny syn nie żyje,
nieszczęśnik stracił rozum. Pojechał do Londynu, tu natknął się na
swojego starego przyjaciela Sywella i zaczęli grać. Szczęście
wyraznie opuściło Edmunda Cleeve a. W ciągu jednego wieczoru
stracił wszystko: opactwo, granty, cały majątek. I wszystko wziął
Sywell.
- Cleeve potem się zastrzelił, prawda?
- Tak, a Sywell zamieszkał w opactwie. To było bardzo przykre
dla wszystkich w okolicy. Grunty zanadto nie ucierpiały, większą ich
część Sywell odsprzedał Thomasowi Cleeve owi, więc nie w tym
rzecz. Ten człowiek był całkiem pozbawiony moralności. Prowadził
się doprawdy skandalicznie i zhańbił niejedną biedaczkę w okolicy. -
Sir James spojrzał na żonę. - Nie mówmy o tym więcej przy damach.
- Słyszałem na ten temat różne opowieści - zapewnił Dungarran
z powagą. Hester zerknęła na niego, ale zignorował jej spojrzenie. -
Nie sądzę, żeby wielu ludzi płakało po markizie.
- Na pewno nie Thomas Cleeve. Po odziedziczeniu tytułu chciał
odkupić również opactwo, ale Sywell odmówił sprzedaży. Latami
Thomas musiał się przyglądać, jak rodowa siedziba Yardleyów
popada w ruinę, i nic nie mógł na to poradzić. Ciekaw jestem, - czy
wie o zbrodni.
- Wątpię - powiedział Lowell. - Tymczasem wie o tym niewiele
osób.
- Cleeve owie już wyjechali z Londynu - dodała lady Perceval. -
Mój drogi, to jest bardzo niemiły temat do rozmowy. Nie po to
zaprosiłam lorda Dungarrana.
Sir James zdawał się jej nie słyszeć. Zmarszczył czoło.
- To oznacza zmiany w sÄ…siedztwie.
- Pewnie na lepsze. Prawdę mówiąc, przyszedłem tutaj dzisiaj
rano, aby przekazać prośbę lady Martindale. Ciotka jest bardzo
zainteresowana pracami panny Perceval i chciałaby jeszcze z nią
porozmawiać. Czy to możliwe?
Lady Perceval wpadła w zachwyt. Lady Martindale nie tylko
była spokrewniona z Dungarranem, lecz należała do najbardziej
wpływowych dam w Londynie.
- Naturalnie! - zawołała. - O jakich pracach mowa, Hester?
- Och, o czymś, co robię na strychu, mamo. Pamiętasz chyba, że
przeglądam papiery po dziadku? Jest pewna sprawa, która
zainteresowała lady Martindale. - Hester czule uśmiechnęła się do
matki. - Jak widzisz, mamo, nie wszyscy uważają, że książki są dla
kobiety stratą czasu. Mogłabym pracować z lady Martindale przed
południem. To zostawiałoby mi czas na wizyty i różne inne
zobowiÄ…zania towarzyskie.
- Skoro lady Martindale tak sobie życzy...
- Dziękuję! - włączył się znów do rozmowy Dungarran.
- Wobec tego przyjdÄ™ po paniÄ… jutro rano, panno Perceval. A
teraz, niestety, muszę już państwa opuścić. Moja ciotka będzie
zachwycona pani zgodą, lady Perceval. Mam nadzieję, że wiadomość
o śmierci Sywella nie zakłóci panu przyjemności pobytu w Londynie,
sir Jamesie. Zwiat chyba tylko na tym zyskał, że pozbył się takiego
szubrawca. Lowell... zawiesił głos - czy idzie pan w moją stronę?
Zamierzałem odwiedzić stajnie Tattersalla.
Lowell miał dość zaniepokojoną minę, ale przystał na tę
propozycjÄ™. Obaj wyszli razem.
- Moja droga, cóż za okazja! Lady Martindale bywa w
najelegantszych kręgach. Czy nie sądzisz, że to cudowne, sir Jamesie?
- Naturalnie, naturalnie. - Sir James wydawał się myśleć o czymś
zupełnie innym. Najwyrazniej wiadomość o śmierci Sywella była dla
niego w tym momencie najistotniejsza.
Hester bez słowa usiadła. Poranne wydarzenia zostawiły ją w
stanie wewnętrznego chaosu. Miała jak najgorsze przeczucia co do
współpracy z Dungarranem, chociaż wiedziała, że musi się na nią
zgodzić. Byłoby z jej strony wielką nierozwagą wzbudzić jego
niezadowolenie. Gdyby okazała się lekkomyślna i cofnęła dane słowo,
nie tylko Dungarran zemściłby się srodze, lecz również ona straciłaby
przyjemność, jaką od dawna dawało jej zgłębianie świata szyfrów.
Urwałaby się jej korespondencja z Przeglądem.
Znajdowała też argumenty przemawiające za współpracą z
Dungarranem. Dotąd nie zdarzyło jej się poznać damy z towarzystwa,
która byłaby zainteresowana doskonaleniem umysłu. Perspektywa
nawiązania bliższej znajomości z lady Martindale była więc
zachęcająca. Hester musiała przyznać również, że skoro już została
zmuszona do pracy z Dungarranem, to z każdą chwilą rośnie jej
zaciekawienie przyszłymi zadaniami. Wiedziała, że będzie w tym
dobra.
Dungarran dotrzymał słowa i następnego dnia przyszedł kilka
minut przed dziesiątą. Hester już na niego czekała i od razu ruszyli
dziarskim krokiem. Na ulicach zobaczyli jedynie paru gońców i
kupców. Londyn spał. W innym towarzystwie taki wczesny spacer
byłby bardzo przyjemny. W Abbot Quincey przechadzki były jej
ulubionym zajęciem, a ugrzecznione chodzenie po parku w Londynie
nie mogło ich zastąpić.
- Lordzie Dungarran, jestem panu bardzo wdzięczna za przyjście
po mnie dziś rano, ale w przyszłości wolałabym chodzić na Grosvenor
Street sama - powiedziała, gdy byli już prawie u celu.
- Obawiam się, że jest to po prostu niemożliwe, panno Pereeval.
Nie znajdujemy siÄ™ w hrabstwie Northaampton. Ulice Londynu nie sÄ…
właściwym miejscem dla samotnej kobiety.
- Mogłabym wziąć lokaja...
- Ciekawe, jak szybko zrezygnowałaby pani z jego usług? Nie,
będę towarzyszył pani osobiście. Tak jest prościej i bezpieczniej.
- Dlaczego musi pan być taki... taki despotyczny? Zawsze mieć
racjÄ™? Jest pan tak samo okropny jak Hugo!
Odwrócił się do niej z uśmiechem, ale nie tym niebezpiecznym,
czarujÄ…cym, lecz szerokim, radosnym.
- Takie jawne pochlebstwo bardzo mnie krępuje. Mam
niezwykle wysokie mniemanie o pani starszym bracie. Zapomina
pani, panno Perceval, że znam ją teraz znacznie lepiej niż przed
miesiącem. Już wiem, że nie jest pani ani nudna, ani
nieskomplikowana. No, i naturalnie nie jest też pani ustępliwa. Czy
przypadkiem kocioł nie przygania garnkowi?
Wbrew sobie wybuchnęła śmiechem. Kiedy lady Martindale
zobaczyła ich tego ranka, stwierdziła z zadowoleniem, że są w
lepszych nastrojach niż poprzednio.
Zostawiwszy okrycia pod opieką służby, oboje przeszli do
jasnego, przestronnego pokoju z dwoma oknami. Pod każdym z okien
stał stół z mnóstwem przygotowanego papieru, pełnym kałamarzem,
piórami, tabliczką i kredą. Wygodne krzesła ustawiono w taki sposób,
żeby pracujący byli odwróceni do siebie plecami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]