[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przypuszczam, że spotkała się wówczas z mordercą w umówionym miejscu,
prawdopodobnie zjedli coś razem. Przekazał jej ostatnie instrukcje. Co
dokładnie stało się z listem, nie wiemy. Możemy jedynie zgadywać. Może
trzymała go w ręku, zamierzając wysłać, i położyła na stoliku w restauracji.
On mógł zauważyć adres i przewidzieć niebezpieczeństwo, zręcznie pochwycić
list, przeprosić i wyjść do toalety, otworzyć go, przeczytać, oderwać stronę i
albo odłożyć na stolik, albo podać jej, gdy się żegnali, mówiąc, że nie
zauważyła, jak go upuściła. Jak to się stało, nie jest ważne. Dwie rzeczy
wydają się wystarczająco oczywiste. Po pierwsze, Carlotta Adams spotkała
się tamtego wieczoru z mordercą, albo przed śmiercią lorda Edgware a, albo
pózniej  po wyjściu z Corner House miała czas na krótką rozmowę.
Przypuszczam, choć mogę się tu mylić, że to morderca dał jej złote puzderko,
być może jako sentymentalną pamiątkę ich pierwszego spotkania. W takim
wypadku mordercÄ… jest D.
 Nie rozumiem, jakie znaczenie ma złote puzderko.
 Carlotta Adams nie była uzależniona od weronalu, Hastings. Tak
twierdzi Lucie Adams i ja uważam, że ma rację. Carlotta była rozsądną,
zdrową dziewczyną, bez skłonności do nałogów. Ani jej przyjaciele, ani
pokojówka nie rozpoznali pudełka. Dlaczego więc znaleziono je wśród jej
rzeczy po śmierci? Aby stworzyć wrażenie, że naprawdę brała weronal, i to od
dłuższego czasu, co najmniej od sześciu miesięcy. Załóżmy, że spotkała
mordercę choćby w kilka minut po zbrodni. Wypili coś razem, by uczcić
sukces przedsięwzięcia. A on wsypał do drinka dziewczyny dość weronalu, by
mieć pewność, że następnego ranka się nie obudzi.
 To okropne  powiedziałem z drżeniem.
 Tak, to nie było miłe  zgodził się sucho Poirot.
 Zamierzasz powiedzieć o tym Jappowi?  spytałem po chwili.
 Nie teraz. Co właściwie mam do powiedzenia? Nasz wspaniały Japp
odparłby:  Kolejny wymysł. Dziewczyna użyła oddartej kartki . C est tout.
Spuściłem wzrok w poczuciu winy.
 Co mam na to powiedzieć? Nic. To mogło się wydarzyć. Wiem jedynie, że
tak się nie stało, ponieważ tak nie mogło się stać.  Poirot umilkł. Przez
chwilę na jego twarzy pojawił się wyraz rozmarzenia.  Pomyśl tylko,
Hastings, gdyby tylko ten mężczyzna był metodyczny, odciąłby stronę
zamiast wydzierać. I niczego byśmy nie zauważyli. Absolutnie niczego!
 Możemy więc przypuszczać, że z natury jest niedbały  zauważyłem z
uśmiechem.
 Nie, nie. Prawdopodobnie się śpieszył. Popatrz, jak niestarannie oddarto
stronę. Och, na pewno czas go naglił.  Po chwili milczenia dodał:  Mam
nadzieję wszakże, że jedną rzecz dostrzegłeś. Ten człowiek, ten D., musi mieć
świetne alibi na tamten wieczór.
 Nie rozumiem, jak mógłby mieć jakiekolwiek alibi, jeśli spędził wieczór
najpierw na Regent Gate, dokonujÄ…c zbrodni, a potem z CarlottÄ… Adams.
 Właśnie  rzekł Poirot.  O to mi chodzi. Ogromnie potrzebował alibi,
więc niewątpliwie je sobie zapewnił. Kolejna sprawa: czy jego nazwisko
naprawdę zaczyna się na D.? A może D. oznacza przezwisko, pod jakim ona
go znała?
Po chwili powiedział łagodnie:
 Mężczyzna, którego inicjał lub przezwisko zaczyna się na D. Musimy go
znalezć, Hastings. Tak, musimy go znalezć.
XXIV
WIEZCI Z PARY%7Å‚A
Następnego dnia złożono nam nieoczekiwaną wizytę.
Zaanonsowano Geraldine Marsh.
Poirot powitał ją i usadził na krześle. Było mi jej żal. Olbrzymie czarne
oczy wydawały się jeszcze większe i ciemniejsze niż zwykle, podkrążone,
jakby nie spała. Jej twarz nosiła ślady wyczerpania i znużenia wyjątkowego
jak na kogoś tak młodego  niemal dziecko.
 Przyszłam do pana, panie Poirot, ponieważ nie wiem, jak sobie dalej
radzić. Jestem potwornie zmartwiona i zdenerwowana.
 Tak, mademoiselle?
Zachowywał się z powagą i współczuciem.
 Ronald przekazał mi, co mu pan powiedział tamtego dnia, to znaczy
tamtego okropnego dnia, kiedy został aresztowany.  Wzdrygnęła się. 
Podobno niespodziewanie podszedł pan do niego, właśnie gdy pojął, że
prawdopodobnie żaden z was mu nie wierzy, i powiedział:  Ja panu wierzę .
Czy to prawda, panie Poirot?
 To prawda, mademoiselle, tak powiedziałem.
 Wiem, ale nie pytam, czy tak pan powiedział, lecz czy pańskie słowa
były szczere. To znaczy, czy uwierzył pan w jego historię?
Wyglądała na okropnie zdenerwowaną. Pochyliła się, zaciskając dłonie.
 Moje słowa były szczere, mademoiselle  odparł cicho Poirot.  Nie
wierzę, że pani kuzyn zabił lorda Edgware a.
 Och!  Na jej policzki wróciły kolory, oczy rozwarły się szeroko.  W
takim razie uważa pan& że zabił go ktoś inny!
 Évidemment, mademoiselle  uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Poirot.
 Jestem głupia. yle mówię. Pytam o to, czy wie pan, kto to zrobił?
 Naturalnie, mam swoje przypuszczenia& powiedzmy raczej,
podejrzenia.
 Nie zdradzi ich pan? ProszÄ™& proszÄ™.
Poirot potrząsnął głową.
 Byłoby to& być może& niesprawiedliwe.
 W takim razie podejrzewa pan kogoÅ› konkretnego?  Poirot
nieobowiązująco pokręcił głową.
 Gdybym tylko wiedziała odrobinę więcej  błagała dziewczyna. 
Byłoby mi o tyle łatwiej. I być może mogłabym panu pomóc. Naprawdę
mogłabym pomóc.
Jej prośba była rozbrajająca, lecz Poirot nadal kręcił głową.
 Księżna Merton wciąż jest przekonana, że zrobiła to moja macocha 
powiedziała z namysłem. Rzuciła delikatne, pytające spojrzenie Poirotowi,
lecz on nie zareagował.
 Chociaż nie sądzę, żeby było to możliwe.
 Jakie ma pani o niej zdanie? O pani macosze?
 Cóż& ledwie ją znam. Uczyłam się w szkole w Paryżu, kiedy ojciec się z
nią ożenił. Była całkiem miła, kiedy wróciłam do domu. To znaczy po prostu
nie zauważała, że tam jestem. Uważałam ją za osobę bezmyślną i& chciwą.
Poirot skinął głową.
 Mówiła pani o księżnej Merton. Często ją pani widywała?
 Tak. Traktowała mnie bardzo życzliwie. Spędziłam z nią dużo czasu w
ciągu ostatnich dwóch tygodni. To było straszne: rozmowy, reporterzy,
Ronald w więzieniu&  Wstrząsnął nią dreszcz.  Mam wrażenie, że brak
mi prawdziwych przyjaciół. Ale księżna zachowała się cudownie, podobnie
jak on& to znaczy jej syn.
 Lubi go pani?
 Chyba jest nieśmiały. Sztywny, trudno z nim rozmawiać. Lecz matka
wiele o nim mówi, więc czuję, że znam go lepiej niż naprawdę.
 Rozumiem. Proszę mi powiedzieć, mademoiselle, lubi pani swojego
kuzyna?
 Ronalda? Oczywiście. Nie widziałam go często przez ostatnie dwa lata,
ale wcześniej mieszkał w naszym domu. Ja& ja zawsze uważałam, że jest
wspaniały. %7łartował i wymyślał szalone rzeczy. To stanowiło ogromną
odmianÄ™ w naszej ponurej rodzinie.
Poirot przytaknął ze współczuciem, lecz następnie rzucił uwagę, której
brutalność mnie zaszokowała:
 Wobec tego nie chce pani, żeby go powieszono?
 Nie, nie.  Dziewczyna zadrżała gwałtownie.  Tylko nie to. Och, gdyby
tylko mordercą okazała się ona& moja macocha. To na pewno ona. Tak
mówi księżna.
 Aha! Szkoda, że kapitan Marsh nie został w taksówce, prawda?
 Tak, w każdym razie& o co panu chodzi?  Zmarszczyła brwi.  Nie
rozumiem.
 Szkoda, że wszedł do domu za tym mężczyzną. A właśnie, czy słyszała
pani, jak ktoÅ› wchodzi do domu?
 Nie, nic nie słyszałam.
 Co zrobiła pani po wejściu do środka?
 Pobiegłam prosto na górę, żeby przynieść perły, przecież pan wie.
 Oczywiście. To zajęło pani jakiś czas. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •