[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drugą stronę, gdzie panowała ciemność. W tle widziałam jedynie kawałek światła. Zgaduję,
że była to ciemna uliczka, a gdy przez nią się przeszło, wychodziło się na aleję Stanmore,
gdzie właśnie przebywałam. Kiedyś tutaj byłam, w tej dzielnicy. Nie należy do
najgrozniejszych, wręcz przeciwnie - jest jedną ze spokojniejszych.
Moje ciało automatycznie powędrowało w dół, a z ust wyleciał jęk, kiedy duża dłoń
umiejscowiła się na moim barku ściskając go. Znajomy brunet przeniósł swą rękę pod moją
brodę i poderwał mnie do góry przyduszając. Uderzyłam o ziemię, kiedy popchnął mnie z
satysfakcją. Szybko podniosłam się i wycofałam. Stałam przed nim, a za mną była ciemność.
Nie miałam dokąd uciekać.
- Mam cię suko - powiedział dumnie, a następnie zagwizdał.
Zza jego pleców wyłoniło się dwóch umięśnionych mężczyzn. Obaj posiadali w swoich
dłoniach noże. Zakryłam usta rękoma, aby stłumić krzyk, który miał ochotę wydobyć się z
moich ust. Do moich oczu napłynęły kolejne łzy. Wiedziałam co to oznacza. Mój koniec.
- Dlaczego? - wyszlochałam - Dlaczego ja?
Z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Szare, pełne chłodu chmury osłoniły światło bijące od
słońca. Uliczne lampy nie włączyły się, ponieważ był ranek. Ludzie szybko kierowali się do
domów, lub na przystanki w poszukiwaniu dachu nad głową. Na niebie od czasu do czasu
pojawiały się pioruny. Co chwilę grzmiało.
- Oh, błagam cię, nie wiesz? Pojawiłaś się gdzieś, gdzie nie powinno cię być. A jeśli ktoś ma
taką sytuację, właśnie tak kończy - objaśnił, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Jednym ruchem ręki odsunął kawałek swojego płaszcza odsłaniając pokrowiec z nożem.
Odpiął go, po czym wyjął narzędzie i powoli zaczął iść w moim kierunku. Impulsywnie
zaczęłam się wycofywać powtarzając pod nosem tylko jedno słowo. Nie. Błagałam w
myślach, aby za chwilę zjawiła się tu policja, albo George. Ktokolwiek. Nie miałam nawet
czasu zastanowić się nad moją śmiercią, ale na pewno nie chciałam, żeby wyglądała ona
właśnie tak. Czym sobie na to zasłużyłam? Nie wydawało mi się, że mogłam być złym
człowiekiem. Nigdy nie skrzywdziłam nikogo celowo, więc za co ponoszę taką karę?
Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby starając się nie płakać. Chciałam zginąć z dumą, wyzbyć
się strachu. Czekałam, aż będzie po wszystkim, mimo, że moje nogi wciąż sunęły do tyłu nie
mając zamiaru się zatrzymywać. Robiłam co innego niż myślałam.
Moje ciało zatrzymało się na ścianie, a przynajmniej tak mi się z początku wydawało.
Zmieniłam zdanie, kiedy po moim brzuchu przebiegła duża dłoń. Moje powieki poderwały się
do góry, a palce zacisnęły impulsywnie nadgarstek męskiej ręki obejmującej mnie w talii. Nie
myślałam czyja może ona być. Mój rozum jedynie podpowiadał mi, że nie muszę obawiać się
tego człowieka. Postanowiłam mu więc zaufać. Nie miałam jednak odwagi odwrócić się i
spojrzeć na twarz osoby stojącej za mną. Oddychałam głęboko, ale szybko patrząc na
oprawców. Ticks nie wyglądał na zadowolonego, raczej na zaskoczonego. Jego nóż opadł na
ziemię, a usta otworzyły się z wrażenia. Ten sam wyraz twarzy przejęli jego koledzy.
- O ile wiem, moi ludzie dali wam do zrozumienia, że ona jest nietykalna - moje uszy
zarejestrowały znajomy, zachrypiały głos - Więc Ticks... - kontynuował - Czego do kurwy
nędzy w tym nie zrozumiałeś? - spytał, a brunet zaczął się jąkać.
Wyglądał na zmieszanego, ale i przerażonego. Wiedziałam, kto trzyma mnie w ramionach.
Głos w mojej głowie mówił mi, że w tej chwili jestem bezpieczna. Nie mogłam uwierzyć, że
stoi za mną on. Ashton, we własnej osobie. Kiedy usłyszałam jego głos, myślałam, że to moja
wyobraznia. Słyszę, to co chcę słyszeć, ale myliłam się. To naprawdę był on. Nie
przywidziało mi się. Nie tym razem. Nie byłam do końca pewna, czy powinnam się z tego
powodu cieszyć, czy też po raz kolejny przeklinać się w duchu za życiowe błędy.
Zdenerwowanie chłopaka zwiększało się, a jego przyjaciele zaczęli się wycofywać.
Ticks zmarszczył czoło. Jego twarz pobladła, jakby zobaczył właśnie ducha. Jego wrażliwe
nerwy zaczęły płonąć żywym ogniem. Wyglądał żałośnie. Z groznego, umięśnionego
przestępcy w ciągu kilku minut zmienił się w bezbronnego chłopczyka, który prawie błagał o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]