[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieprzyjaznemu losowi.
Dopijając wino spostrzegła nad krawędzią kieliszka
wrogie spojrzenie rudego mężczyzny, siedzącego w drugim
końcu baru.
- Storm, co to za facet tak siÄ™ na mnie gapi?
Duchene spojrzał przez ramię w tamtym kierunku i skinął
głową. Rudy zeskoczył ze stołka i pospieszył do ich stolika.
- Red Morgan, szef mechaników - powiedział Storm. - A
to jest Patience Burke, projektuje dla Dave'a. Bardziej znana
jako Pete.
Dopiero po chwili dotarło do Reda to, co usłyszał.
Wytrzeszczył oczy i dłonią klepnął się w czoło.
- Pete Burke to ty? - powiedział zdumiony i, zwracając się
do Storma, dodał półgębkiem: - Ona? Baba? Mówiłem ci, że
nie potrzebny nam konstruktor!
- Jeśli macie zamiar spuścić Grom" na wodę w niedzielę,
to niestety potrzebny jest wam konstruktor Å‚odzi, panie
Morgan.
- Tak uważasz, mała? - zapytał zgryzliwie Red. - W takim
razie wiedz, że nie dopuszczę cię do Groma", zanim nie
przekonam siÄ™, co potrafisz.
Storm wyprostował się, obserwując, jak Pete poradzi sobie
z aroganckim szefem mechaników. Jeśli da sobie radę z nim,
to bez trudu poradzi sobie z resztą ekipy, zwłaszcza gdy tamci
dowiedzÄ… siÄ™, kim ona jest
- Dopóki nie jest pan moim pracodawcą, a na razie nie
zanosi się na to, nie muszę pana przekonywać o tym, co
potrafię, panie Morgan - oświadczyła, nie chcąc jednak
ciągnąć drażliwego tematu, powiedziała:
- A teraz, panowie, zechcecie mi wybaczyć, ale mam dość
wrażeń na dzisiaj. Jestem skonana. Dziękuję za kolację,
Storm. Dajcie mi znać, jak coś zdecydujecie.
Wstała i, spojrzawszy z góry na sporo mniejszego od
siebie Reda, dodała:
- A propos, Red. Mała to ja nie jestem. Chyba widać.
Morganowi opadła szczęka. Zaskoczony patrzył na plecy
odchodzącej Pete. Storm zaśmiał się cicho.
Weszła do pokoju i skierowała się do łazienki. Zrzuciła
ubranie na podłogę, stanęła pod prysznicem. Strugi gorącej
wody przyniosły ciału niebiańską ulgę.
Owinięta ręcznikiem weszła do chłodnej sypialni i
wyłączyła klimatyzację. Otworzyła okno. Ciszę mąciły
stłumione głosy amatorów wieczornej kąpieli w basenie.
Usiadła na łóżku i obliczyła, że w Seattle jest teraz dziesiąta
wieczór. Dave powinien już wrócić ze szpitala.
Odebrał po trzecim sygnale.
- Mówi Pete.
- Dziewczynka! - obwieścił dumnie Dave.
- GratulujÄ™, dziadku!
- I ma wszystkiego po dwa!
- Och, tak mi przykro, Dave. Nie było pod ręką lekarza,
żeby odciął, co jest w nadmiarze?
- Nie zgrywaj się, słoneczko. Dobrze wiesz, o co chodzi.
Mała ma wszystkiego po dwa tam, gdzie powinno być po dwa.
Zaśmiała się lekko, słuchając radosnej paplaniny świeżo
upieczonego dziadka.
- Jak siÄ™ czuje Mary?
- Jest szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa.
Odwinęła ręcznik i, wycierając w niego włosy, słuchała
cierpliwie radosnej opowieści Dave'a o trudach porodu,
przybyciu zięcia do szpitala, oczach i włosach
najpiękniejszego niemowlęcia na świecie. Naga, wśliznęła się
do łóżka i, gdy Dave skończył podawać szczegóły dotyczące
wagi i wzrostu wnuczki, wtrąciła: - Możemy porozmawiać?
- A o czym?
- Storm ma startować w niedzielę. Nie wiem, czy to się
uda. Aódz wygląda tak, jakby popieściła ją od spodu
zdenerwowana rafa koralowa.
- A konstrukcja?
- Jeszcze nie wiem.
- No to nie martw się na zapas. Jeśli uszkodzenie jest
powierzchowne, to zdążycie spokojnie. Wyłączyła światło.
Leżąc w ciemnościach doszła do wniosku, że nie ma sensu
wspominać o pękniętym zastrzale. Zmieniła temat i zapytała:
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że Storm był żonaty?
- To ty o tym nie wiedziałaś?
- Na miłość Boską, Dave, skąd miałam wiedzieć.
Widziałam go tylko przez okno. Nie studiowałam jego
kartoteki!
- Słuchaj, Pete. Zrób, co masz zrobić i...
- Jak ona umarła?
- Ojej, Pete... - Dave zorientował się, że pominięcie tej
kwestii milczeniem niczego nie załatwi. - Potrącił ją
samochód, kiedy przechodziła przez ulicę. Słuchaj Pete, ten
facet to jedna wielka żywa rana. Proszę cię, zrób co się da dla
jego Å‚odzi.
Odłożyła słuchawkę i patrzyła w ciemność. Stormowi
potrzebna jest t a łódz w niedzielę. W przeciwnym razie stanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]