[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że ona straciła rodziców, a on żonę, w jakiś sposób ich łączył. Pod
powiekami wezbrały jej łzy. Tak bardzo chciała go objąć i przytulić.
Ochronić przed bólem.
69
RS
- Przepraszam, jeśli poruszyłam jakąś czułą strunę.
- Nic się nie stało. Wróciłem do Taos z kilku powodów. Przede
wszystkim ze względu na dziadka. Robi się coraz starszy i potrzebna mu
opieka. Poza tym moja... - przerwał na chwilę, po czym ciągnął dalej -
zresztą, to nieważne.
Ale Joan wiedziała, co chciał jej wyznać. I czuła, że było to dla Dana
bardzo ważne. Milczała, bo cóż mogła powiedzieć? Dan westchnął
głęboko i opowiadał dalej.
- Powiedzmy po prostu, że Houston straciło dla mnie cały swój
urok. Poza tym Ben Halverson zaproponował mi pracę w Taos.
Popatrzył przeciągle na Joan. Wiedziała, że nadszedł ten moment.
Teraz ona będzie musiała odpowiadać na pytania.
- A ty? Opowiedz mi o sobie. Chciałbym zrozumieć, dlaczego
chcesz poświęcić swoje życie dla Tony'ego LoBianca.
70
RS
ROZDZIAA SZÓSTY
Na dzwięk słów Dana Joan cała się skurczyła. Nagle poczuła
dotkliwie, że siedzi na szorstkiej zimnej gałęzi w bardzo niewygodnej
pozycji. Skrzywiła się i wzruszyła ramionami.
- Niewiele jest do opowiedzenia. Nie znam swoich prawdziwych
rodziców. Podobno moja mama sama była jeszcze dzieckiem, kiedy
przyszłam na świat. Dwadzieścia osiem lat temu porzuciła mnie i
trafiłam do sierocińca. Potem byłam w kilku rodzinnych domach dziecka.
- Jak tam było? W tych domach dziecka?
- Nie najgorzej. Czasami brano mnie do siebie ze względu na
pieniądze. Kiedy miałam dziesięć lat, trafiłam do Boba i Pam Jacksonów
w Houston i zostałam tam już na dobre. To wspaniali ludzie. Kocham ich
jak prawdziwych rodziców. Przyznam ci się, że próbowałam do nich
zadzwonić, kiedy... W każdym razie nie było ich w domu. Trochę się
martwię. Na pewno o wszystkim się już dowiedzieli z telewizji.
Wyobrażam sobie, jak się muszą czuć.
Dan uśmiechnął się do niej.
- Kiedy wrócimy na łono cywilizacji, zadzwonię do Hale'a i
Cartera. Poproszę ich, żeby sprawdzili, co słychać u Jacksonów.
Joan rozpromieniła się.
- Dzięki! To bardzo miło z twojej strony.
W odpowiedzi Dan błysnął znowu zębami w szerokim uśmiechu i
pokiwał głową.
- My, gliniarze, też mamy chwile słabości.
Oboje roześmiali się głośno, po czym Joan wróciła do tematu
rozmowy.
- Mam dwie przyjaciółki, Brendę Martin i Kate Jefferson, które
mogą wiedzieć, gdzie są Pam i Bob. Niech Hale i Carter do nich
zadzwoniÄ….
- Zwietnie. Zapiszę pózniej ich nazwiska. A teraz opowiadaj dalej o
swoim życiu.
71
RS
Joan zamyśliła się, nie odrywając od niego wzroku. Gdzie był ten
wspaniały facet wcześniej, kiedy ona nie wplątała się jeszcze w tę
nieszczęsną historię z morderstwem? Zobaczyła uniesioną pytająco brew.
Musiała przyglądać się Danowi wyjątkowo natarczywie.
- Kiedy miałam osiemnaście lat, rozpoczęłam studia. Trochę
pracowałam, miałam stypendium. Zdobyłam dyplom. Znalazłam
mieszkanie. Chodziłam na randki. Po prostu wiodłam spokojne życie. I
wszystko schrzaniłam przez faceta. A teraz jestem tutaj. Koniec historii.
- Niezupełnie. Porozmawiajmy jednak o facecie, przez którego
wszystko schrzaniłaś. Opowiedz mi o Tonym LoBianco.
Wstrzymała oddech. Nie o Tonym myślała, a o swoim eks-
narzeczonym Jacku.
- A co chciałbyś wiedzieć? - wykrztusiła w końcu.
- Najlepiej prawdę - powiedział Dan znacząco.  Kiedy
niedzwiedzica z małymi już się oddali, będziemy mieli trochę pracy.
Trzeba będzie posprzątać, napisać wyjaśnienie dla właściciela. No, i...
Joan spojrzała w kierunku chaty.
- Wyjaśnienie? Chodzi ci o te wszystkie zniszczenia?
- Tak. Trzeba zostawić adres i numer telefonu, żebyśmy mogli
pokryć koszta napraw i zwrócić pieniądze za rzeczy, które zabierzemy ze
sobÄ….
Joan odetchnęła z ulgą. Chyba udało się im zmienić temat.
- A co zabieramy?
- Rękawice, szaliki, gogle. Dam tylko znać Calowi i już nas tu nie
ma.
- Dokąd pójdziemy? Do schroniska w Snake River?
- Snake River? - Dan spojrzał na nią zaskoczony.
Joan wydęła wargi.
- Chata jest mała. Trudno nie podsłuchiwać.
- Aha. Tak, pójdziemy do doliny narciarskiej koło Taos. To niezbyt
daleko stÄ…d.
72
RS
- Cieszę się. Przynajmniej tak długo, dopóki nie będę musiała
jezdzić na nartach. Zaraz, zaraz, chyba nie chcesz, żebym się
przedzierała przez taki śnieg w adidasach? Do popołudnia nabawię się
zapalenia płuc.
- Nie będzie żadnego przedzierania. Pojedziemy na nartach. W
chacie w kÄ…cie stojÄ… dwie pary.
- I jedna tam zostanie. Ja nie jeżdżę na nartach.
Dan westchnął, zniecierpliwiony. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •