[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bardzo się do siebie zbli\yły i Lilja z radością zauwa\yła, \e matka równie\ jest w stanie
pokazać lepszą i cieplejszą stronę swojej osobowości.
Były gotowe do drogi, czekały tylko na gondolę, kiedy nadszedł meldunek o nowej
katastrofie...
Podczas transportu obu aresztowanych braci, brutalny ojczym Silasa siedział i coś
przez cały czas mamrotał pod nosem. Jego stra\nik zrozumiał część słów, które nie były
przeznaczone dla osób postronnych. Najwyrazniej Anderson domyślił się w jakiś sposób, \e
to chyba Lilja doniosła na niego i brata. Przeklinał i wymyślał, \e obedrze ze skóry tę
przeklętą zdrajczynię, jak tylko ją złapie .
Konwojenci się widocznie zagapili, albo zawiodło coś innego, akurat bowiem w
momencie, gdy stalowe drzwi miały się zamknąć za łobuzami, ojczym Silasa zdołał złapać
kluczyk do swoich kajdanków i zbiec. Ojca Lilji powstrzymano w porę, ale wściekły ojczym
Silasa uciekł. Stra\nik, którego uderzył, nadal jest nieprzytomny.
Po zbiegu wszelki ślad zaginął.
Kiedy Goram usłyszał o wszystkim, przeniknął go zimny dreszcz. Lilja? Gdzie ona
jest?
Zarządził natychmiast ochronę nowego domu rodziny. Ale Lilja i jej matka jeszcze nie
opuściły miasta nieprzystosowanych.
Chyba nigdy nie rozwinął większej szybkości!
Dotarł do obu kobiet akurat w momencie, kiedy wsiadały do du\ej, je\d\ącej po ziemi
cię\arowej gondoli, wypełnionej całym ich majątkiem. Goram przywiózł z sobą dwóch
uzbrojonych Stra\ników, którzy mieli konwojować cię\arową gondolę oraz matkę Lilji.
Dziewczyną chciał się zająć sam.
- Nie będzie bezpieczna, dopóki nie znajdziemy jej wuja - tłumaczył protestującej
matce. - Dlatego ja się nią zajmę, będę strzegł Lilji osobiście tak, \eby nic się nie stało. W
przeciwnym razie nie zaznam spokoju. Mam teraz do spełnienia pewne sekretne zadanie z
kilkoma godnymi zaufania osobami. Z nami Lilja będzie bezpieczna.
- No, a my? Rodzina mojej szwagierki i ja?
- To nie na was on chce się mścić. A wasze nowe mieszkania są niczym twierdza. Ja
chcę tylko czuwać nad Lilją. Ochraniać ją własnym \yciem, jeśli tak mo\na powiedzieć -
dodał z uśmiechem.
Matka dziewczyny przyglądała mu się surowo i badawczo. Tylko bez \adnych
głupstw! , mówiło jej spojrzenie. Spojrzenie Gorama zdawało się odpowiadać: Nigdy by mi
nawet coś takiego do głowy nie przyszło . Głośno dodał:
- Udajemy się do takiej części Królestwa Zwiatła, której Anderson nigdy nie znajdzie,
nie wie o jej istnieniu, więc nawet nie będzie tam szukał.
Matka dziewczyny westchnęła.
- No dobrze. To jesteśmy umówieni. Ale czy ja nie powinnam jechać z wami?
- To by było dla mnie wielkie utrudnienie. Musiałbym wtedy ochraniać dwie osoby.
- Rozumiem. Niech pan jej dobrze pilnuje!
- Z nara\eniem \ycia!
Lilja podczas tej rozmowy stała jak ogłuszona. Zbyt wiele spadło naraz na jej głowę.
Ktoś ją ściga i chce się zemścić. A Goram będzie ją ochraniał, z nara\eniem własnego \ycia.
Jakie to dramatyczne! I jakie romantyczne zarazem! A poza tym nieopisanie straszne! Nagle
zapragnęła móc opowiedzieć o wszystkim swoim kole\ankom w klasie. Ale przecie\
skończyła ju\ szkołę, a poza tym wątpiła, czy one by zrozumiały, jakie to piękne być
ochranianÄ… przez Lemuryjczyka.
Po prostu nie miała z kim podzielić się swoją cudowną tajemnicą. Lilja bowiem wcią\
była w tym wieku, kiedy dziewczęta bardzo chętnie rozmawiają o swoich małych miłosnych
historiach, jeszcze z tego nie wyrosła.
Owszem, jest ktoś taki. Owa sympatyczna kelnerka z cukierni. Teraz jednak nie mogła
się z nią spotkać. Lilja więc musiała sama prze\ywać to cudowne, co ją spotkało.
Goram poprosił, by wsiadła do gondoli. Tym razem mieli lecieć tylko oni dwoje.
Samotni pod Zwiętym Słońcem ruszyli bardzo szybko w stronę zewnętrznego świata, jak
mieszkańcy miasta nieprzystosowanych nazywali pozostałe części Królestwa Zwiatła. Serce
tłukło się w piersi Lilji tak mocno, jakby miało pęknąć. Nie miała odwagi spojrzeć wprost na
swojego towarzysza, widziała tylko jego długie, szczupłe dłonie oparte na kierownicy. Jakie\
są piękne! Widok tych dłoni i myśli przepełniające jej głowę sprawiały, \e jej ciałem
wstrząsały leciutkie, rozkoszne, zakazane dreszcze. Poczuła wyrzuty sumienia, \e w ten
sposób myśli o Lemuryjczyku, i musiała odwrócić głowę.
Wylądowali niespodziewanie szybko. Lilja stwierdziła, \e znajdują się koło szpitala.
Bo przecie\ miała tu zacząć pracę, czy\ nie? A mo\e ma się tutaj po prostu schronić? Nie,
Goram powiedział, \e zabierze ją w jakąś tajemniczą podró\. Do nieznanych części
Królestwa Zwiatła.
Niczego nie rozumiała, ale nie miała odwagi pytać. Goram przez całą drogę nie
powiedział ani słowa.
Niebywale przystojny blondyn w lekarskim fartuchu wyszedł ze szpitala z jakąś młodą
dziewczyną o najdłu\szych włosach, jakie Lilja kiedykolwiek widziała. Te włosy były czarne
i lśniące. Dziewczyna miała na sobie luzne ubranie, jakby spodziewała się dziecka, tak, chyba
rzeczywiście tak jest.
Goram przedstawił ją przybyłym. Lekarz imieniem Jaskari powiedział przyjaznie:
- Ach, tak, to ciebie ściga zbiegły więzień? Dobrze, będziemy się tobą opiekować.
Dziewczyna miała na imię Siska. Goram mówił do niej księ\niczko .
O rany, pomyślała Lilja z podziwem.
- Móri będzie tu za chwilę - wyjaśnił Jaskari.
Jeszcze jeden? Więc to nie będzie prywatna wycieczka w towarzystwie Gorama.
Podczas gdy czekali, Goram wyjaśnił jej:
- Mamy jechać do Starej Twierdzy...
- Tak, ale... czy tam nie mieszkają trolle? - wyrwało się Lilji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]