[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go za guzik. Mrs Bławatskaja będzie składała relację o swojej podróży do Tybetu i stosun-
kach z Dalaj Lamą! Niesłychane wprost rzeczy! Przywiozła ze sobą jednego z tybetańskich
braci, potężne medium. Po relacji, w ściślejszym gronie, odbędzie się seans, zobaczy pan
prawdziwe cuda! Sama Bławatskaja pragnie pana poznać i prosi o przyjście na zebranie! Będą
sami tylko inicjowani! Odmówiliśmy nawet Stetckowi, ale bardzo nam zależy, aby pan przy-
szedł, zobaczył i przekonał się o prawdzie naszej nauki...
87
Będzie mr Joe?
Niestety, mr Joe opuścił koło braci, zdradził nas dla miss Daisy i T a m t e g o. Obej-
rzał się trwożnie, strzepując palcami.
Wiem, że był dla niej bardzo niechętnie usposobiony!
Mr Smith zaszeptał mu tajemniczo do samego ucha:
A teraz jest jej zaprzedanym niewolnikiem. Zapewniali nas, że już wstąpił do Palladyń-
skiej Loży, w której ona ma być podobno Mistrzynią Doskonałego Trójkąta. Ja zaś wiem z
pewnością, że ona tam jest Barankiem Białej Mszy! Straszne, co?
Być może, ale dla tych, którzy rozumieją, co to znaczy...
Poświęcona samemu... Oblubienica T a m t e g o...
Musi mi pan kiedyś objaśnić tę całą nomenklaturę tajemniczą.
Gotów jestem choćby zaraz, aby pan zrozumiał całą okropność miss Daisy i całe niebez-
pieczeństwo, w jakim się znajduje mr Joe.
W tej chwili nie mam czasu, lecz poproszę pana o to w sobotę po zebraniu! uścisnął
mu rękę i śpiesznie poszedł do mieszkania. Ale opowiadanie mr Smitha i jego trwożne szepty,
i ten nastrój jaki panował w reading-roomie, poruszył w nim jakieś zapomniane pokłady pa-
mięci, nie mógł sobie tylko przypomnieć nic wyraznego, gdyż postrzępione zarysy jakichś
scen, osób, dzwięków i barw przepływały przez mózg z chyżością błyskawic.
Loża Palladyńska! Baranek! Biała Msza! Bafomet! Co to wszystko znaczy naprawdę?
Chciał się otrząsnąć z niepokojącego koszmaru.
Pamiętasz? zdało mu się, że ktoś mu szepnął do ucha, aż rozglądał się podejrzliwie po
pustym mieszkaniu. Stał bezradnie, znowu zapatrzony w jakieś nierozwite sploty przypo-
mnień, wirujące mu pod czaszką huraganem obłędnych prawie majaczeń.
Czy to ja kiedyś śniłem? A może o tym gdzieś czytałem i teraz nie mogę sobie tego
przypomnieć! męczył się na próżno, usiłując skupić choćby na mgnienie skłębiony wir
przypomnień.
Naraz wszystko się w nim zawaliło przepadając różne teksty święte wołała rozogniona i
nietem na szarą i smutną jaśnię dnia, jakby spod fal wzburzonych, nie mogąc na razie pojąć,
dlaczego stoi na środku pokoju? gdzie to miał iść? i co robić? Trwało to jednak chwilę, gdyż
zbudziła się w nim cała świadomość rzeczywistości, że odtąd rozpoczął nowy okres zwykłego
i normalnego życia. Wrócił do tej nieco monotonnej codzienności, patrząc na nią jak dawniej
obojętnie i z wysoka. Traktował bowiem życie z wyniosłą pobłażliwością. Nawet towarzy-
stwo, zbierające się przy pensjonatowym stole, nie raziło go już swoim spirytystycznym za-
cietrzewieniem i wiecznymi kłótniami. Spoglądał na nich jak na zabawnych maniaków, przy-
słuchując się ich nieskończonym sporom z dyskretną ironią. A Daisy i wszystko, co miało z
nią związek, wydawało mu się teraz odległe i tak spłowiałe, jakby rzecz dawno przeczytana w
jakiejś fantastycznej książce. A przecież tak niedawno wyjechała! I Joe stracił w jego oczach
swoje dawne kontury, przestał go interesować i spotykając się z nim w Bartelet Court trakto-
wał go jakby dopiero co poznanego człowieka. Czuł się tak trzezwy, że spostrzegał tylko sa-
mą powierzchnię życia i jego najgrubsze zarysy, jakby stracił zdolność głębszego pojmowa-
nia i odczuwania świata i ludzi. Nie obchodziło go nic prócz spraw najbardziej osobistych,
drwił poza tym przy każdej sposobności ze wszelkich idealniejszych porywów. Było to jakieś
niewytłumaczone stępienie wrażliwości, jakby zanik subtelniejszych uczuć i wyobrażeń. Ta
dziwna przemiana zaznaczała się w nim tak jaskrawo, że spostrzeżono ją nawet w Bartelet
Court.
Któregoś bowiem dnia po śniadaniu miss Dolly wytoczyła na stół kwestię upadku etyki w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]