[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zobaczymy. Nic nie szkodzi, wszędzie ją poznam. Wrócę najszybciej jak to możliwe.
- Ale... sztorm! - zauważyła starsza pani nieśmiało.
- Zdążę jeszcze przed nim. Samolot jest gotowy. Dopiero co wróciłem. Do widzenia. I głowa do góry!
Angus odłożył słuchawkę, więc starsza pani z nową nadzieją w sercu zrobiła to samo.
Dał się słyszeć wyrazny odgłos grzmotu. Powietrze zrobiło się dziwnie ciężkie. Nagle usłyszała
zbliżający się tętent kopyt i głośny śmiech.
Wyjrzała na dwór i zobaczyła przy furtce Malcolma Galbrai-tha w towarzystwie Jacqueline, a daleko
za nimi, na plaży, dwie kobiety, Betty i Rose, które galopowały na złamanie karku. Prawdopodobnie
przez cały ranek wyglądało to tak samo - Jacqueline i Galbraith na przedzie, a tamte dwie daleko z
tyłu.
Starsza pani przyglądała się im zza zasłony, a gniew sprawił, że na moment zapomniała o bólu i
niepewności.
Zobaczyła, jak Malcolm pomaga Jacqueline zsiąść z siodła, trzymając ją za rękę dużo dłużej niż to
było konieczne.
Kiedy pozostałe dwa konie zbliżyły się do domu, Malcolm i Jacqueline ze śmiechem podeszli do
czerwonego kabrioletu i zaczęli podnosić dach.
Nagle spadły pierwsze krople deszczu, więc Malcolm wskoczył na siodło, dołączył do żony i jej
gościa, po czym cała trójka odjechała w pośpiechu. Jacqueline wbiegła do domu ze schyloną głową,
gdyż zerwał się silny wiatr.
Babcia wymknęła się na piętro cicho i szybko, i kiedy Janet zapukała do drzwi, oznajmiając, że obiad
jest gotowy, podniosła się z rzekomej popołudniowej drzemki.
- Myślę, że możesz mi przynieść filiżankę herbaty i grzankę. Nie zejdę teraz na obiad. Boli mnie
głowa i chciałabym odpocząć. Możesz zawołać pannę Lammorelle, gdy tylko będzie gotowa, gdyż
panny Sheili nie ma w domu. Może wróci
na kolację, ale nie jestem tego pewna. Pózniej dam ci znać co do liczby nakryć.
Janet wróciła na dół przestraszona i zbita z tropu.
Była zbyt bystra, żeby się nie domyślić, iż pani nie powiedziała jej wszystkiego, a przeczucie
podpowiedziało jej, że osobą odpowiedzialną za wszelkie kłopoty jest z pewnością panna
Lammorelle. Mimo to posłusznie zeszła na dół i przygotowała tacę pełną smakołyków, aby pobudzić
apetyt ukochanej pani. % Potem zapukała do drzwi znienawidzonej pannicy i zapytała, kiedy będzie
gotowa do obiadu.
- Możesz po prostu przynieść mi go na górę, Janet - odrzekła Jacqueline. - Jestem zmęczona i po
kąpieli chciałabym się położyć. Przygotuj mi kilka kanapek z kawiorem, szklankę soku, galaretkę i
filiżankę kawy. Czy nie została jeszcze jakaś babeczka z jeżynami? Ach, może jeszcze kawałek ciasta
z galaretką. To chyba wystarczy. Nie zapomnij, że lubię dużo masła na kanapkach.
Janet zeszła do kuchni, ukroiła kilka grubych kromek chleba, odgrzała talerz gulaszu, zaparzyła
filiżankę herbaty, znalazła kawałek suchej babki piaskowej z zeszłego tygodnia, dodała mały kawałek
masła i jedną pomarańczę. Zaniosła tacę na piętro i postawiła ją pod drzwiami pokoju Jacqueline,
zapukała ze słowami obiad gotowy" i zniknęła.
Kiedy Jacqueline wygrzebała się wreszcie z pościeli i otworzyła drzwi, wrzeszcząc na służącą, że nie
słucha jej poleceń, Janet była już w piwnicy, zbierała wysuszone pranie i niczego nie słyszała.
Wiatr wzmagał się z każdą chwilą i babcia, przełknąwszy parzącą gardło herbatę, leżała z
zamkniętymi oczyma, usiłując się modlić i nie tracić nadziei.
Angus Galbraith wyruszył naprzeciw wichurze. Srebrne skrzydła samolotu błyskały na ołowianym
niebie. Ze wszystkich stron witały go błyskawice i skłębione chmury.
Nieraz już latał w podobnych warunkach. Wielokrotnie wystawiano na próbę jego odwagę i
wytrwałość. Czasami w grę wchodziły znaczne sumy pieniędzy. Nigdy jednak nie wyruszał z tak
poważną miną i ciężkim sercem. W tonie pani Ainslee było coś niepokojącego. Wyobraził sobie
delikatnÄ… dziewczynÄ™
wędrującą w wichurze wzdłuż wybrzeża z ruchomymi piaskami i zdradliwym przypływem, który
często zupełnie odcinał niektóre miejsca od lądu. Zastanawiał się, czy starsza pani zdawała sobie z
tego wszystkiego sprawÄ™.
Właśnie tego ranka przy śniadaniu rozmawiali o tym, jak trójka dzieci została zaskoczona przez
przypływ na Loman's Point i omal nie utonęła, zanim przybyła pomoc. Jakaś matka z niemowlęciem
zasnęła w jaskini i została uniesiona przez fale, zanim ktokolwiek się zorientował; pózniej znaleziono
martwe ciała. Angus znał więcej takich przypadków i mimo wiatru zniżył lot, aby sprawdzić
dokładnie każdy fragment plaży. Jego serce biło tak gwałtownie, jak gdyby biegł wzdłuż brzegu, a nie
leciał nad nim. Wciąż myślał o zachwycającej dziewczynie z błękitnymi oczyma i o tym, jak pięknie
wyglądała poprzedniego wieczora w delikatnej różowej sukience. Przypominał sobie szczegóły
rozmowy, jej uśmiechy, brzmienie głosu. Miała takie czyste, głębokie oczy i pięknie wykrojone usta.
Co znaczył ten potworny strach, który złapał go za serce? A jeżeli ona odeszła, odeszła na zawsze?
Znaczyła dla niego o wiele więcej niż jakakolwiek dziewczyna. Uważał za obowiązek zajęcie się
losem zaginionej osoby, ale co oznaczało to uczucie osobistej straty i dlaczego tak bardzo się bał?
Czyżby w końcu on, którego wszyscy uważali za zupełnie nieczułego na uroki kobiet, znalazł tę
jedyną, która zdołała poruszyć jego serce? Leciał coraz dalej wzdłuż plaży, dopóki nie zorientował się,
że dziewczyna idąc piechotą, nie mogła dotrzeć tak daleko. Chwilami wiatr wiał tak mocno i robiło się
tak ciemno, że nie można było niczego dostrzec. Czasami trzeba było wznosić się ponad chmury, ale
gdy tylko było to możliwe, młody człowiek penetrował kolejny odcinek plaży.
Burza wzmagała się tak gwałtownie, że widząc bezowocność swoich wysiłków, Angus zdecydował
się wrócić i rozpocząć poszukiwania bez pomocy samolotu.
Wspomnienie wszystkich potworności, które mogły się przydarzyć tej delikatnej dziewczynie
podczas sztormu, sprawiło, że zapomniał o grożącym jemu samemu niebezpieczeństwie.
Kiedy zbliżał się do skał, burza zdawała się przycichać i niebo rozjaśniło się na tyle, że plaża ukazała
siÄ™ wyrazniej.
Rozpoznał miejsca, z którymi zaznajomił się podczas kilku ostatnich dni i poprzednich lotów.
Zastanawiał się, czy nie byłoby lepiej zawrócić. Dlaczego uznał za pewnik, że poszła na północ?
Wprawdzie jej babcia dzwoniła na stację i gdyby Sheila poszła na południe, pewnie ktoś by ją
zauważył. Może jednak lepiej by było, gdyby sam to sprawdził.
Obrzucił przelotnym spojrzeniem urwisko, nad którym wznosił się dom Galbraithów. Zarys budowli
na tle nieba kojarzył mu się z sylwetką znajomego szkockiego zamku.
Potem pomyślał o jaskini, położonej poniżej, otoczonej przez wysokie skały, sterczące dookoła, jakby
trzymały wartę. A może schroniła się tam i zaskoczył ją przypływ? Nie, w takim wypadku fale już
dawno temu uniosłyby ją w morze. Poza tym żadna dziewczyna przy zdrowych zmysłach nie dałaby
się zaskoczyć w taki sposób w jasnym świetle dnia. Widząc, że woda przybiera, na pewno zdołałaby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]