[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przypadek.
Johnny ego także to martwiło. Wszystko było niby realne, ale istniała możli-
wość, że zwariował i wciągnął w to szaleństwo pozostałych.
 %7łeby nie było nieporozumień: nie chcę tu zostać  dodał Yo-less.  Ro-
bienie za małego, głupiego Sambo to nie jest mój patent na spędzanie wolnego
66
czasu.
Johnny wstał i złapał za wózek.
 Zamierzam obejrzeć sobie Paradise Street  oświadczył.
 To naprawdę zły pomysł  sprzeciwiła się Kirsty.  Tyle razy ci mówi-
łam, że wszystko, co zrobisz, może zmienić przyszłość.
 Przecież chcę tylko sobie obejrzeć!
 Tak? Jak cię znam, to trudno mi jakoś w to uwierzyć.
 Ona ma rację  poparł dziewczynę Yo-less.  Z czasem nie powinno się
kombinować. Czytałem taką książkę, gdzie facet wrócił w przeszłość i rozdep-
tał. . . tego, no. . . dinozaura, przez co zmienił całą przyszłość.
 Dinozaura?  upewniła się Kirsty.
 Chyba dinozaura. . . mieli przecież jakieś mniejsze egzemplarze, nie?
 Aha. . . albo to był może bardzo duży facet  podsunęła.
Johnny pchnął wózek, który potoczył się aż na chodnik po przeciwnej stronie
drogi.
 I co zamierzasz zrobić?  spytała po chwili Kirsty.  Będziesz pukał od
drzwi do drzwi i informował, że dziś w nocy ulica zostanie zbombardowana?
 Dlaczego nie?
 Dlatego, że szybko cię zamkną  ocenił Yo-less.  Po mojemu góra po
trzecich drzwiach.
 Właśnie. I skończy się tak jak z tym rozdeptanym dinozaurem  dodała
Kirsty.
 To mógł być jakiś owad. . . jak się głębiej nad tym zastanawiam, to musiał
być jakiś owad  sprostował Yo-less.  Cokolwiek to było, nic nie możesz zro-
bić. Przecież to już się stało, bo inaczej skąd byśmy o tym wiedzieli?! Z historią
nie ma żartów, lepiej z nią nie kombinować.
Wózek zatrzymał się tak gwałtownie, że prawie wpadli na Johnny ego.
 Dlaczego wszyscy muszą opowiadać takie bzdury?  Johnny był wyraznie
poirytowany.  To tak, jakby się przyglądać bezczynnie, jak ktoś wpada pod sa-
mochód, bo tak przecież miało się stać, prawda? Wszystko, co robimy, ma wpływ
na przyszłość. Zawsze. I przez cały czas. Więc powinniśmy robić to, co jest wła-
ściwe i słuszne.
 Może masz rację, ale przestań wrzeszczeć  skwitowała Kirsty.  Ludzie
na nas patrzÄ…!
Johnny bez słowa chwycił wózek.
Zjechali na kocie łby  zdążyli już minąć centrum, toteż nawierzchnia była
gorsza. A potem znalezli siÄ™ na Paradise Street.
Nie była to specjalnie okazała ulica. Ani długa. Po każdej stronie stało jedy-
nie po dziesięć domków, a i tak niektóre miały drzwi i okna zabite deskami. Na
przeciwległym końcu uliczki znajdowały się dwuskrzydłowe, drewniane wrota
67
wytwórni marynat. Niegdyś pomalowano je na zielono, ale czas i pogoda zmieni-
ły barwę na szaromchową. Ktoś kredą wyrysował na nich dwa słupki i gromada
chłopaków w sięgających kolan spodenkach uganiała się przed nimi za piłką.
Johnny obserwował w milczeniu ich zwody i podania, które ucieszyłyby serce
niejednego trenera w jego czasach.
Mniej więcej w połowie ulicy jakiś młodzian reperował motocykl. Akurat się-
gnął po któryś z kluczy rozłożonych na krawężniku, na kawałku worka, gdy piłka
wyrwała się z zamieszania, wpadła między narzędzia i prawie wywróciła motor.
 Spokojniej, diabliki!  poradził młodzian, odrzucając piłkę.
 Nigdy nic nie mówiłeś o dzieciach.  Głos Kirsty był tak cichy, że ledwie
go było słychać.
Johnny wzruszył ramionami.
 To wszystko będzie zbombardowane?  spytał Yo-less.
 W gazecie nie było zbyt wiele szczegółów  powiedział cicho.  Wtedy
się ich nie podawało, żeby wróg nie przeczytał. To miało coś wspólnego z tym,
co nazywali  wysiłkiem wojennym . No, wiecie: żeby przeciwnik nie wiedział
dokładnie, gdzie i jak mocno nas trafił. Było tam zdjęcie jakiejś starszej babki
z uniesionym kciukiem i podpisem:  Blackbury wytrzyma, panie Hitler! , i pra-
wie nic o samym nalocie. O tym pisali dopiero parę lat pózniej.
 Chcesz powiedzieć, że rząd to wszystko wyciszył?  ucieszyła się Kirsty.
 Sensowne posunięcie  stwierdził Yo-less.  Głupio byłoby powiedzieć
przeciwnikowi, że spudłował i ma spróbować raz jeszcze.
Piłka z łomotem trafiła w bramę fabryki. Ciekawe, że nie dawało się zauważyć
żadnego podziału na zespoły wśród graczy. Wyglądało na to, że każdy gra na
każdego.
 Wciąż nie wiem, co moglibyśmy zrobić  powiedziała tym razem z pew-
nym zakłopotaniem Kirsty.
 Proszę?  zdziwił się Johnny.  Dopiero co mówiłaś, że nie powinniśmy
nic robić.
 Jak się zobaczy. . . ludzi, to wszystko zaczyna inaczej wyglądać, prawda?
 Ano tak.
 Jakbyśmy komuś powiedzieli, to nic nie da?
 Zaczną pytać, skąd to wiemy, a potem pewnie zastrzelą nas jako szpiegów
 poinformował ją ponuro Yo-less.  W tych czasach z zasady rozstrzeliwano
szpiegów.
Rozdział siódmy
Heavy Mental
Mężczyzna w mundurze barwy khaki oglądał ze wszystkich stron tranzysto-
rowe radio Bigmaca, czemu ten ostatni przyglądał się nerwowo.
W pomieszczeniu znajdowali się jeszcze: sierżant policji i żołnierz z pisto-
letem pilnujący drzwi. Z policją Bigmac nieraz miał do czynienia, ale denerwo-
wał go żołnierz  niby pistolet miał w kaburze, nigdy jednak nic nie wiadomo.
Ten, co oglądał radio, wyglądał na zmęczonego, choć miał dziwnie myślącą minę.
Bigmac do specjalnie lotnych myślicieli nie należał, ale i tak w końcu do niego
dotarło, że znalazł się w sytuacji, w której ostrożność jest niezbędna.
 Zacznijmy jeszcze raz  zaproponował siedzący, który przedstawił się
jako kapitan Harris.  Nazywasz siÄ™. . . ?
Bigmac zawahał się. Miał ochotę powiedzieć, żeby zadzwonił po panią Par-
tridge, to mu wszystko wyjaśni, a tak w ogóle to nie jego wina, że jest społecznie
dysfunkcjonalny. Coś jednak w wyrazie twarzy pytającego sugerowało, że mogło-
by to być nader niefortunne posunięcie.
 Simon Wrigley.
 I mówisz, że masz czternaście lat i mieszkasz. . .  kapitan Harris zajrzał
do notatek  w bloku N Clementa, który jest gdzieś tu w pobliżu.
 Można go stąd łatwo zobaczyć  spróbował mu pomóc Bigmac  albo
można by było, gdyby tu był.
Kapitan i sierżant wymienili spojrzenia.
 A nie ma go?  spytał kapitan.
 Właśnie  przytaknął Bigmac.  Nie wiem dlaczego.
 Powiedz mi jeszcze raz, co to takiego  Heavy Mental ?
 To neopunkowa kapela grajÄ…ca thrash.
 Czyli zespół muzyczny?
 Eee. . . no tak.
 I moglibyśmy usłyszeć ich w radiu, tak?
69
 Ja bym tam się nie spodziewał  zmartwił go Bigmac.  Ich ostatni singel [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •