[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie mam w zwyczaju rozbijać kochających się par.
- Nie wierzysz mi, bo nie chcesz uwierzyć.
- Może, może. W naszej rozmowie kręcimy się w kółko wokół
jednego. Kochasz czy nie kochasz? Bardzo czy ot, tak sobie?
- Z Richardem znamy siÄ™ od dziecka...
- Wszystko to już wiem. CoÅ› mi jednak w waszych stosun­
kach nie gra. Jest jakaÅ› rysa...
- Gdybym go opuściła, uważałby to za zdradę.
- Na miłość boską, przecież za niego nie wyszłaś, a on się
nie Å›pieszy do małżeÅ„stwa. Nie jesteÅ›cie nawet oficjalnie zarÄ™­
czeni. Czy dał ci pierścionek?
- Nie, ale to nic nie znaczy. Nie w dzisiejszych czasach.
- Być może, nie to jednak miałem na myśli. Skąd więc
możesz być pewna jego intencji? Skąd wiesz, że chce się z tobą
ożenić?
- Znam go, Nick. I wiem, że ma taki zamiar. Ty nic nie
rozumiesz....
- OdkÄ…d siÄ™ znamy, stale mi powtarzasz, że nic nie rozu­
miem.
Oboje milczeli przez długą chwilę, a potem Nick westchnął
i powiedział:
- Przepraszam cię, Helen. Widzę, że bardzo komplikuję ci
życie. Myślałem, że to coś między nami jest po prostu wspaniałe,
wielkie i wyjÄ…tkowe...
- Było tak, jak mówisz, ale teraz jest inny czas...
- Innymi słowy dajesz mi do zrozumienia, że byłoby lepiej,
gdybyśmy się nie poznali i gdyby nie tamta noc.
- Ach nie, Nick! Tamta noc dała mi szczęście. Za nic bym
z niej nie zrezygnowaÅ‚a. Być może nie powinna byÅ‚a siÄ™ wyda­
rzyć, ale skoro się wydarzyła, niczego nie żałuję. A ponieważ
nie możemy tego ciągnąć, jest mi tym bardziej ciężko...
- Nie powinienem był pojawiać się na wyspie, prawda?
- powiedział cicho, odgarniając kosmyk włosów z jej czoła.
- Nie powinieneś był, Nick.
- Chcesz, żebym wyjechał? i .
- Powinnam odpowiedzieć, że tak...
- A więc...? . " --
- Nie usłyszysz ode mnie rozsądnej odpowiedzi, Nick. Nie,
nie chcę, żebyś wyjeżdżał! - szepnęła mu do ucha.
OdetchnÄ…Å‚ z ulgÄ….
- Z drugiej strony chciałabym, aby nie było niedomówień.
- Rozumiem ciÄ™.
- Ty będziesz sypiał tu, w mieszkaniu nad powozownią, a ja
u siebie, w moim domu.
- Tak to sobie wyobrażaÅ‚em - odparÅ‚ z humorem, który naj­
wyrazniej odzyskiwał.
Zastanowiła się. Czy to on zle ją zrozumiał, czy to ona
niejasno coś powiedziała? :.
- W pracy mamy mieć przyjazne stosunki, podczas spotkań
towarzyskich... zobaczymy, ale ostrzegam cię, że jeśli pojawią
siÄ™ jakieÅ› plotki na nasz temat, musisz natychmiast siÄ™ stÄ…d
wyprowadzić.
- Oczywiście - odparł poważnie, ale Helen podejrzewała,
że tylko udaje. - A co z posiłkami?
- Z jakimi znowu posiłkami? O czym ty mówisz? Chyba nie
spodziewasz się, że będę ci gotowała?
- Ależ skÄ…d! Po prostu siÄ™ zastanawiaÅ‚em, czy czasami mo­
żemy razem zjeść kolację. Tak się składa, że jestem niezłym
kucharzem i mógłbym do czasu do czasu coś upichcić. I nawet
zaprosić Richarda, jeśli będziesz miała ochotę...
- Ooo! - Helen wydawała się zaskoczona. - Zobaczymy,
zastanowimy siÄ™, kiedy przyjdzie czas. " ..," " '.
- No dobrze, pogadaliÅ›my, ale teraz muszÄ™ skoÅ„czyć, a wÅ‚a­
ściwie zacząć słanie łóżka. Pomożesz mi?
- Nie, Nick. Mogłabym potem tego żałować - powiedziała
i wyszła. Schodząc po żelaznych schodach, słyszała głośny
śmiech Nicka.
Resztę wieczoru spędziła, snując się po domu z kąta w kąt,
niezdolna się skoncentrować. Drgnęła, gdy zadzwonił telefon.
Podniosła słuchawkę i usłyszała głos kuzynki.
- Dobry wieczór, Siobhan, jak się czujesz? - Helen poczuła
się winna. Dave przecież prosił, by zadzwoniła.
- Doskonale, tylko mam teraz często mdłości. Poza tym
wszystko układa się wspaniale. %7łycie jest piękne!
- Jakże się cieszę! - Helen opadła na jedno z kuchennych
krzeseł. - Bardzo się cieszę. %7łyczę tobie i dziecku wiele, wiele
zdrowia.
- Aż mi trudno w to uwierzyć - odparła Siobhan. - A Dave
chodzi dumny jak paw.
- Mamie powiedziałaś?
- ZadzwoniÅ‚am do niej wczoraj. DziÅ› w hrabstwie Cork ob­
lewają tę nowinę. Myśmy właściwie nie chcieli mieć dziecka
tak od razu, no ale się stało i jesteśmy szczęśliwi.
- Bardzo się cieszę, Siobhan. - Helen chciała już skończyć
rozmowÄ™, kiedy Siobhan spytaÅ‚a: - SÅ‚yszaÅ‚am, że znalazÅ‚aÅ› no­
wego lokatora.
- Tak, znalazłam, choć specjalnie nie szukałam. Po prostu
przytrafiło się.
- Słyszałam, jak Georgina opowiadała jednej z pielęgniarek,
że jest to mężczyzna tak piękny, że aż dech zapiera.
- Ja się tam na tym nie znam - odparła Helen. - Jeśli o mnie
chodzi, jest to po prostu lokator.
- A kto to jest?
- Przyjaciel Jona. Był drużbą na jego ślubie.
- To bardzo dobrze.
- Co to znaczy, bardzo dobrze?
- Przynajmniej coÅ› o nim wiesz. W dzisiejszych czasach
wynajmowanie obcym jest ryzykowne. Nigdy nie wiadomo, kto
zacz. No ale powiedz, czy on rzeczywiście jest taki wspaniały,
jak o nim mówią?
- To zależy od tego, co dla kogo jest wspaniałe. - Helen się
roześmiała. - Dot porównuje go do aktora Mela Gibsona.
- MuszÄ™ go kiedyÅ› zobaczyć, choć nie jestem osobiÅ›cie zain­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •