[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Do Japonii nie lata plebs.
Samolot jest prawie pełen. W trzech klasach zasiada ponad trzysta osób. Ja jestem w
ekonomicznej, blisko skrzydła. Mogę obserwować skrzydło i dwa silniki, zastanawiając się, czy ta
drżąca konstrukcja nie rozpadnie się zaraz i nie zadrwi z naszej wiary w technologię.
Zanim wylądujemy na Naricie, oglądam film katastroficzny o końcu świata. Wszyscy giną,
ale na końcu zostaje garstka wybrańców, przygotowanych do przeżycia. Wsiadają na współczesną
arkę Noego, a ja sobie myślę, że większego kretynizmu nie widziałam ani nie czytałam. Czyżby?
Ostatnie maszynopisy sÄ… coraz bardziej absurdalne, przy czym nikt nie czerpie z absurdu, nie stara
się z tego śmiać. Absurd na poważnie.
Obok mnie siedzi Japończyk z dużymi słuchawkami na uszach. Słucha z zamkniętymi
oczami jakiejÅ› symfonii, a ja siÄ™ zastanawiam, czy to nie Jana%0Å„ek.
Poza tym, że kocham Murakamiego, co wiem o Japonii? Samuraje, filozofia, Szinto i
Budda, cesarz, grzeczność, piękne kimona, domki z papieru, egzotyczny czar, sake, ogrody,
ceremonia parzenia herbaty, wiśnie, gejsze  wszystko pięknie, ale też zabijanie delfinów,
niewyobrażalne okrucieństwo, jakuza, zwodniczy honor prowadzący do śmierci, krwawa manga,
yaoi, kultura, która fascynuje i przeraża, odmienności nie do pojęcia dla Europejczyków.
Zastanawiam się, czy będę w stanie odwiedzić Muzeum Pokoju w Hiroszimie, czy zdołam zjeść
żywą rybę ikizukuri, małpi móżdżek, ośmiornice, węże, inne obrzydlistwo.
Orient mi się trochę miesza. Nie wiem, czy część moich obaw nie dotyczy bardziej Chin,
Tajlandii i Korei. Potem przestaję myśleć o okropieństwach i zaczynam czuć podniecenie. Znów
coś nowego, znów przemierzam pół świata, czternaście godzin lecę nad globem, by obejrzeć
wschód słońca na tle kwitnącej wiśni.
Oskar. Wchodzi do mojego umysłu i mimo że go wyrzucam, pojawia się zaraz ponownie,
puka do drzwi, zagląda przez okno, uśmiecha się drwiąco na te wszystkie moje skazane na porażkę
nieporadne próby obrony. W końcu zasypiam ponownie i pozwalam mu się głaskać, a on na tym nie
poprzestaje i za chwilę już nie rozpoznaję siebie, już nie jestem tą zakochaną, nawróconą żoną
Pawła, tylko wyuzdaną zdzirą.
Oskar morderca. To on ratuje mnie przed sennym orgazmem.
Postać ślicznej i zepsutej do szpiku Julii manipulatorki wchodzi na scenę i kiwa do mnie
palcem. Przechadza siÄ™ powolnym krokiem gdzieÅ› na skraju jawy i snu, przestrzega delikatnym,
drwiącym uśmiechem: uważaj, kwiatuszku, nadchodzi mrozna rzeczywistość, w której twoje
kwiaty zwiędną lub zamarzną. Choć wciąż nie wierzę, że Oskar ma coś wspólnego ze śmiercią czy
zniknięciem żony, to jedna z cząstek mojego umysłu nie pozwala mi odsunąć pytań na bok.
Oskar to zagrożenie.
Dla mnie i całej rodziny. Nie mogę narażać Karola i Kingi. Nie wolno mi poświęcić rodziny
dla rozrywki, bo seks nie jest miłością. Nawet seks z Oskarem.
Te sny męczą, oplatają moją szyję, duszą.
W kolejnym klęczę w ciemnym pokoju. Jestem naga. Jedynym moim ubraniem jest
skórzana obroża ze srebrnymi ćwiekami. Ciemność przytłacza, sprawia, że drżę z zimna i ze
strachu. W głębi duszy czuję, że to tylko sen, i dlatego nie wrzeszczę, nie wołam o pomoc. Nie
krzyczę też z innego powodu. Jestem ciekawa, co się stanie dalej.
Ciekawość popycha ludzi w dół przepaści.
Drzwi stają otworem. Do pokoju wchodzi dwóch mężczyzn. Widzę ich tylko z tyłu. Obaj
mają marynarki. Biznesmeni. Do diabła, przecież wiem, kim są. Otwierają lodówkę, wyciągają
piwo. Słyszę dzwięk kapsli toczących się po podłodze i syk uwalnianego ciśnienia. Stukają się
butelkami i przepijajÄ…. ZmiejÄ… siÄ™.
 Chodz, pokażę ci, co mam  słyszę znajomy głos.
Podchodzą, a z nimi podchodzi światło. Stają nade mną. Moi dwaj mężczyzni. Paweł i
Oskar. Przyjaciele.
 Kto to?  pyta Paweł.
 Moja suka.  Oskar wyjmuje z kieszeni smycz i przypina ją do obroży.  Cmok, no chodz.
Wyprowadzimy ciÄ™ na spacer.
Nagle zamiera.
 Albo nie. Po co mamy cię wyprowadzać? Nie lepiej się zabawić? Nie lepiej zrobić ci coś
przyjemnego?
Paweł patrzy przerażony. Odruchowo sięga ręką do drugiego guzika koszuli. Wiele razy to
obserwowałam. Dotyka krzyżyka na piersi. Chce się upewnić, że Bóg jest na miejscu, wspiera go i
dopinguje. Dalej, kochasiu, nie bój się swojego Boga! Tak mam ochotę wrzasnąć. Zamiast tego
oblizuję się wulgarnie i merdam pupą, rozkładając nogi. Oskar śmieje się i skraca smycz, zmuszając
mnie do piśnięcia.
 No dalej, maleńka, zrób mu to, czego cię nauczyłem. Bierz go!
Doskakujemy do Pawła, osaczamy go. Oskar nie przestaje się głośno śmiać i zachęcać.
Rozpinam pasek spodni, guzik, rozporek. Spodnie opadają na kolana. Białe bawełniane majtki
napinają się i prężą pod wpływem rosnącego członka. Uwalniam go. Jest duży, większy niż zwykle.
Nie przypomina penisa Pawła ani Oskara. Czyżby był moim wyobrażeniem idealnego członka?
Kutas Pawła prawie nim jest. Brakuje mu naprawdę niewiele. Członek ze snu jest gruby, niezbyt
długi, lśniący i pięknie wyrzezbiony. Z nad wyraz gładką, wspaniałą żołędzią. Dostojny, niezwykły
okaz.
Nadgryzam go, obejmuję ustami, okrążam językiem, wysysam. Twardnieje jeszcze bardziej,
właściciel wzdycha i wczepia palce w swoje uda, jakby bał się mnie dotknąć. W końcu nie
wytrzymuje i kładzie dłonie na moich włosach, pieści je niczym fryzjer, kierując jednocześnie
ruchami głowy. Połykam go i puszczam, za każdym razem posuwając się coraz dalej, aż w końcu
wpuszczając do końca, do gardła, jak wziernik jakiejś przeklętej medycznej maszyny.
 Wow!  wrzeszczy Oskar.  Znów to zrobiła! Czy to nie wspaniałe? Tylko ona to potrafi.
Tylko ona ma tak głębokie gardło. Pieprz ją kochany, pieprz jak tylko umiesz.
Sam pada na kolana, mlaszcze głośno, sprawdzając mnie tam, na dole.
 Ależ ty jesteś mokra, maleńka! Ależ cudownie mokra.
Jego język ląduje we mnie, gmera, wywija się, tańczy. Potem palce, następnie język i palce.
W jednej dziurce, w drugiej. W obu naraz. W końcu klęczy już za mną i wpycha się, głośno dysząc,
mlaszcząc, nawołując. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •