[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Meg, rozmowa z lekarzem nie może ci zaszkodzić.
- Wiedział, że jedną z rzeczy, których jeszcze nie
pamiętała, był jej pobyt w szpitalu, gdzie usunięto jej
macicę, i wiedział także, jak bardzo ją zrani to wspo
mnienie. Może z pomocą Jamesa przyjęłaby to lepiej.
- Nie - powtórzyła z uporem. - Nie chcę z nikim
rozmawiać.
Podszedł do niej, uniósł jej podbródek i zajrzał w oczy.
- Przynajmniej obiecaj, że porozmawiasz ze mną.
- Oczywiście, Will.
Chciał dodać jeszcze coś, ale zadzwonił telefon.
Chwilę pózniej Will wrócił, marszcząc brwi.
118
- Kto to był? - zapytała, nalewając zupę.
- Nikt ważny - odpowiedział po krótkim zastano
wieniu. - Jedzmy już. Umieram z głodu.
Zbywał ją i nie mogła tego znieść.
- Will! - Uniósł głowę z zaskoczeniem, gdy uderzy
ła łyżką w stół. - Kto to był? Paul?
Położył dłonie na stole i odwrócił je w geście
bezradności.
- Myślę, że tak. Próbuje swoich sztuczek. - Z irytacją
wstał i przeczesał dłonią włosy. - Może powinienem go
odszukać i zobaczyć, czy uda mi się trochę go postraszyć.
- To nic nie da - powiedziała Meg. - Paul ma
ograniczone horyzonty umysłowe. Zawsze taki był
- dodała ze smutkiem.
- Wie, że jeśli złapię go w pobliżu ciebie, nie będzie
to przyjemne - oświadczył Will.
Meg wzruszyła ramionami.
- Kiedyś zakradł się w nocy do pobliskiego sadu
i zabrał dwa jabłka, ponieważ wiedział, jak bardzo je
lubię. Nie mieliśmy wtedy pieniędzy. Właściciel usły
szał szmer i strzelił w jego kierunku. Paul był przerażo
ny, ale bardzo dumny z siebie. - Skrzywiła się.
Pamiętała pierwsze lata małżeństwa i czarujący, chło
pięcy entuzjazm Paula. Pamiętała też, jak zaczął się
zmieniać, tracić kolejne posady i coraz więcej pić. - To
było w pierwszym roku naszego małżeństwa. Potem
wszystko zaczęło się zmieniać. Nie pamiętam, dlaczego
się rozeszliśmy, ale sądzę, że wtedy był już inną osobą.
Will pomyślał, że z pewnością Paul się zmienił,
skoro zostawił ją w takiej sytuacji, lecz nic nie powie
dział. Niedługo pewnie sama sobie wszystko przypo
mni. Oby umiała wtedy poradzić sobie z bólem.
Po obiedzie pomógł jej zmywać. Mieli iść do
pokoju, gdy zadzwonił telefon. I znów po sekundzie
Will rzucił słuchawkę na widełki.
- Spakuj kilka rzeczy na weekend - powiedział,
odwracajÄ…c siÄ™ ku niej.
119
- Co takiego?
- Wyjeżdżamy. Nie zamierzam spędzić kilku dni na
odbieraniu głuchych telefonów tylko dlatego, że Paul
Farrow umie wykręcać numer.
- Dokąd jedziemy? - zapytała, kiedy prowadził ją
do sypialni.
- Zapakuj kilka swetrów i dżinsy -polecił. -Jedzie
my do domu nad jeziorem.
Kiedy jechali przez drogi zasypane śniegiem, Will
był w złym humorze. Samochód działał doskonale
w trudnych warunkach atmosferycznych, co było
podstawowym wymaganiem w stosunku do środka
lokomocji szeryfa. Droga była pusta. Widocznie wszy
scy postanowili zostać w domu, nie chcąc ryzykować
jazdy w taką pogodę. Przed wyjazdem Will zadzwonił
do Rusty'ego i powiedział, gdzie będzie można go
znalezć.
Meg siedziała w milczeniu, walcząc z chęcią ode
zwania się do Willa. Pragnęła wiedzieć, co sądzi,
szczególnie o niej, lecz widziała, że rozmyśla o czymś
innym.
Pół godziny pózniej skręcili w boczną drogę. Meg
dostrzegła długie, srebrne jezioro, lśniące w świetle
reflektorów jak polerowany metal. Przypomniała so
bie, że dom stoi nad zatoczką, daleko od innych
zabudowań.
Jechali w dół wzgórza w kierunku wybrzeża, lecz
w ciemności Meg nie mogła nic dostrzec. Siady kół ich
samochodu były jedynymi, jakie pozostawały na śnie
gu-
Will wziął bagaże i pomógł Meg zejść po kamien
nych schodkach do domu. Otworzył drzwi i włączył
światło.
Meg rozejrzała się po pokoju, chłonąc szczegóły
i związane z nimi wspomnienia. Zciany pokryte były
boazerią z sękatej sosny. W centrum pomieszczenia
120
dominował półokrągły kominek. Wejście frontowe
było przeszklone i pozwalało podziwiać jezioro. Meg
pamiętała spokojne wieczory, spędzone na przygląda
niu się zachodowi słońca.
Dwie sypialnie znajdowały się na piętrze i ich okna
wychodziły na las za domem. Kuchnię oddzielał od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]