[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdumiewającego. Kabina o stalowych ścianach, a w środku hełm na kółeczku i napis:
APARAT ULTRABAYSKOWY. DLA OCHRONY WAOSÓW NA GAOWIE I TWARZY
WAO%7Å‚Y HEAM GABOKO NA GAOW; NASTPNIE NACISN GUZIK PONI%7Å‚EJ.
Hall nigdy o czymś takim nie słyszał, więc nie mając pojęcia, czego się spodziewać,
postąpił wedle instrukcji. Włożył hełm na głowę i nacisnął przycisk.
Nastąpił pojedynczy, momentalny błysk oślepiającego białego światła, a po nim
wypełniająca kabinę fala żaru. Przez ułamek sekundy poczuł ból, który minął, nim Hall zdołał
sobie uświadomić jego obecność. Ostrożnie zdjął hełm i spojrzał na swoje ciało. Jego skóra
pokryta była drobniutkim, białym pyłem - dopiero po chwili doszedł do wniosku, iż ten
popiołek jest, a właściwie był, jego skórą: aparat powodował spalenie wierzchnich warstw
naskórka. Przeszedł pod prysznic i zmył z siebie popiół. Kiedy wreszcie dotarł do garderoby,
znalazł w niej stroje zielonej barwy.
Kolejne badanie lekarskie. Tym razem chciano od niego próbek wszystkiego, co tylko
możliwe: śliny, nabłonka jamy ustnej, krwi, stolca, moczu. Był znużony i powoli tracił
orientację. Powtarzanie się tych samych sytuacji, nowe doznania, kolory ścian, to samo mdłe,
sztuczne oświetlenie...
W końcu pozwolono mu wrócić do Stone'a i reszty. Stone poinformował ich:
- Zostaniemy na tym poziomie sześć godzin - taki jest regulamin, muszą mieć czas na
przeprowadzenie analiz - więc spokojnie możemy się wyspać. Wzdłuż korytarza są pokoje
oznaczone waszymi nazwiskami. Dalej jest kafeteria. Spotkamy się w niej za pięć godzin na
naradÄ™, dobrze?
Hall znalazł swój pokój. Stanął w drzwiach zaskoczony, że pomieszczenie jest tak
duże. Spodziewał się raczej czegoś wielkości przedziału w pociągu, pokój był jednak większy
i dobrze wyposażony. Stało tu łóżko, krzesło, niewielkie biurko oraz klawiatura komputera z
monitorem. Komputer go zainteresował, ale ponieważ odczuwał wielkie znużenie, poniechał
go, zwalił się na łóżko i zaraz zasnął.
Burton nie mógł usnąć, leżał w swym łóżku na Poziomie IV i wpatrywał się w sufit.
Nie mógł przestać myśleć o miasteczku i porozrzucanych na ulicy ciałach, które nie
krwawiły...
Burton nie był hematologiem, lecz w swej pracy zajmował się niektórymi badaniami
krwi. Wiedział, że sporo gatunków bakterii wywiera wpływ na układ krążenia i
krwiotwórczy. Jego własne badania nad gronkowcami, na przykład, wykazały, iż
mikroorganizm ów wytwarza dwa enzymy wpływające na krwinki.
Jednym z nich była tak zwana egzotoksyna, niszcząca naskórek i wywołująca
hemolizę - rozpad krwinek czerwonych. Drugą była koagulaza, wywołująca powstawanie na
powierzchni bakterii otoczki białkowej, zapobiegającej zniszczeniu jej przez białe krwinki.
Bakterie mogły więc wpływać na stan krwi. Potrafiły to czynić na wiele sposobów:
paciorkowce wytwarzały enzym zwany streptokinazą, rozpuszczający skrzepnięte osocze.
Pałeczki Clostridium i pneumokoki wytwarzały kilka hemolizyn, niszczących erytrocyty.
Zarodzce malarii i ameby również unicestwiały krwinki czerwone, wykorzystując je jako
pożywienie. Inne pasożyty czyniły podobnie.
Było to więc możliwe.
W niczym im jednak nie pomagało pojąć, jak działał mikroorganizm przywleczony
przez Scoopa.
Burton usiłował sobie przypomnieć, jak przebiega krzepnięcie krwi. Jego mechanizm
porównywano do kaskady: uaktywniony enzym wpływał na następny, przekształcając go w
postać aktywną, ten z kolei czynił to z trzecim, trzeci z czwartym, i tak przez dwanaście czy
trzynaście ogniw, w końcu powstawał skrzep.
Stopniowo przypomniał sobie resztę, szczegóły: wszystkie ogniwa pośrednie,
niezbędne enzymy, metale, jony, czynniki miejscowe. Było to bardzo złożone.
Potrząsnął głową, bardzo chciał zasnąć.
Leavitt, mikrobiolog kliniczny, obmyślał kolejność kroków w izolacji i identyfikacji
czynnika chorobotwórczego. Dokonał już tego kiedyś; był jednym z założycieli zespołu,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]