[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 O czym ty mówisz, Choo?
 Nie wiem. Może są w porządku.
 A wyglÄ…dajÄ… na takich?
Virtue nie odpowiedział. Sanjit zauważył jego mocno zaciśniętą szczękę. Zmarszczone
brwi. Usta tworzÄ…ce wÄ…skÄ… liniÄ™.
 Wyglądają w porządku, Choo?  powtórzył.
 To mogą być uchodzcy, wiesz?  powiedział Virtue.  Co zrobisz? Nie przyjmiesz
ich?
 Choo. Pytam cię. Czy dla ciebie wyglądają w porządku? Może brzmi to głupio, ale
ufam twoim przeczuciom.
 Wcale nie wyglądają jak ludzie, którzy przyszli z lasu do naszej wioski  stwierdził
Choo.  Ale budzÄ… takie same uczucia.
 Gdzie mamy wylądować?  spytała Diana.
Wyspy, na które patrzyła, jak jej się zdawało, już od bardzo dawna, nareszcie znalazły
się blisko. Aódz wpłynęła pomiędzy nagie klify, które mogły mieć i trzydzieści metrów
wysokości.
 Musi tam coś być, jakaś przystań...  powiedział Robal. Diana widziała, że się
denerwuje. Gdyby jego opowieść o tej wyspie okazała się fantazją, Caine tak by się z nim
rozprawił, że chłopak marzyłby o śmierci.
 Niedługo skończy nam się paliwo  odezwał się Tyrell.  Zostały może trzy litry.
SÅ‚yszÄ™, jak chlupie, wiecie?
 Pal diabli łódz  stwierdził Caine.  Przeżyjemy tutaj, na wyspie, albo zginiemy. 
Rzucił Robalowi gadzie spojrzenie.  Ale niektórzy z nas wcześniej niż inni.
 W którą stronę płyniemy?  zastanawiała się na głos Penny.  W prawo czy w lewo?
 Ma ktoś monetę, żeby rzucić?  zapytała Diana.
Caine wstał. Osłonił oczy dłonią i spojrzał w lewo, a potem w prawo.
 Z prawej klify wydają się niższe.
 Nie możesz użyć swojej magicznej mocy i unieść nas na szczyt?  spytała Penny, po
czym zachichotała nerwowo. Z poplamionych czerwienią warg pociekła jej strużka śliny.
 Właśnie się nad tym zastanawiałem  odparł Caine z namysłem.  To bardzo
wysoko. Nie wiem.  Opuścił wzrok na dzieciaki w łodzi.
Diana wiedziała, co się szykuje. Bez emocji zastanawiała się, komu przypadnie ten
zaszczyt.
 Idziemy, Farba  powiedział Caine.  Jesteś w sumie bezużyteczny, nadajesz się.
 Co?  Niepokój Farby miał w sobie coś komicznego. W innej sytuacji Dianie byłoby
go żal. Ale w tej chwili była to sprawa życia i śmierci.
I Caine miał rację: z Farby nie było wielkiego pożytku. Nie miał mocy, nie sprawdzał
się podczas walki. Był zaćpanym głupkiem, który już dawno usmażył sobie te resztki mózgu,
które mu zostały.
Caine uniósł ręce i Farba poderwał się w górę ze swojego miejsca. Wyglądało to,
jakby Caine podnosił go za biodra, bo chłopak wisiał w powietrzu, wierzgając nogami i
machając rękami. Jego długie, zmierzwione kasztanowe włosy trzepotały, jakby wiał wiatr.
 Nie, nie, nie  jęczał.
Poleciał ponad morzem.
 Gdybyś go trochę opuścił, wyglądałby, jakby chodził po wodzie  powiedziała
Penny.
Farba znalazł się bliżej klifu, ledwie parę metrów nad wodą, a jakieś sześć, osiem od
Å‚odzi.
 Wiesz, Penny  odezwała się Diana  to nie jest śmieszne. Jeśli się uda, nas
wszystkich czeka taki sam lot.
Tamtej jakoś nie przyszło to do głowy. Diana poczuła nikłą satysfakcję, widząc, jak
sadystyczna przyjemność na twarzy dziewczyny obraca się w niepokój.
 Dobra, teraz wysokość  powiedział Caine. Farba zaczął się znowu wnosić przy
ścianie klifu. Była to niemal naga, zbita gleba, upstrzona wystającymi kawałkami skał i
kilkoma rozrzuconymi krzakami, które wybrały sobie bardzo niebezpieczne miejsce do życia.
Farba wznosił się. Diana wstrzymała oddech.
 Nie, nie, nie!  dobiegał z góry głos Farby. Nikt jednak nie zwracał nań uwagi.
Wreszcie chłopak przestał wierzgać. Zamiast tego próbował się odwrócić przodem do klifu,
wyciągając ręce i szukając czegokolwiek, czego mógłby się złapać.
W połowie klifu, na wysokości mniej więcej piątego piętra, tempo wznoszenia
wyraznie spadło. Caine głęboko wciągnął powietrze. Nie wyglądało na to, by wysilał się
fizycznie. Jego mięśnie nie były naprężone. Moc, którą dysponował, nie miała z nimi nic
wspólnego. Ale miał ponurą minę i Diana wiedziała, że w jakiś niezgłębiony sposób wytęża
całą swoją siłę.
Farba unosił się, ale wolniej. A potem obsunął się. Spadł. Krzyknął. Zatrzymał się
ledwie trzy metry nad wodÄ….
 Płyńmy po niego  powiedział Caine.
Tyrell opuścił zaburtowy silnik do wody i łódz ruszyła w kierunku rozwrzeszczanego,
jęczącego chłopaka.
Caine opuścił go do łodzi. Farba wylądował ciężko, spadając na pośladki, po czym
zaczął szlochać.
 No, nie udało się  stwierdziła Diana.
Caine pokręcił głową.
 Nie. Pewnie za daleko. Mógłbym rzucić go na taką odległość. Rzucałem już
samochody. Ale lewitacja nie wchodzi w grÄ™.
Nikt nie zaproponował, by rzucić Farbę. Ostrzeżenie Diany, że jeśli Caine'owi się
powiedzie, to samo spotka także wszystkich pozostałych, gwarantowało milczenie. Diana w
myślach odmierzyła dystans, który pokonał Farba. W sumie może dwadzieścia, dwadzieścia
pięć metrów. Aha. Teraz już wiedziała, jak daleko sięga moc Caine'a. Być może nadejdzie
dzień, w którym ta wiedza okaże się przydatna.
Rozdział 30
10 godzin, 28 minut
Sam nie miał pojęcia, co robi ani nawet dlaczego.
W ślepej panice uciekł z Perdido Beach. Wstyd związany z tym faktem wypełniał mu
umysł, wypychając stamtąd nawet głód.
Zobaczył Drake'a i wpadł w panikę. Oszalał.
Po wyżebraniu posiłku od Huntera skierował się do elektrowni. Właśnie tam wszystko
się wydarzyło.
Został tak skatowany, że Brianna zaaplikowała mu znalezioną w zapasach leków w
elektrowni morfinę, lecz nawet po tym, jak wbiła mu igłę i ta substancja wypełniła jego ciało,
ból był nie do zniesienia.
Wytrzymał jednak. A potem przeżył kolejne koszmarne godziny, halucynacje po
morfinie, otępienie, brak koordynacji, potrzebę krzyku.
Pózniej znowu walczył z Drakiem, ale to Caine ostatecznie zabił tego psychopatę.
Wrzucił go do kopalnianej sztolni, która zapadła się Drake'owi na głowę. %7ładna żywa istota
nie mogła tego przeżyć.
A jednak Drake żył.
Od tamtego dnia Sam radził sobie z codziennymi trudami dzięki przekonaniu, że
Drake nie żyje, pogrzebany pod całymi tonami skały, martwy, unicestwiony. Miał przed nim
już nigdy nie stanąć. Ten fakt pomagał mu znosić codzienność.
Ale jeśli Drake'a nie dało się zabić... Jeśli był nieśmiertelny... Czy zawsze będzie
stanowił element życia w ETAP-ie?
Sam siedział na skraju klifu, niecały kilometr od elektrowni. Po drodze znalazł rower.
Jechał na nim, dopóki nie pękła opona. Potem szedł krętą drogą nad brzegiem, zamierzając
wrócić do elektrowni, do miejsca, w którym wszystko się stało. Do miejsca, w którym Drake
go złamał.
Na tym to polegało, pomyślał, spoglądając na puste, rozmigotane morze: Drake złamał
coś w nim, w jego wnętrzu. Sam próbował poskładać to z powrotem. Wrócić i znowu być
Samem. Takim Samem, jakiego wszyscy oczekiwali.
Astrid stanowiła część tego wszystkiego. Miłość i tak dalej. To było takie banalne, ale
uczucie chroniło go od rozpaczy. Miłość i zimna pociecha, którą znajdował w fakcie, że
Drake zginął, podczas gdy on przeżył.
Miłość i zemsta. Ciekawe połączenie.
I odpowiedzialność, uświadomił sobie nagle. To mu w jakiś dziwny sposób pomagało,
ta świadomość, że dzieciaki na niego liczą, że jest potrzebny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •