[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mogła przyznać sama przed sobą, że obawiała się utraty jego zainteresowania. Na szczę-
ście fakty świadczyły o czymś przeciwnym.
- Położyłam go na pleckach, odwróciłam się na sekundę, a on przekręcił się na
brzuszek, po czym zaczął dzwigać się na rączkach i mocno odpychać nogami. Prawie
pełzał.
- Moja krew - uśmiechnął się z dumą Dane.
- Zanim się obejrzymy, zacznie raczkować.
- Zadzwoń do mnie, gdy to się stanie. - Wskazał na jej komórkę. - Przybiegnę od
razu. Chcę zobaczyć pierwszy przemarsz Robbiego na czworaka.
- Zazwyczaj tatusiowie chcą być obecni przy pierwszym kroku swojego dziecka.
- Do tego jeszcze sporo czasu. Teraz czekam na raczkowanie.
- Obiecuję, że natychmiast cię wezwę.
Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo, ale po chwili sposępnieli. Dane od-
wrócił się i jęknął.
- Och, Alex, właśnie tego próbowałem uniknąć.
- Rozumiem. - Kiwnęła głową, niebezpiecznie bliska łez. Igrali z ogniem. -
Umówmy się na stałe godziny twoich odwiedzin, a zawsze przed twoim przyjściem będę
wychodziła. W ten sposób będziesz mieć gwarancję, że nie spotkasz mnie przypadkowo.
- To się nie uda. - Poważnie popatrzył jej w oczy.
- Więc jakie widzisz wyjście?
- Sam nie wiem.
- Nie pozwól, żeby nasz syn płacił za rodziców.
- To byłoby najgorsze możliwe rozwiązanie. Spróbujemy żyć z dnia na dzień. Zo-
baczymy, jak siÄ™ to wszystko rozwinie.
Nie miała innej propozycji, ale sama widziała tymczasowość ich układu.
- Przy okazji - przypomniało mu się tuż przed wyjściem - powinnaś wiedzieć, że w
twoim imieniu wezwałem tutaj Henriego.
- Och, Dane! - Zaklaskała w ręce jak dziewczynka. - Dziękuję. Nawet nie wiesz, ile
to dla mnie znaczy.
R
L
T
- Chciałbym ci zapewnić maksimum komfortu. Uważam, że masz rację. Powinni-
śmy wyraznie określić twoją pozycję w pałacu. Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek trak-
tował cię jak służącą.
- Dziękuję. - A więc ją zrozumiał.
Była gotowa się rozpłakać z rozczulenia i wdzięczności.
- Alex, och, Alex. - Pokręcił głową, jakby zabrakło mu słów na wyrażenie emocji. -
Niech to wszyscy diabli! - zaklął i wypadł z pokoju.
Pół godziny pózniej zadzwonił Marque, młodszy z jej dwu braci. Lubiła go bar-
dziej niż Ivana, ale nawet ona musiała przyznać, że jej brat prochu by nie wymyślił. Pod-
niosła komórkę do ucha.
- Halo?
- Tu jesteś - powiedział, jakby mógł ją zobaczyć.
- Zgadza siÄ™. Tu jestem.
- Słyszałem, że zostałaś porwana przez Montenevadów.
- To prawda.
- Dranie.
- Nie jest tak, jak myślisz, Marque.
- Przynajmniej dobrze ciÄ™ traktujÄ…?
- Jako tako.
- Połóż uszy po sobie i udawaj pogodzoną z losem.
- O czym ty właściwie mówisz?
- Potrzebujemy oczu i uszu w pałacu. Będziesz dla nas szpiegować.
- Marque, co knujecie?
- Dowiesz się we właściwym czasie. Liczymy na twoją pomoc.
- Dobrze. - Czekała chwilę, ale nic więcej nie powiedział. - To wszystko?
- W zasadzie tak.
- Nie chcesz wiedzieć, czy nie jestem przesłuchiwana? Może nawet torturowana?
- A jesteś? - To go zaciekawiło.
- Przywiązują mnie na noc do madejowego łoża albo łamią kości kołem.
- Używają koła? To niesamowite!
R
L
T
- Do usłyszenia, Marque.
- Czekaj, czekaj. Powiedz więcej o narzędziach tortur.
Rozłączyła się. Jej bracia uwijali się jak pracowite pszczółki, organizując życie
uchodzców. Jak się okazało, duża grupa emigrantów osiedliła się w Brazylii. Ivan znalazł
tam sprzyjający grunt dla snucia swoich szalonych projektów. Alex miała nadzieję, że to
pochłonie mu wystarczająco dużo czasu, by odsunąć niebezpieczeństwo ich realizacji na
bliżej nieokreśloną przyszłość.
Rozmowa z bratem uświadomiła jej boleśnie, że Dane bardzo ryzykuje, pozwalając
jej tu mieszkać. Przecież nie może wiedzieć, że Alex nie popiera swoich braci i nie chce
mieć nic wspólnego z ich maniakalnymi planami. Nic dziwnego, że kazał ją obserwować.
Powitanie Henriego miało bardzo emocjonalny charakter. Rzuciła mu się w ra-
miona.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że będę cię miała przy sobie.
- Zrobię dla panienki wszystko - odparł serdecznie, bardziej jak dobroduszny dzia-
dek niż wieloletni sługa. - Dobrze pani wie, że nieba bym pani przychylił.
- Jesteś kochany. Zupełnie sobie nie radziłam bez ciebie. Dostałeś wygodny pokój?
Przez chwilę mówili jedno przez drugie, przekazując informacje i wyrażając radość
ze spotkania, wreszcie Henri zdecydował się przekazać jej złe wiadomości.
- Pam ojciec jest z dnia na dzień coraz słabszy. Pytał o panią, gdy go odwiedzałem.
- Naprawdę? W takim razie powinnam się do niego wybrać. - Konieczność wyjaz-
du ją przerażała. Nie mogła sobie wyobrazić rozstania z dzieckiem i obawiała się pro-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]