[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wymiarów. Byłem przerażony.
Nie! krzyknąłem. Nigdy więcej nie podejmę Czarnego Miecza. Przysięgam, że nigdy
tego nie zrobiÄ™!
Wypowiadałem te słowa, choć tak naprawdę to nie miałem za bardzo wyobrażenia, jak
wygląda, i czym jest Czarny Miecz i czemu właściwie nie chcę go wziąć. Moje słowa były
typowe dla wszystkich wcieleń, którymi byłem, czy też miałem być.
MUSISZ TO ZROBI!
Nie zrobiÄ™!
JEZLI TEGO NIE DOKONASZ, TEN ZWIAT ZGINIE.
Los tego świata i tak jest przesądzony!
NIE JEST PRZESDZONY!
Kim jesteś? spytałem, nie mogłem bowiem uwierzyć, iż może się za tym kryć jakaś
nadprzyrodzona siła. Jak dotąd wszystko, co mi się zdarzyło, miało jakieś w miarę logiczne
wytłumaczenie, ale ten płaczący kielich to była rzecz jeszcze bardziej niesamowita, niż głos
Boga z niebios. Wpatrywałem się wytrwale w złoty puchar, usiłując zobaczyć jakąś trzymającą
go dłoń, ale nic nie widziałem.
Kim jesteś? zawołałem ponownie.
Lubieżna twarz biskupa Belphiga, tym razem wykrzywiona grymasem przerażenia, była
jasno oświetlona światłem kielicha.
JESTEM GAOSEM KIELICHA. MUSISZ PODNIEZ CZARNY MIECZ.
Nie zrobiÄ™ tego!
SKORO NIE POSAUCHAAEZ MEGO GAOSU, KTÓRY DOCIERAA DO TWEGO
UMYSAU, ZMUSIAEZ MNIE DO PRZEMÓWIENIA Do CIEBIE W TEJ OTO FORMIE,
ABYZ ZROZUMIAA, %7Å‚E PO PROSTU MUSISZ WZI W DAONIE CZARNY MIECZ...
Nie zrobię tego! przysięgam, że nie!
A GDY JU%7Å‚ GO WEyMIESZ, MO%7Å‚ESZ WÓWCZAS NAPEANI KIELICH! DRUGIEJ
SZANSY JU%7Å‚ MIAA NIE BDZIESZ, WIECZNY WOJOWNIKU.
Zciśle zakryłem uszy i oczy, aby nic nie słyszeć, i nic nie widzieć.
Zwiatło zaczęło słabnąć.
Otworzyłem oczy. Nie było już mówiącego kielicha. Wokół panował mrok. Belphig trząsł się
ze strachu. Sądząc po jego spojrzeniu, utożsamiał mnie ze zródłem swoich obaw.
Powiedziałem poważnym, ponurym tonem: To nie moja wina, zapewniam.
Belphig chrząknął kilkakroć, nim przemówił. Słyszałem o ludziach, którzy potrafią
wywoływać nadprzyrodzone zjawiska, ale nie słyszałem o czymś tak potężnym, hrabio Urliku.
Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem, ale liczę na to, iż nie zechcesz użyć ponownie swej
mocy podczas naszej żeglugi. To, że nie potrafiłem wyjaśnić ci wyczerpująco sprawy tego
dzwonka, nie upoważnia cię do tego, aby...
Jeśli nawet było to nadprzyrodzone zjawisko, biskupie Belphig, to zaręczam, że nie miałem
z tym nic wspólnego, przerwałem.
Belphig chciał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie i zamilkł. Otrząsając się, zszedł pod
pokład.
VIII. LEGOWISKO MORSKIEGO JELENIA
Długie chwile spędziłem na pokładzie, wpatrując się w mrok, jakby tam miał być ukryty
klucz do dziwnych zdarzeń tej nocy. Poza momentem, kiedy to podczas mojej ostatniej nocy
w świecie Eldrenów, zobaczyłem samego siebie w innym już wcieleniu, był to pierwszy
wypadek, aby zwidy nachodziły mnie na jawie.
Niestety, nie był to sen świadczyć mógł o tym sam biskup Belphig i wplątał w moje losy
wszystkich, będących na pokładzie okrętu, zarówno dworaków, jak i załogą. Na niższych
pokładach rozmawiano po cichu na mój temat, zapewne obawiając się, czy ponownie nie
wystawię ich na tak ciężkie przeżycie. W wielu oczach na mój widok pojawiał się strach.
Jeśli jednak gadający kielich miał ze mną związek, bo wydało mi się, że dzwon
przeznaczony był dla biskupa Belphiga. Czemu Belphig uparł się, aby kontynuować polowanie,
skoro każdy rozsądny człowiek powróciłby jak najszybciej do bezpiecznego Miasta
z Obsydianu? Może umówił się z kimś na tych wodach? Ale z kim? Z piratami, o których
wspominał? Albo może nawet ze Srebrnymi Rycerzami? To wszystko były jednak tylko banalne
spekulacje, w porównaniu z wagą ostatnich wydarzeń. Czym był Czarny Miecz? Czemu coś
w moim wnętrzu odmawiało wzięcia go do ręki? Samo to imię było mi dziwnie znajome
i wiedziałem, że nie chcę nawet myśleć o Czarnym Mieczu. Aby odpędzić od siebie te myśli,
przespałem się przecież owej nocy z niewolnicą biskupa. Byłem zdolny do wszystkiego, byle
tylko zapomnieć o mieczu i uciec od niego.
W końcu, znużony i skonfundowany, wróciłem do mojej kabiny i położyłem się na moim
hamaku. Nie mogłem zasnąć, a nawet nie chciałem zasnąć, w obawie przed powrotem
koszmarnych snów.
Przypominałem sobie słowa: Jeśli chcesz pozbawić ten świat jego problemów, a zarazem
znalezć wyjaśnienie dla swego własnego losu musisz wziąć w dłonie ponownie Czarny Miecz.
Potem monotonna wyliczanka: Czarny Miecz. Czarny Miecz. Czarny Miecz. Czarny Miecz
jest mieczem Mistrza słowo Miecza jest prawem Mistrza...
W którymś z moich poprzednich, czy też pózniejszych wcieleń (w moim przypadku te
sprawy nie mają większego znaczenia) musiałem zapewne wyzbyć się Czarnego Miecza.
Rozstając się z mieczem, musiałem zapewne popełnić jakąś zbrodnię, czy choćby obrazić kogoś,
kto chciał, abym zatrzymał miecz przy sobie, za co teraz przenoszony jestem raz po raz w różne
obszary Czasu i Przestrzeni. Może zresztą kara polega właśnie na tym, że mam świadomość
wielopostaciowości mojej egzystencji, co sugerowałyby sny? Jeśli tak, to byłaby to kara bardzo
wyrafinowana. Mimo że nie pragnąłem niczego innego, jak tylko połączenia z Ermizhad to coś
w moim wnętrzu odmawiało zapłacenia za to ceny w postaci wzięcia w dłoń Czarnego Miecza.
Na ostrzu Miecza jest krew Słońca rękojeść Miecza i dłoń stanowią jedność...
To bardzo zagadkowe zdanie. Pierwsza jego część była dla mnie zupełnie niezrozumiała. Co
do drugiej, to przypuszczalnie miała oznaczać, że moje losy, i losy Miecza są z sobą ściśle
związane Znaki runiczne na klindze Miecza odkrywają tajemnicę mądrości imieniem Miecza
jest Kosa .
Tutaj pierwsza część była łatwiejsza do rozszyfrowania, niż druga. W pierwszej mowa była
o tym, że jakaś mądrość była zawarta w napisie na klindze. A co do Kosy, to możliwe że
chodziło tu o kosę, z jaką zwykle przedstawia się. Zmierć, Mimo wszelkich rozmyślań i analiz,
nadal nie wiedziałem więcej, niż przedtem. Wyglądało na to, że zmuszony jestem wziąć w dłonie
miecz, mimo że nie powiedziano mi, czemu go kiedyś odłożyłem...
Ktoś zapukał do drzwi kabiny. Myśląc, iż jest to znowu, podesłana przez biskupa
dziewczyna, zawołałem: Proszę mi nie przeszkadzać!
To ja, Morgeg, odpowiedział pukający. Biskup Belphig polecił mi przekazać
wiadomość, iż jelenie morskie są już blisko, i niedługo rozpocznie się polowanie.
Zaraz tam będę.
Morgeg oddalił się. Włożyłem na głowę hełm, wziąłem z sobą mój topór i włócznię, po czym
ruszyłem w kierunku drzwi. Może emocje, związane z polowaniem, pozwolą mi zapomnieć
o moich zmartwieniach.
Belphig odzyskał już całkowicie swą pewność siebie. Był w pełnej zbroi, z podniesioną
przyłbicą; Morgeg także był w stroju bojowym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]