[ Pobierz całość w formacie PDF ]

posiadłość, ponieważ wyglądała na ucieszoną tym, że ma
zamiar tutaj zamieszkać. Obiecał też, że wpadną z Laną
któregoś dnia na kolację. Przecież Angie i Harmon byli
dla niego prawie jak rodzina. Starsza kobieta wcisnęła
mu jeszcze na drogę kawałek strucli owocowej, jak to
robiła kiedyś, gdy był chłopcem.
PostanowiÅ‚ zająć siÄ™ sprawÄ… robotników pózniej i ru­
szył w drogę powrotną do domu. Zapadający zmierzch
przypomniał mu o słodkim zapachu perfum Lany i jej
jedwabistej skórze. Wydawało mu się, że w mroku słyszy
jej namiętne westchnienia.
Nie, nie dziś, powtarzał w duchu.
Niestety, wraz z upływem czasu i kilometrów rozpalał
siÄ™ coraz bardziej. StaraÅ‚ siÄ™ nie myÅ›leć o pożądaniu, a ra­
czej o tym, że musi po prostu dotrzymać warunków umo­
wy. SÅ‚owa  obowiÄ…zek małżeÅ„ski" nabieraÅ‚y w tej sytu­
acji zupełnie nowego sensu. Musiał jednak przyznać, że
zrobiło mu się przyjemnie, gdy zobaczył zapalone światło
na werandzie. Lana pomyślała nawet o tym. Jednocześnie
stało się jasne, że na niego czeka.
Siedziała na kanapie w salonie i oglądała telewizję.
Natychmiast zrobiło mu się przykro, że nie zabrał jej ze
sobą. Spędzała tu przecież całe dnie. Mógł przynajmniej
1
50 CARLA CASSIDY
raz zaprosić jÄ… na kolacjÄ™... ZapomniaÅ‚ już, dlaczego po­
czuł, że musi przed nią uciec.
Obróciła się w jego stronę, kiedy do niej podszedł.
- MyÅ›laÅ‚am, że już w ogóle nie wrócisz na noc. Prze­
praszam - zreflektowała się po sekundzie - zaczynam
mówić tak, jakbym rzeczywiście była twoją żoną.
Chance położył struclę na stoliku i wziął ją za ręce.
- Nie, to ja przepraszam. Zachowałem się jak idiota.
Puścił jej dłonie. Wydały mu się bowiem zbyt miękkie
i za bardzo kuszÄ…ce.
- Wszystko w porzÄ…dku. Doskonale ciÄ™ rozumiem.
Przecież znalazłeś się w sytuacji, której wcale nie chciałeś.
- Nie, nie. Wiem, że zachowałem się jak... - Urwał,
zrozumiawszy, że właśnie tak zachowałby się jego ojciec.
NiszczyÅ‚ jÄ… swojÄ… wrogoÅ›ciÄ…. Nie okazywaÅ‚ jej sza­
cunku. To wszystko było takie znajome...
- Jak kto? - Spojrzała na niego niepewnie.
- Nieważne. W każdym razie chcę, żebyś wiedziała,
że jest mi przykro z tego powodu. Przepraszam jeszcze
raz.
Promienny uśmiech rozjaśnił całą jej twarz.
- Nie ma sprawy.
Od razu wiedział, że nie ma do niego pretensji. Wciąż
mógł liczyć na jej dobroć i nieskomplikowany charakter.
- DostaÅ‚em spory kawaÅ‚ek strucli od Angie - oznaj­
mił. - Może zjemy go na kolację?
- Zwietnie. A ja zrobiÄ™ kawÄ™.
WyÅ‚Ä…czyÅ‚a telewizor i przeszli razem do kuchni. Kie­
dy ona zajęła siÄ™ ekspresem, Chance pokroiÅ‚ ciasto i po­
stawił na stole dwa talerzyki.
- BÄ™dÄ™ musiaÅ‚ poszukać w książce telefonicznej nu­
merów ludzi, którzy mogliby tu pracować - zauważył,
POWRÓT DO PROSPERINO
51
siadając przy stole. - Jest tyle roboty, że sam sobie z tym
nie poradzÄ™.
- Ja też mogłabym ci pomóc - oświadczyła.
Niewielki okruszek strucli przylgnÄ…Å‚ do jej wargi,
a Chance poczuł, że chętnie zlizałby go językiem.
- Nie trzeba - rzuciÅ‚ bardziej szorstko, niż miaÅ‚ za­
miar. Natychmiast siÄ™ wiÄ™c do niej uÅ›miechnÄ…Å‚. - Wy­
starczy już to, co robisz. Dzięki twoim staraniom ten dom
nabiera wreszcie normalnego, ludzkiego wyglÄ…du. Aa­
twiej będzie go sprzedać.
Na szczęście sama oblizała wargi i okruszek zniknął
w jej ustach.
- Nigdy nie myÅ›laÅ‚eÅ› o tym, żeby tu zostać? To zna­
czy, sam, bez żadnej żony - dodała szybko. - Pamiętam,
że kiedyś chciałeś zostać farmerem.
- To byÅ‚o dawno. - SpojrzaÅ‚ na leżący przed nim ka­
wałek ciasta. - Jeszcze na ranczu Coltonów. Wszystko
szło mi wtedy tak dobrze, że wbiłem sobie do głowy,
że mógłbym robić to co oni. - Machnął ręką i sięgnął
po struclę. - Głupie dziecięce marzenia.
- Wcale nie głupie. - Wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- To, że nienawidziłeś ojca, wcale nie znaczy, że musisz
przenosić to uczucie na ranczo. Ono będzie takie, jakim
go uczynisz.
Odsunął się trochę od stołu i pokręcił przecząco głową.
- Zbyt wiele zÅ‚ych wspomnieÅ„ wiąże siÄ™ z tym do­
mem - mruknął. - Poza tym wolę wędrowne życie. -
Dojadł ciasto w milczeniu, wypił kawę i zaniósł naczynia
do zlewu. - Pójdę już spać.
Lana skinęła głową.
- PosprzÄ…tam tutaj i zaraz do ciebie przyjdÄ™.
Wyszedł, dziwnie poruszony tą rozmową. Tak, rze-
52 CARLA CASSIDY
czywiście marzył kiedyś o farmerskim życiu. Nawet
pózniej zdarzało mu się, że pragnął spać codziennie
w tym samym łóżku i mieć wokół te same cztery ściany.
Bywało, że czuł się zmęczony wciąż nowymi hotelami,
ale wtedy mówił sobie, że taki już jego los i że nigdy
nie znajdzie niczego lepszego.
Ale ten dom wiązał się z koszmarem jego dzieciństwa.
Nadal znajdowały się tu ślady furii ojca. Zcianka działowa
w jego pokoju była uszkodzona po tym, jak ojciec go
na nią rzucił. Zamek w drzwiach łazienki był wyłamany
po tym, jak ojciec dopadł go tam, żeby dać mu za coś
lanie.
Boss wierzyÅ‚, że bijÄ…c syna za każdy drobiazg, wy­
chowa go na twardziela. Najgorsze jednak dla chłopca
byÅ‚o to, że robiÅ‚ to z takim zamiÅ‚owaniem, jakby znaj­
dował w tym jakąś perwersyjną przyjemność...
Nie, nigdy nie mógÅ‚by tu naprawdÄ™ zamieszkać. BÄ™­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •