[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Polowałem gdzieś na bizony. Koń rzucał się pode mną i trząsł
tak silnie, iż czułem ból głowy. Potem bizony nagle zniknęły.
Znalazłem się w szpitalu w Milwaukee. Otwierają się drzwi,
wchodzi Czerwona Chmura. Przez drzwi wieje silny wiatr, dmucha
mi prosto w twarz. Nagle... drzwi chwiejÄ… siÄ™, wypadajÄ… z
zawiasów. Uderzają mnie w głowę. Czuję dotkliwy ból.
Otworzyłem oczy. Nad sobą ujrzałem ciemne niebo i jakiś blask
ślizgający się po skałach.
 Ocknął się  usłyszałem czyjś głos, daleki i zamglony.
W uszach mi szumiało, w skroniach pulsowała krew. Straszliwy,
tępy ból głowy nie pozwolił mi się podnieść ani spojrzeć w bok.
Gdzie jestem? Co się ze mną stało? Coś ściekało mi po policzkach.
Z trudem uniosłem rękę i dotknąłem czoła. Miałem na nim jakąś
wilgotnÄ… szmatÄ™. Gdzie ja jestem?
Nagle jakiś cień, czarniejszy od nieba, pochylił się nade mną.
Ujrzałem twarz, ujrzałem poruszające się wargi, usłyszałem jakieś
dzwięki, których nie mogłem zrozumieć. Zamknąłem oczy. I
znowu zapadłem w nicość.
Kiedy się przebudziłem, niebo szarzało. Wstawał świt. Głowa
bolała nadal, ale szum w uszach znacznie się zmniejszył. Znowu
ktoś pochylił się nade mną. Tym razem poznałem  był to
Czerwona Chmura. Ukląkł przy mnie, podsunął do ust jakieś
naczynie. Płyn był gorzkawy, o zapachu mięty. Potem w polu
widzenia ujrzałem drugą postać. Karol.
 Jak się czujesz?  zapytał.
 Co to było?  wyszeptałem.
 Uderzenie. Kolbą w tył głowy, ale głowa cała. Miałeś
szczęście. Leż teraz i nie ruszaj się.
 Papier  wyszeptałem  papier...
 Jaki papier?
 Tu, w kieszeni...
Rozpiął kieszeń koszuli. Coś zaszeleściło. Widziałem, jak wyjął
złożony w czworo arkusik. Rozłożył go, spojrzał i gwizdnął
przeciÄ…gle.
 Gdzie to znalazłeś?
Poruszyłem bezdzwięcznie wargami. Mówienie przychodziło
mi z trudem.
 W ubraniu... zabitego.
 Dobrze. Opowiesz potem. Teraz staraj się zasnąć.
Leżałem jeszcze przez pewien czas z otwartymi oczami. Pózniej
powieki się zamknęły. Zasnąłem.
Spałem podobno jeszcze z pół dnia. Koło południa przeniesiono
mnie w cień sąsiedniej góry. Czułem się znacznie lepiej, ale nadal
nie miałem siły wstać.
Dopiero po dwóch dniach dowiedziałem się szczegółów tej
przygody. Oto moi towarzyszÄ™  podobnie jak ja  zagubili siÄ™
we mgle. Kompas posiadany przez Karola oraz wspaniała
orientacja Czerwonej Chmury naprowadziły ich jednak na
właściwą drogę. Ostatecznym  sygnałem drogowym" stał się głos
palby karabinowej. Przybyli w samą porę, aby uratować od
niechybnej zagłady trzech zwiadowców indiańskich. Okazało się,
iż wpadli oni w pułapkę. Zcigani szybko zorientowali się, że
wysłano pogoń. Urządzili zasadzkę u stóp tej właśnie góry, do
której i ja dotarłem. Kiedy sytuacja zmieniła się na korzyść napad-
niętych, napastnicy wycofali się na zbocze i bronili się
z kamiennej platformy. Prawdopodobnie zabrakło im amunicji, bo
zrezygnowali z dalszej walki. Pierwszy padł. Dwaj przedostali się
na drugie zbocze i zdołali uciec.
 Więc ilu ich naprawdę jest?  zapytałem wysłuchawszy tej
krótkiej opowieści.  Jeden, dwóch czy
trzech?
Karol uśmiechnął się.
 Obecnie dwóch. Czy masz jakieś wątpliwości?
 Nad Jeziorem Jelenia był tylko jeden, w Ukrytym Mieście
już dwóch, teraz trzech...
 Znowu dwóch  przerwał Karol  i myślę, że to jest
liczba ostateczna.
 Ale skąd wzięli się ci dwaj?
 Wątpię, czy kiedykolwiek tego się dowiemy. Myślę, że
zabójca znad Jeziora Jelenia miał od początku wspólnika, a ten
trzeci... Ten trzeci chyba przyplątał się po drodze.
 Oglądaliście znaleziony papier?
 Tak. Pasują jak para mokasynów, tylko że to jeszcze nie
rozwiÄ…zuje zagadki.
 Nic nie rozumiem. W głowie huczy mi jak w ulu. Mów
wyrazniej.
 Posłuchaj: znaleziony przez ciebie papier z liniami długości i
szerokości geograficznej dokładnie przylega do mapki. Sęk w tym,
że nie można w tej chwili oznaczyć długości i szerokości
geograficznej, na jakiej się znajdujemy. Brak instrumentów... Do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •