[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie musimy się przejmować! zawołał rumak. Wygraliśmy los na loterii (kolejny
zwrot nie na miejscu).
I trójka przyjaciół ucztowała aż do następnej niedzieli (akurat była sobota). Nazajutrz rumak
powiedział:
Chłopaki, wszystko to lipa. Jesteśmy bogaci, zafundujemy sobie prawdziwych dzikusów.
Józefie, kurs pół-południowy wschód, zachód-ćwierć-północny. %7łagle staw, do steru... cała
naprzód. Wszyscy na wanty, wielki fok staw i wypuścić uchatki.
Statek pomknął wdzięcznie przez rozszalałe morze.
Po tygodniu wyśmienitej żeglugi dotarli na Wyspę Dzikusów. Józef i rumak wysiedli. Trzy
miesiące pózniej, widząc, że nie wracają, Bartolomeusz ruszył na ich poszukiwanie.
W oddali usłyszał warkot tamtamów i dzikie śpiewy, ujrzał również wielkie płomienie
unoszÄ…ce siÄ™ ku niebu.
Poszedł nieco dalej i trafił na polankę, gdzie straszne, nagie i pokryte farbą istoty tańczyły
wokół parującego kotła, z którego wystawała czapka i kopyta.
Hej! zawołał. Gorąco wam?
I to jak! odrzekł rumak wystawiając łeb z kotła.
Już prawie jesteśmy doprani i będziemy mogli wyjść, lecz nie mów tego tym wstrętnym
poczciwcom.
Oczywiście! odpowiedział Bartolomeusz rycząc jak zarzynany wół. Dzicy usłyszeli go i
odwrócili się. Józef i rumak skorzystali z tego i wstali zrobiwszy Hu!" i zagasili ogień
przewracając nań kocioł. Dokonali masakry dzikusów i dołączyli do Bartolomeusza. Ten
ostatni zauważył, że są jacyś duzi i tłuści.
Ubawiliśmy się po pachy! powiedział rumak.
Mimo wszystko! rzekł Bartolomeusz mogliście wrócić nieco wcześniej.
Co ty! zawołał Józef. Oni nas tuczyli.
Mogliście byli mi to powiedzieć rzekł nieco obrażony Bartolomeusz.
Dobra odparł rumak zamknij się majtku. Cisza w szeregu. Spocznij! Wolno palić.
Wrócili na pokład i nastawili żagle ku morzom chińskim, bo Bartolomeusz chciał sobie kupić
małego Chińczyka.
Rumak zszedł do swej kabiny, żeby poszukać jakiejś dokumentacji na temat Chin i oto co
wyczytał w dziennikach okrętowych (które zresztą sam sporządził).
Chiny: państwo. %7łyją tam Chińczycy.
By do nich trafić, należy udać się prowadzącą
tam drogÄ….
Podstawowa produkcja: Chińczycy, ryż, soja
i mniszek lekarski.
Na dzwięk słowa mniszek", Józef, który był republikaninem, uniósł głowę.
Precz z klerem! krzyknÄ…Å‚.
Marynarzu Józefie! ryknął rumak. Zakuję was w dyby!
Lecz Józef tam nie trafił, bo zabrakłoby majtków do zwijania żagli i zamiatania kajut.
I pożeglowali ku morzom chińskim.
Barka znajdowała się na pełnym oceanie, a Józef chrapiący w bocianim gniezdzie usłyszał
nagle melodyjny śpiew napływający od strony morza. Wystawił głowę z gniazda i ujrzał trzy
zachwycające syreny, które wystawiały na pokaz swe kuszące piersi i złociste włosy,
wyskrzekując aktualnie najmodniejszą śpiewkę.
Nie dostrzegły Józefa. Postanowił spłatać im figla. Schwyciwszy leżącego w kącie dorsza
rzucił go na głowę najmłodszej, która solidnie opiła się wody i wypłynęła spluwając i
krztusząc się. Tego samego psikusa zrobił dwóm pozostałym, a kiedy jeszcze były porządnie
rozwścieczone, Józef zawołał Bartolomeusza i rumaka, którzy grali w salonowca w kabinie
oficerskiej.
Rumak, jak zwykle elegancki, podszedł do relingu i zapytał:
Jak tam, sakramenckie kobitki, coś się wykluło?
A może zagracie z nami? dorzucił uprzejmie Bartolomeusz z wdzięcznym uśmiechem.
Odpowiedziały taką wiązanką przekleństw, iż nie wypada jej tutaj odtworzyć.
Rumak zaśmiał się donośnie i rzekł do Bartolomeusza:
Mieszają nas z błotem.
Zgadłeś! powiedział Bartolomeusz. A gdzież jest Józef?
Józef rechotał jak wieloryb. Lecz mniej mu było do śmiechu, gdy ujrzał na horyzoncie wielką,
czarną chmurę, która przesuwała się z piorunującą szybkością. Bartolomeusz usiłował
odczynić zły urok przy pomocy kilku naukowo opracowanych sztosów harpunem. Omal nie
oślepił rumaka i ciężko zranił Józefa, który w trakcie tej awantury postradał ucho. Zaś chmura
urwała się prosto na niego i nikt nigdy nie widział bardziej zmoczonego człowieka.
Jednak nawigacja przebiegała dalej bez żadnych nieszczęść. Dwunastego dnia pochwycili
wielką dżonkę, na której nie było żywego ducha i zabrali działa, amunicję i inne łupy.
Wreszcie dotarli do Chin.
Na widok nadpływającej barki synowie niebios zaczęli się tłumnie gromadzić u wejścia do
portu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]