[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chwyciła drugą chusteczkę i głośno wytarła nos.
- Będzie. Pozostanie blizna na całe życie.
- Casey... - Błądził wzrokiem po jej twarzy. - Miałem zamiar
152
RS
wszystko ci wyjaśnić.
- Kiedy? Po zawarciu kontraktu z Matokim? Nic z tego. W tej
chwili Toho prawdopodobnie czyta mój projekt i ręczę, że zanim
wyjedzie, przekaże mi pełnomocnictwa do dalszych rozmów -
zawahała się. - Chyba że zdecydujesz się mu wszystko
powiedzieć.
- Wspomniałaś, że nie powinienem tego robić. Zniszczyłbym
sam siebie.
- Sądzisz zatem, że masz jeszcze szansę? Przez chwilę
obserwował ją w milczeniu.
- Nigdy nie poddawałem się bez walki. Zwłaszcza wówczas,
gdy czegoÅ› mocno pragnÄ…Å‚em.
Pochylił się i delikatnie ucałował jej usta. W tym momencie do
sypialni wmaszerowała Akiko wraz z pozostałymi gośćmi. Casey
chciała gniewnie odepchnąć Johna, lecz zmieniła zamiar i
uśmiechnęła się w stronę przybyłych.
- John zdenerwował się widokiem niewielkiego skaleczenia -
powiedziała uspokajającym tonem. - Ale zawsze tak bywa z
kochającymi mężami...
Akiko delikatnie przemyła ranę.
- Małe draśnięcie. Nie będzie śladu.
- Przed chwilą mówiłem to samo - wtrącił John. Wes podszedł
bliżej, przyklęknął i zerknął podejrzliwie na Johna.
- Jak to się stało?
Casey westchnęła. Więc Wes również znał prawdę. Spojrzała na
stojącą opodal drzwi Brendę. Biedny Wes. Dobrze, że Brenda
miała odwagę wyznać mu wszystko.
- Głupi przypadek - odpowiedziała. - Nic mi nie będzie.
Wes nie wyglądał na w pełni przekonanego. Toho uważnie
obserwował ruchy żony. Akiko posmarowała skaleczenie maścią
antyseptyczną i nałożyła bandaż.
- Przykro mi, Casey - odezwał się Japończyk - że od chwili
naszego przyjazdu wciąż spotykają cię niemiłe przygody. Chyba
153
RS
przynosimy ci pecha.
- Skądże! - pośpieszył z pomocą David. - Już w dzieciństwie
zdarzały jej się różne rzeczy. Pamiętam...
- Zamknij się - warknęła Casey. Westchnęła. - Przepraszam.
Nie miałam zamiaru...
- Nic nie szkodzi. - David się uśmiechnął. - Już raz czy dwa
odezwałaś się do mnie w ten sposób. Po prostu nie chciałem, aby
Toho czuł się odpowiedzialny...
W oczach Casey błysnęły łzy.
- Wiem. Próbowałeś mi pomóc. - Zwróciła wzrok w stronę
Wesa. - Jestem wam wdzięczna... Naprawdę.
John uniósł ją z podłogi.
- Wszystko będzie w porządku. Teraz po prostu potrzeba ci
chwili odpoczynku. Powinnaś się porządnie wyspać. Mam rację?
Casey nie odpowiedziała. Wtulona w silne ramiona mężczyzny,
odczuwała niechęć zmieszaną... z namiętnością. Nie unosząc
powiek wykrztusiła;
- Jestem zmęczona.
Akiko delikatnym ruchem dłoni wyprosiła obecnych. W progu
obróciła się i spojrzała na Johna i Casey.
- Jutro wszystko będzie wyglądać całkiem inaczej. Wprost nie
mogę się doczekać. Wigilia w Dorset... Zwięta w Nowej Anglii.
Cicho zamknęła drzwi. Casey przez chwilę słuchała odgłosu
oddalających się kroków. Powoli zwróciła twarz w stronę Johna.
- Jutro wszystko będzie wyglądać całkiem inaczej? Co chciała
przez to powiedzieć? Czy myślisz... - przerwała. Zwilżyła językiem
wyschnięte wargi. - Czy mógłbyś mnie puścić?
- Nie chcÄ™.
- Proszę - rzuciła nerwowo.
John nie uczynił najmniejszego ruchu. Cisza stawała się coraz
bardziej dokuczliwa.
- Wiesz, czego chcę, Casey - odezwał się mężczyzna. Serce
kobiety łomotało jak szalone. Nie wiedziała, czy potrafiłaby
154
RS
samodzielnie utrzymać równowagę. John chyba dostrzegł jej
niepokój. Trzema długimi krokami przemierzył pokój i złożył swe
brzemię na łóżku.
Casey nie zaprotestowała, gdy położył się obok. Spojrzała mu
prosto w oczy i dostrzegła w nich czułość, szczerość i ból. - John...
jestem taka słaba.
Wciąż go potrzebowała. Nie, potrzebowała to zbyt słabe
określenie. Pożądała. Był jej niezbędny jak woda kwiatom. Głupia.
Zbliżył wargi do jej ust. Poczuła żar bijący od jego ciała.
Wsłuchiwała się w rytm uderzeń własnego serca. I serca Johna.
Dwóch serc... bijących niczym jedno."
John pierwszy odchyli głowę. Casey zadrżała jak w febrze.
Mężczyzna musnął dłonią jej włosy, lekko pocałował bandaż na
czole. Wstał i cichym głosem życzył dobrej nocy.
Przy wejściu do alkowy obrócił głowę.
- Czy mam naprawić mury Jerycha?
Casey zebrała resztki sił. Zrozumiała, że musi zbudować o wiele
grubszy mur wokół własnego serca, że musi głęboko ukryć
prawdziwe uczucia. Odpowiedziała cichym, bezbarwnym tonem:
- To niepotrzebne.
Wśród osób zgromadzonych wokół choinki panował ponury
nastrój. Wyglądali jak grupa żałobników. Jedynie Toho i Akiko byli
w wyśmienitych humorach. Casey zaproponowała, aby najpierw
rozpakować prezenty. Para Japończyków uczyniła to z pośpiechem
i niecierpliwością. Pozostali obserwowali ich z wymuszonym
uśmiechem i jękliwymi okrzykami zachwytu. Akiko usiadła obok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]