[ Pobierz całość w formacie PDF ]
puściła to mimo uszu.
Dzisiaj wcześniej odbierze Thomasa z przedszkola i pójdą
do parku. Po drodze kupi chleb i pokarmiÄ… kaczki. Potem
wpadną na hamburgera i długo tam zabawią.
Z tego snucia planów wyrwał ją głos Marii:
- Och, Sophie, widziałaś Mackenzie?
- Ostatni raz rano - odparła, podążając za Marią do
inkubatora Mackenzie.
- Tylko popatrz! - powiedziała z dumą Maria.
Dziewczynka miała szeroko otwarte oczka. Przesunęły się na
Marię, kiedy ta wyszeptała imię córeczki.
Czyżby się uśmiechnęła?
Nie, to niemożliwe.
Chociaż kto wie... Niedawno doszli z Gibem do wniosku,
że cuda się zdarzają.
Gib!
- Karmiłam ją dziś rano piersią i wszystko było w
porzÄ…dku. Czy to nie cudowne?
- Cudowne - przyznała Sophie i zmartwiała na widok
podchodzÄ…cego Giba.
- Tak, cudowne - powiedział, zatrzymując się tak blisko
Sophie, że tej zachciało się zawyć w proteście. Albo
odskoczyć.
- Carly, Kristie i Angus też dobrze się mają. Niebywałe,
jak szybko opadł im poziom bilirubiny. To twoja zasługa,
Sophie. Fototerapia, którą zaleciłaś, była strzałem w
dziesiÄ…tkÄ™.
- Rutynowy zabieg - wyburczała. Nie chciała jego
pochwał.
- Rutynowe zabiegi nie zawsze pomagają. Można je
przyrównać do obietnic.
Odwrócił się i oddalił.
- O czym on mówił? - spytała Maria.
- A kto go tam wie? - mruknęła Sophie i dorzuciła
gniewnie pod nosem: - I kogo to obchodzi! - chociaż na to
ostatnie pytanie znała odpowiedz.
JÄ… to obchodzi.
Ale teraz jest w pracy, na oddziale noworodków. Podeszła
do dzieci po fototerapii, Helen karmiła piersią Angusa, Dan
siedział przy inkubatorze z jego siostrzyczkami.
- Wiem, że mogłabym to robić w specjalnym pokoju -
powiedziała przepraszająco Helen - ale on lepiej je, kiedy jest
w pobliżu siostrzyczek.
- Ciekawy szkrab, prawda? - zauważyła Sophie,
spoglądając na różową buzkę i czerwone usteczka chłopczyka
przyssane do matczynej piersi. - Chyba wyrośnie z niego
prawdziwy mężczyzna, w którym siostry będą miały zawsze
oparcie.
- A mnie się wydaje, że to raczej on będzie szukał oparcia
w nich.
Tym razem nie wyczuła ani nie usłyszała zbliżającego się
Giba, chociaż pchał przed sobą inkubator z Dzidziusiem
Neilsenem.
- Moje siostry zawsze uważały, że są za mnie
odpowiedzialne i do tej pory im nie przeszło, chociaż wszyscy
jesteśmy już po czterdziestce. Biedny Angus, czeka go życie
pod babskimi skrzydłami.
- Jeśli wszystko w porządku, to ja już sobie pójdę -
powiedziała Sophie.
- Idz, idz, tylko nie zapomnij odebrać z przedszkola
Thomasa.
Odwróciła się na pięcie, żeby wykrzyczeć mu w twarz, by
nie wymawiał imienia Thomasa, i rozbroiło ją spojrzenie jego
płonących niebieskich oczu.
Idąc do drzwi, usłyszała jak przedstawia Marii, Helen i
Danowi Dzidziusia Nielsena:
- Oto Alexander John Nielsen. Uśmiechnęła się
mimowolnie. DzidziuÅ› Nielsen ma wreszcie imiÄ™.
- Wiesz, Sophie, że Zwięty Mikołaj zostawia prezenty pod
choinką? - spytał Thomas, kiedy odbierała go z przedszkola. -
I że my też możemy podkładać pod nią prezenty? Podłożymy
coÅ› dla cioci Etty? I dla Giba?
Puściła mimo uszu to ostatnie pytanie.
- Mam prezenty dla ciebie i dla cioci Etty - zapewniła go.
- A dla Giba? LubiÄ™ Giba.
- A jaki prezent zaproponowałbyś dla Giba?
- Słonie z czekolady - oznajmił Thomas z takim
zdecydowaniem, że Sophie spojrzała na niego zdziwiona. - Bo
wiem, że on lubi czekoladę. Ciocia Etty mi powiedziała. A on
wie, że ja lubię słonie, bo czytał mi bajkę o słoniach.
- Kiedy Gib czytał ci bajkę o słomach?
- Do poduszki.
Sophie jedną odpowiedz już znała. Gib widział przy łóżku
Thomasa fotografię Hilary i wszystko sobie skojarzył.
Ale nic jej nie powiedział.
I Thomas chce, żeby mu kupiła na prezent czekoladowe
słonie?
Pokarmili kaczki, pospacerowali po parku, zjedli kolacjÄ™ u
McDonalda, a na koniec wypożyczyli film w wypożyczalni
płyt DVD i ruszyli w drogę powrotną do domu. Thomas
zasnÄ…Å‚ w samochodzie, zanim tam dojechali.
Sophie przebrała go w piżamkę, położyła do łóżka i poszła
do Etty zapytać, czy, mogłaby posiedzieć przy nim z
godzinkÄ™.
- Zapomniałam coś kupić - wyjaśniła, zastanawiając się,
czy w sklepie ze słodyczami w wielkim miejscowym centrum
handlowym można dostać czekoladowe słonie.
- Nie ma sprawy - odparła Etty - a po powrocie wpadnij
do nas na bożonarodzeniowego drinka. Giba tylko patrzeć.
- Przepraszam, ale raczej nie będę mogła - powiedziała. -
Miałam ciężki dzień w szpitalu i chcę się wcześnie położyć.
ROZDZIAA DZIESITY
Kiedy wróciła, siedział na progu. Nie sposób go było
ominąć.
- Już po zakupach?
Sophie uniosła torbę ze sprawunkami.
- Uwierzyłbyś, że to prezent dla ciebie od Thomasa? Od
synka, którego nie chciałeś znać?
- Nie wiadomo jeszcze, czy to naprawdę mój syn - odparł
cicho Gib, wstajÄ…c, ale nie podchodzÄ…c do niej.
- Co przez to rozumiesz? - żachnęła się Sophie.
- Jeśli chcesz zasugerować, że moja siostra puszczała się
z kim popadnie, to ja... ja...
- Wybiję ci zęby? - podpowiedział, wprawiając Sophie w
jeszcze większą furię.
- Coś w tym stylu - wysyczała.
- Sophie, Hilary się nie puszczała. Nie spała nawet ze
mnÄ….
- No gdzieżby! A w ciążę zaszła drogą osmozy, tak?
- Drogą sztucznego zapłodnienia. Dałem jej tylko swoją
spermÄ™.
- Byłeś dawcą spermy? - Tego było już dla Sophie za
wiele. - Przecież to się odbywa anonimowo, to znaczy dawcy
są anonimowi, a ty powiedziałeś o Thomasie, że to twój
synek.
- Nie odbywa się anonimowo, jeśli robi się to dla
znajomej osoby - oznajmił Gib, a widząc, że Sophie już się
uspokoiła, zbliżył się do niej. - Usiądzmy. Wszystko ci
wyjaśnię. Może zejdziemy nad rzekę?
Nad rzekę? Księżyc świeci, woda pluska. Złość może jej i
przeszła, ale taka głupia to nie była.
- Nie!
- No to przysiądzmy tu, na schodku. Schodek był wąski,
ale lepsze już to niż brzeg rzeki. Usiedli, stykając się
ramionami.
- Hilary bardzo chciała mieć dziecko - zaczął poważnym
tonem, sugerującym, że sięga do bolesnych wspomnień. - Nie
wiem, czy ci to kiedyś mówiła, ale mnie często. Pewnie
dlatego, że byliśmy przyjaciółmi. Pewnego dnia spytała, czy
nie zechciałbym zostać dawcą spermy,
Sophie wstrzymała oddech.
- Jak mógłbym dać jej dziecko, skoro nie miałem go z
Gillian? - wyszeptał. - Odmówiłem, i na tym się skończyło.
Potem Gillian zginęła - odeszła w wybrany przez siebie
sposób - i cały świat wywrócił się dla mnie do góry nogami.
Nie mogłem zrozumieć, jak mogła mi to zrobić, wyrzucałem
sobie, że temu nie zapobiegłem. %7łal po stracie kogoś bliskiego
zawsze jest trudny do zniesienia, ale moja żałoba nie była
[ Pobierz całość w formacie PDF ]