[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Machnięcie ręką opiekunki Baenre uciszyło rozwścieczoną zjawę. Nie
przywołałam cię, by słuchać twoich narzekań rzekła. Pomyślałam, że przekażę ci
pewną informację, którą możesz uznać za interesującą.
Duch odwrócił się w bok i przekrzywił swą owłosioną głowę, by spojrzeć przez
ramię, celowo odwracając wzrok od Baenre. Gandalug starał się wyglądać na obojętnego,
jednak, jak większość krasnoludów, stary król nie potrafił zbyt dobrze udawać swych
prawdziwych uczuć.
Podejdz, drogi Gandalugu odezwała się Baenre. Jakże nudne musiało być dla
ciebie to czekanie. Minęły stulecia, gdy siedziałeś w swoim więzieniu. Z pewnością
obchodzi ciÄ™, jak miewajÄ… siÄ™ twoi potomkowie.
Gandalug skierował zamyślone spojrzenie przez drugie ramię, z powrotem na
opiekunkę Baenre. Jakże nienawidził tej pomarszczonej, starej drowki! Jej wzmianka
o potomkach zaniepokoiła go jednak, temu nie mógł zaprzeczyć. Rodowód był
najważniejszą rzeczą, dla każdego szanującego się krasnoluda, przewyższającą nawet
kamienie i klejnoty, zaś Gandalug, jako patron swojego klanu, uważał wszystkie
krasnoludy, które sprzymierzyły się z klanem Battlehammer, za swoje dzieci. Nie mógł
ukryć swego zmartwienia.
Czy miałeś nadzieję, że zapomnę o Mithrilowej Hali? spytała Baenre. Minęło
zaledwie dwa tysiące lat, stary królu.
Dwa tysiÄ…ce lat odwarknÄ…Å‚ z niesmakiem Gandalug. Dlaczego po prostu nie
położysz się i nie zdechniesz, stara wiedzmo?
Wkrótce odpowiedziała Baenre i pokiwała głową nad prawdą zawartą w jej
słowach. Jednak najpierw muszę skończyć to, co zaczęłam dwa tysiące lat temu.
Czy pamiętasz ten dzień, stary królu? ciągnęła, a Gandalug skrzywił się,
rozumiejąc, że zamierzała to wszystko odtworzyć, rozgrzebać stare rany i pozostawić
krasnoluda w całkowitej rozpaczy.
Gdy w halach żyły biegły szerokie,
A w ścianach srebra jak sięgnąć okiem,
Gdy król był młody, świeża przygoda,
Zaś jego ludem władała zgoda,
Gdy z tronu swego Gandalug rządził,
Klan Battlehammer w historię się włączył.
Zmuszony przez magię obecną w trwającym śpiewie opiekunki Baenre, Gandalug
Battlehammer zauważył, że jego myśli wracają do korytarzy z odległej przeszłości,
z powrotem do czasów założenia Mithrilowej Hali, kiedy to spoglądał z nadzieją
w przyszłość dla swoich dzieci, a pózniej ich dzieci.
Z powrotem do czasów, zanim poznał Yvonnel Baenre.
* * *
Gandalug stal obserwujÄ…c ciosanie, gdy zapracowane krasnoludy z klanu
Battlehammer kufy pochyłe ściany wielkiej jaskini, wycinając stopnie, które staną się
Podmiastem Mithrilowej Hali. Była to wizja Bruenora, trzeciego syna Gandaluga,
największego bohatera klanu, który poprowadził pochód, sprowadzając do tego miejsca
tysiąc krasnoludów.
Dobrze zrobiłeś dając to Bruenorowi stwierdził brudny krasnolud, stojący przy
wiekowym królu, mając na myśli decyzję Gandaluga oddania tronu właśnie Bruenorowi,
nie zaś któremuś z jego starszych braci. W przeciwieństwie do wielu innych ras,
krasnoludy nie przekazywały automatycznie swego dziedzictwa lub tytułów najstarszym
ze swych dzieci. Bardziej pragmatycznie wybierały te, które według nich były
najodpowiedniejsze.
Gandalug przytaknął i był zadowolony. Był już stary, miał dobrze ponad cztery
stulecia, i zmęczony. Zadaniem jego życia było założenie własnego klanu, klanu
Battlehammer, i spędził większą część dwustu lat, szukając odpowiedniego miejsca na
królestwo. Wkrótce po tym jak klan Battlehammer ujarzmił i dostosował do swoich
potrzeb Mithrilową Halę, Gandalug zaczął dostrzegać prawdę, zaczął zdawać sobie
sprawę, że jego czas oraz obowiązki już przeminęły. Jego ambicje zostały spełnione, tak
więc zadowolony Gandalug odkrył, że nie ma już w sobie dość energii, by dorównać
planom, które jego synowie oraz młodsze krasnoludy rozłożyli przed nim, plany
wielkiego Podmiasta, mostu przecinającego wielką rozpadlinę na wschodnim krańcu
kompleksu, oraz miasta nad ziemią, na południe od gór, służącego jako ogniwo
handlowe z okolicznymi królestwami.
Wszystko to wydawało się, oczywiście, Gandalugowi wspaniałe, nie tęsknił jednak,
by to zobaczyć.
Stary, siwy brodacz, w którego włosach i brwiach wciąż było widać ślady ich
poprzedniej ognistej rudości, skierował pełne wdzięczności spojrzenie na swego drogiego
towarzysza. Przez te dwa stulecia Gandalug nie mógłby wyobrazić sobie lepszego
kompana w podróży niż Crommower Pwent, i teraz, mając przed sobą jeszcze jedną
wyprawę, król, który zstąpił z tronu, był zadowolony z towarzystwa.
W przeciwieństwie do dostojnego Gandaluga, Crommower był brudny. Miał brodę,
wciąż czarną, i golił swą głowę tak, by jego wielki, spiczasty hełm ciasno do niej
przylegał. Nie mogę na coś wbiegać, gdy mój hełm toczy się na bok, czyż nie? zwykł
mówić Crommower. I rzeczywiście, Crommower Pwent uwielbiał wbiegać w różne
rzeczy. Był szałojownikiem, krasnoludem z wyrazną wizją świata. Jeśli coś groziło
królowi lub obrażało jego bogów, zabijał to, proste. Pochylał wtedy głowę i przebijał
wroga, uderzał go szpikulcami na rękawicach, kolcami na łokciach i kolanach. Odgryzał
przeciwnikowi ucho lub język, lub też głowę, jeśli mógł. Drapał, kopał i pluł, jednak
przede wszystkim wygrywał.
Gandalug, którego życie w tym nieujarzmionym świecie zawsze było ciężkie, cenił
sobie Crommowera ponad wszystkich innych ze swojego klanu, nawet ponad swoje
drogocenne i lojalne dzieci. Pogląd ten nie był podzielany przez klan. Niektóre
z krasnoludów, choć twarde, ledwo mogły tolerować odór Crommowera, a skrzypienie
zbroi szałojownika było równie nieprzyjemne jak odgłos przejeżdżania paznokciami po
płytce łupkowej.
Dwa stulecia podróżowania u czyjegoś boku, walczenia przy kimś, często
w poważnych kłopotach, powodowało, że takie fakty traciły na znaczeniu.
Chodz, mój przyjacielu poprosił stary Gandalug. Pożegnał się już ze swymi
dziećmi, z Bruenorem, nowym królem Mithrilowej Hali oraz całego klanu. Teraz znów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]