[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Å‚y za sobÄ… krok w krok przez 24 godziny na dobÄ™. Nie potrzebo-
waliśmy wielu słów, aby i tak wiedzieć, co inaczej będzie się odby-
wać: rodzina Kok-Michielsen w ciągu paru dni osiądzie na laurach
i będzie się dzielnie wlec za Visserami, którzy - oczywiście - w oka-
mgnieniu wyszukają, gdzie można najlepiej zjeść lub gdzie znajdu-
ją się najtańsze domy towarowe. Visserowie z kolei stracą większą
część dnia, czekając na nas.
Naprawdę w Szanghaju wyszło szydło z worka: zdarzało się
regularnie, %7łe nieuczesani i nieumyci wpadaliśmy na ostatni
dzwonek (lub tuż po) do sali śniadaniowej, podczas gdy Visse-
rowie stali już w pełnym rynsztunku, z umytymi włosami, wy-
szorowanymi na błysk zębami i przygotowanymi aparatami, aby
wyruszyć w miasto. W pierwszym dniu nie udało nam się nawet
zjeść śniadania. O idiotycznie póznej porze, o której weszliśmy
do sali śniadaniowej, dokładnie o godzinie dziesiątej, kelnerzy
i obsługa odmówili nakrycia stołu. Po Visserach ani śladu - oczy-
wiście już dawno byli w mieście. Następnego ranka zarezerwo-
wali na śniadanie ośmioosobowy stolik, tylko po to, aby wznieść
toast do czterech pustych krzeseł i aby w pashminie Marjolijn
przemycić kilka bułek na górę. Nie da się tak łatwo pogodzić róż-
nic pomiędzy rannymi ptaszkami a nocnymi markami.
Gdzie jesteśmy?
Przy wjezdzie do miasta stwierdzamy, że w Hefei już nie-
wiele rozpoznajemy. Za dużo nowych wieżowców, za dużo no-
wych dróg, a wówczas było za dużo nerwów, aby spokojnie się
97
rozejrzeć. Duże prowincjonalne miasto z 1997 roku zmieniło się
w coś, co można nazwać metropolią, zmodernizowaną, ruchliwą
i zatłoczoną, z charakterystycznym splotem niesamowitego bo-
gactwa i tak samo niesamowitej biedy. Hefei jest nieznanym mia-
stem również dla wielu Chińczyków, (choć jest dwukrotnie większe
od Paryża. Kiedy przyjechaliśmy tutaj po Lisę, każde porównanie
z Paryżem wywołałoby śmiech. Podobnie jak wiele innych miast,
tak i Hefei niewyobrażalnie się rozwinęło w tym wieku pod wzglę-
dem ekonomicznym i doświadczyło nie mniej niewyobrażalnej
drugiej strony tego zjawiska: problemów społecznych, ulicznych
korków i zanieczyszczenia. Do pięciu milionów mieszkańców
(prowincja Anhui dochodzi już do siedemdziesięciu milionów)
należy doliczyc pięćset tysięcy tak zwanych niezarejestrowa-
nych: duże grupy zdesperowanej ludności napływowej szuka-
jącej pracy i dachu nad głową Powiedzmy cała populacja Rot-
terdamu poza nawiasem prawa. która próbuje zapewnić sobie
był w Hefei, przysparzając w ten sposób władzom miejskim nie
lada problemu. Jakby lokalny komitet partii komunistycznej już
i tak nie miał dość na głowie, na przykład iluśtamletniego planu
96
walki z zanieczyszczeniem powietrza i wody. Jessica mówi o tym
z dość dużym optymizmem. A my robimy co w naszej mocy, aby
przyklasnąć jej optymizmowi.
W dzielnicy, w której - o ile dobrze pamiętamy sprzed dzie-
sięciu lat - stały budynki najwyżej czteropiętrowe, widzimy teraz
drapacze chmur, a pomiędzy nimi dzwigi, ciężko pracujące przy
budowie kolejnych wysokościowców. A może to była inna dziel-
nica? Patrzymy na zewnÄ…trz, spoglÄ…damy na siebie, nie potrafi-
my już tego powiedzieć. Nie mamy zielonego pojęcia: dekada
w Chinach to jak półwiecze w Holandii, jeśli nie więcej. W takim
tempie wszystko się tu odbywa; dobrze, że nie czekaliśmy z na-
szą podróżą kolejnych pięciu lat. Prawdopodobnie wówczas te-
ren przemysłowy wyrastający na obrzeżu miasta zasłoniłby nam
całkowicie widok na centrum. Wtedy każdy łatwo by nam mógł
wmówić, że właśnie dojeżdżamy do centrum Liupanshui lub Ji-
nan czy Dongwan, czy jak tam się nazywają bezimienne, choć
ogromne miasta w Chinach.
Widzimy Hotel Hilton i jesteśmy całkowicie pewni, że w roku
1997 jeszcze go tu nie było. Co więcej, okazuje się, że czynny jest
dopiero od pół roku.
99
Historia 'ring
Visserowie są już w ho-
telu - oczywiście, że są.
Nasz pociąg odjeżdża do-
piero wieczorem i Mar-
jolijn uznała za rozsąd-
ne, aby zadbać o miejsce,
w którym każdy mógłby
dojść do siebie po emocjach i podróżach minionych dni. Tutejszy
Hilton oferował pobyt bez noclegu za okazyjną cenę i Marjolijn
dobiła targu. Splendor i luksus tego nowiusieńkiego hotelu od-
suwamy jednakże na drugi plan: najpierw chcemy poznać szcze-
góły przeżyć Ying w Wuhu. Coś niecos już wiedzieliśmy że skrzyn-
ki głosowej naszej chinskiej komórki na kartę. Popijając herbatę
I cappuccino w niesamowicie wysokim holu. Visserowie opowia-
dają nam całą historię.
Tak samo jak Lisa, Ying odwiedziła swój dom dziecka: dość for-
malna wizyta, która - niestety - przyniosła bardzo niewiele. Do-
póki dziewczynki i jej młodszej siostry Luan nie namierzyła ekipa
lokalnej telewizji. Dziennikarze dostrzegli w tym piękną historię:
Mała Holenderka podąża śladem swoich marzeń. Ekipa telewizyjna
uzyskała zgodę rodziców adopcyjnych na filmowanie i pomogła
w odszukaniu miejsca, w którym znaleziono Ying jako niemow-
lę. Jej holenderscy rodzice uzyskali kiedyś parę ogólnikowych in-
formacji, ale wątpili, czy uda im się znalezc to miejsce. Dzięki chiń-
skiej ekipie poszczęściło się i pełni oczekiwań pojechali na małą
uliczkę. Obecność kamer wywołała zbiegowisko, z którego nagle
wyłoniła się kobieta, twierdząca, że dokładnie wie, gdzie i kiedy
znaleziono niemowlaka. Czy to przypadek, czy ta kobieta po pro-
stu przy tym była, bo w Chinach to normalne, że ludzie mieszka-
ją na tej samej ulicy całe swoje życie? Jedno z tych wielu pytań, na
które nie uzyskamy odpowiedzi. Jednakże tak dokładne informa-
cje są niezaprzeczalnie na wagę złota dla każdego, kto niewiele
wie o swojej przeszłości.
Ying miała jeszcze możliwość przeczytania listu po angielsku,
skierowanego do jej biologicznych rodziców, a przetłumaczone-
go przez tłumacza. Reportaż zostanie wyemitowany dopiero ty-
dzień pózniej. Wówczas Ying będzie na wakacjach kilka prowincji
dalej, a więc sama nie będzie mogła obejrzeć programu. Prze-
wodnik będzie jednak wszystko śledził, a ekipa telewizyjna na-
tychmiast zgłosi, jeśli audycja wywołałaby reakcję. Oczywiście nie
wiadomo, czy biologiczni rodzice zobaczą swoją córkę w telewizji,
czy odważą się na kontakt. Całkiem prawdopodobne jednak, że
dziesiątki innych chińskich rodziców obejrzą Ying. Zobaczą wów-
czas ładną dziewczynkę, która mówi z miłością o swoich chińskich
rodzicach, o tym jak bardzo jest szczęśliwa i że nikt nie musi się
o nią martwić I być może wyobrażą sobie, że podobnie potoczy-
ły się losy ich maleństwa.
Powrót do roku 1997
Wstajemy; czas na podróż sentymentalną. Aapiemy taksów-
kÄ™ i rozpoczynamy poszukiwanie hotelu Golden Anhui, dajÄ…cego
Się rozpoznać po obracającej się na ostatnim piętrze restauracji.
W hotelowym holu, w którym przekazano nam Lisę, wisiał wów-
czas transparent z napisem: Witamy grupÄ™ CK-970307 z Holandii.
Wzruszyło nas to jako wyraz gościnności w owym gorączkowym
okresie Popatrz, tam na schodach przed hotelem czekaliśmy, nie-
możliwie długo trwało to czekanie. Autobus był już spózniony
101
całe godziny. W półtropikalnym, monsunowym klimacie z niezli-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]