[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Krasnolud i troll ostrożnie krążyli wokół siebie, wyczekując odsłonięcia się przeciwnika. Felix
ku swojemu przerażeniu zauważył, że rany które zadał Gotrek na powrót się zasklepiają. Wydawały
przy tym dzwięk podobny do zamykających się zaślinionych ust.
Jules Gascoigne ruszył naprzód i dzgnął trolla swoim mieczem. Ostrze przebiło nogę stwora i tam
pozostało. Gdy Bretończyk zmagał się, by je wyciągnąć, potwór uderzył na odlew wyrzucając go w
powietrze. Felix usłyszał pękające żebra i głowę zwiadowcy, uderzającą w ścianę z przerazliwym
trzaskiem. Jules padł w rozszerzającej się kałuży własnej krwi.
Gdy stworzenie nadal miało odwróconą uwagę, Gotrek skoczył na nie i uderzył błyskawicznym
cięciem w ramię. Odrąbał dziecięcą główkę. Ta potoczyła się w pobliże stóp Felixa i zatrzymała z
wrzaskiem. Felix zdołał odłożyć latarnię, wyciągnąć miecz i pchnął nim w dół, rozcinając głowę na
dwie. Ponownie zaczęła się łączyć. Rąbał dalej swym mieczem, aż broń stępiła się, popękała i
wreszcie złamała od uderzeń w kamienną podłogę. Nadal nie udało mu się jej zabić.
- Odsuń się - usłyszał Zauberlicha. Uskoczył na bok. Powietrze nagle zapłonęło. Zmierdziało
siarką i spalonym mięsem. Drobna główka zamilkła i przestała się leczyć.
Jakby wyczuwając nowe zagrożenie, troll skokiem minął Gotreka i chwycił czarodzieja swoimi
gigantycznymi kleszczami. Felix dostrzegł przerażenie na twarzy uniesionego wysoko Zauberlicha.
Wybuchła kula ognia, a cienie na moment uciekły. Monstrum wrzasnęło. Instynktownym ruchem
zamknęło szczypce, rozdzierając maga na dwoje.
Czarownik upadł na ziemię z płonącym ubraniem. Czarna rozpacz ogarnęła Felixa. Zauberlich
mógł zranić potwora, spalić go oczyszczającym ogniem. Teraz był martwy. Gotrek mógł tylko na
próżno rąbać trolla, ale jego wzmocnione przez Chaos moce uzdrowicielskie czyniły go niemal
niezniszczalnym. Byli zgubieni.
Ramiona Felixa opadły. Nic nie mógł zrobić. Inni zginęli na darmo. Misja zakończyła się klęską.
Duchy krasnoludzkich władców będą wędrowały w męce. Wszystko na próżno.
Spojrzał na spoconą twarz Gotreka. Wkrótce Zabójcę Trolli ogarnie zmęczenie i nie będzie w
stanie unikać ciosów stwora. Krasnolud także o tym wiedział, ale nie poddawał się. Odnowiona
determinacja ogarnęła Felixa. On także się nie podda. Spojrzał na płonące ciało czarodzieja.
Ogień stał się intensywniejszy, bardziej niż gdyby płonęło tylko ubranie człowieka. Zaświtało
zrozumienie. Zauberlich niósł w swym płaszczu zapasowe flaszki z oliwą do latarń. Felix szybko
ściągnął swoją torbę i zaczął grzebać w poszukiwaniu oliwy.
- Zajmij go! - krzyknął do Gotreka, odkorkowując ceramiczną butelkę. Gotrek rzucił wstrętne
krasnoludzkie przekleństwo. Felix cisnął flaszkę w stronę potwora, skrapiając go błyszczącym
olejem. Stwór zignorował to, starając się przebić Gotreka. Krasnolud zdwoił swoje wysiłki, rąbiąc
niczym szaleniec. Felix opróżnił drugą flaszkę, a potem trzecią, zawsze trzymając się ślepej strony
potwora.
- Cokolwiek zamierzasz uczynić, człeczyno, na boga, zrób to prędko! - wrzasnął Zabójca Trolli.
Felix podbiegł i złapał swoją latarnię. Sigmarze, prowadz moją rękę, pomodlił się rzucając
lampą w kreaturę. Latarnia uderzyła w jej plecy, pękając i rozlewając płonącą oliwę. Zajęła paliwo,
którym Felix uprzednio oblał potwora.
Troll krzyknął przenikliwie. Rzucił się w tył. Teraz rany w miejscu uderzeń topora przestały się
leczyć. Krasnolud zepchnął płonącego trolla z powrotem do stosu złota. Stwór potknął się i
przewrócił.
Gotrek wzniósł swój topór wysoko nad głowę.
- W imię moich przodków! - zawył Zabójca Trolli. - Giń! Topór opadł niczym piorun,
rozrywając wstrętną głowę potwora. Troll umarł i nie podniósł się ponownie.
Gotrek ostrożnie podniósł amulet ze spaczeniem używając odłamka miecza Felixa. Trzymając
przedmiot w wyciągniętej ręce, wyniósł go na zewnątrz, by wrzucić do przepaści.
Felix usiadł, pozbawiony wszelkich emocji, na szczycie jednego z sarkofagów. Znowu do tego
doszło, pomyślał, siedząc wśród zgliszczy i ciał po straszliwej walce.
Usłyszał zbliżającego się biegiem Gotreka. Krasnolud dysząc wpadł do komory.
- Gobosy przybyły, człeczyno - rzekł.
- Jak wielu? - zapytał Felix.
Gotrek ze zmęczeniem pokręcił głową.
- Zbyt wielu. Przynajmniej pozbyliśmy się tej splugawionej rzeczy. Mogę umrzeć szczęśliwy, tu
pośród grobowców moich przodków.
Felix ruszył się i podniósł miecz o smoczej rękojeści.
- Chciałem zwrócić to ludziom Aldreda - powiedział. - To nadałoby jakieś znaczenie wszystkim
tu poległym.
Gotrek wzruszył ramionami. Spojrzał na drzwi. Auk wejściowy zapełnił się zielonoskórymi
maruderami, posuwającymi się pod swoimi sztandarami ze szczerzącym zęby księżycem. Felix
wysunął gładko z pochwy miecz Sigmarytów. Zabrzmiał przejmujący melodyjny dzwięk. Runy
wzdłuż ostrza zalśniły jasno. Przez chwilę gobliny zawahały się.
Gotrek zerknął na Felixa i wyszczerzył się, pokazując swoje szczerbate zęby.
- To będzie naprawdę heroiczna śmierć, człeczyno. %7łałuję jedynie, że nikt z mojego ludu nigdy o
niej nie usłyszy.
Felix spojrzał ponownie na zbliżającą się hordę, ustawił się tak, że plecy wsparte miał o
sarkofag.
- Nie masz pojęcia, jak jest mi przykro z tego powodu - powiedział ponuro, wykonując kilka
próbnych wymachów ostrzem. Czuł je znakomicie, było lekkie i dobrze wyważone, jakby wykonane
specjalnie dla jego dłoni. Z zaskoczeniem stwierdził, że już się nie boi. Przekroczył granicę strachu.
Niosący sztandar zatrzymał się i obrócił, by przemówić do swoich oddziałów. %7ładen z nich nie
kwapił się by być pierwszym, który spotka topór Zabójcy Trolli, albo świecący runiczny miecz.
- Ruszajcie się wreszcie! - zawołał Gotrek. - Mój topór łaknie krwi.
Gobliny zawyły. Przywódca odwrócił się i gestem nakazał atak Ruszyli naprzód
niepowstrzymanie jak fala przypływu. To już koniec, pomyślał Felix, uspokajając się i szykując do
walki, by zabrać ze sobą do krain umarłych jak najwięcej wrogów.
- %7łegnaj Gotrek - rzekł i zatrzymał się. Gobliny stanęły i nie ruszały się, wyglądając na ogarnięte
skrajną paniką. Co się dzieje? zastanawiał się Felix. Zimne zielone światło zalśniło za jego
ramionami. Spojrzał w tył i zamarł na widok, który ujrzał. Komora zapełniła się szeregami
zbliżających się duchów królewskich krasnoludów. Byli zaciekli i przerażający.
Gobliński chorąży starał się zebrać swoje oddziały, ale widmowi władcy krasnoludów dosięgli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •