[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miał do sprzedania.
Przeszył ją leciutki dreszcz podniecenia. To prawda, że Harold ją
oczarował, ale było to chwilowe zainteresowanie, jak wobec każdego nowego
zjawiska. A Case fascynował ją naprawdę: swoimi zmiennymi nastrojami,
ciętym dowcipem i upartym dążeniem do celu.
- Czy według ciebie właśnie po to tu przyjechał? %7łeby coś sprzedać?
- W każdym razie - Case uśmiechnął się zagadkowo - radziłbym ci dwa
razy pomyśleć, zanim cokolwiek od niego kupisz. - Niespodziewanie pochylił
się w jej stronę i pogłaskał ją dłonią po policzku.
Tym razem charakterystyczne mrowienie nie miało nic wspólnego z
instynktem reporterki.
- 51 -
S
R
- Tacy faceci jak on pożerają takie dziewczynki jak ty na śniadanie i
nawet nie mają po tym niestrawności. Powinnaś na niego uważać. A teraz muszę
się zabrać do pracy. Nie śledz mnie, nie wchodz mi w drogę i nie licz na to, że
dostarczÄ™ ci tematu na pierwsze strony gazet. Nie jestem twoim biletem do
wielkiego świata. - Pomachał jej ręką i odszedł wolnym krokiem, gwiżdżąc pod
nosem.
- Nadęty mądrala! - Ogarnęła ją bezsilna złość, zanim jeszcze zniknął jej z
oczu. Na dodatek zostawił ją z rachunkiem za kawę.
Wcale nie chciała go śledzić. Wolała przemyśleć wszystko, co dotyczyło
Harolda Purdy'ego, i potrzebowała do tego chwili spokoju.
Bez wątpienia ten człowiek jak mało kto potrafił słuchać z uwagą, dając
mówiącemu do zrozumienia, że każde jego słowo ma wartość czystego złota. To
był dar, który musiał bardzo starannie pielęgnować i rozwijać.
Co wspólnego miało jego zainteresowanie Freidą i Charlottą z walką
mężczyzn o odzyskanie należnej im pozycji w społeczeństwie"? Albo z całą tą
kosmogonią? Jo postanowiła obserwować poczynania Purdy'ego, nawet gdyby
musiała wejść w drogę Case'owi.
Zarzut, że chciała go wykorzystać, uwierał nieco jej sumienie, ale...
Przecież były inne sposoby, żeby zdobyć materiał do reportażu, bez
konieczności współpracy z Case'em, pomyślała, i od razu poprawił jej się
nastrój. Znała kilku mężczyzn, którzy byli na spotkaniu z Purdym, i mogła ich
wypytać, co sądzą o nim i jego Drodze Niezłomnego Mężczyzny.
Omijając zręcznie ludzi na chodniku i pozdrawiając tych, których znała,
pospieszyła w górę schodami na Fallsview Loop, żeby porozmawiać ze
Stavrosem Pappasem. W środy jego restauracja była otwarta tylko w porze
obiadowej, ale wiedziała, że znajdzie go w kuchni.
Stał przed olbrzymim garnkiem, mieszając coś, co bulgotało na wolnym
ogniu i bosko pachniało. Stavros był niewysokim, krępym Grekiem, z
- 52 -
S
R
krzaczastymi siwymi brwiami i głową łysą jak kula bilardowa. Przywitał Jo
promiennym uśmiechem.
- Mam dobre wieści, moja przyjaciółko. Wenus i Mars są w odpowiednim
położeniu, żeby ugotować stefado. I mogę dzisiaj śmielej dodawać ziół. - Jego
brwi poruszały się jak dwie gąsienice, a ręka krążyła nad stosem świeżych ziół,
które chował w wielkich glinianych donicach na dziedzińcu restauracji.
- To stefado będzie boskie, wyjątkowe. Będzie tak znakomite, że moja
własna matka - mówiąc to, wzniósł oczy w górę - moja własna, ukochana matka,
niech Bóg ma w opiece jej duszę, rozpłakałaby się, widząc jego doskonałość.
- To... to wspaniale, Stavros - wyjąkała Jo, jak zwykle trochę zakłopotana
jego entuzjazmem. - Co to właściwie stefado?
- Rodzaj gulaszu. Dzisiaj przyrządziłem go z najchudszej, najświeższej
jagnięciny, najcudowniejszego mięsa do tej potrawy - mówił dalej, zachwalając
zalety wszystkich po kolei składników potrawy, a Jo słuchała, kiwała głową i
zastanawiała się gorączkowo, jak go najzręczniej zagadnąć o wczorajsze
zgromadzenie.
Kiedy przeprowadziła się do Piekielnego Wodospadu, zajęło jej trochę
czasu, zanim przywykła do dziwacznych pasji tutejszych ekscentryków, które
tak bardzo ich pochłaniały, że prawie nie zauważali reszty świata. Wszyscy byli
niezmiennie pogodni, przyjazni i otwarci, lubili gości i chętnie dzielili się swoją
wiedzÄ… z ukochanej dziedziny.
Stavros nie interesował się chyba niczym poza swoimi astrologicznymi
tabelami i kuchnią, i również dlatego Jo zdziwiła się, widząc go na
zgromadzeniu Purdy'ego.
- Stavros - przerwała mu delikatnie - czy wydało ci się ciekawe to, co
doktor Purdy mówił o Drodze Niezłomnego Mężczyzny?
Stavros oderwał się od gotowania, zamrugał gwałtownie powiekami i
przez kilka minut próbował się skupić.
- Nie! Według mnie to brzmiało jak bełkot szaleńca.
- 53 -
S
R
- Naprawdę? Więc po co tam poszedłeś?
- Helen zrobiła babskie przyjęcie dla swoich koleżanek. - Skinął w stronę
żony, która kokieteryjnie zatrzepotała rzęsami. Była niska i krępa jak rzeznicki
stół, na którym siekała warzywa. - Ja nie zostałem zaproszony.
- Więc pewnie nie pójdziesz na następne spotkanie z Purdym?
- O, nie, na te wygłupy z maszerowaniem i skandowaniem? Ja mam chore
nogi. Zresztą co to za bzdura, że niby musimy szukać odpowiedzi w swoim
wnętrzu. Jedyne, co trzeba robić, to patrzeć w gwiazdy.
Stavros mówił, a Jo czuła, że ma coraz cięższe powieki i za chwilę zaśnie
na stojąco. Nie przerywając mu, skinęła głową i wycofała się do drzwi.
- A tak przy okazji, Jo. - Podniósł głowę znad garnka.
- Helen i ja współczujemy ci z powodu zakończenia twojego romansu ze
Steve'em. Czy on już wyjechał z miasta?
- Myślę, że tak.
- Szkoda. Miałem zamiar zaproponować ci, że z nim porozmawiam w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]