[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przepraszam...
- Nie szkodzi! - uśmiechnęła się mama Pająka. - Wyrwało ci się... Więc
postanowiliście, że wszyscy; rodzice gdzieś pójdą alarmować, tak? No, spróbuję. Ale co ja
mogę, synku? Powiedz mi jeszcze raz, dokładnie, jak to jest? Przecież Brygidka ma kogoś z
rodziny... A ta jej ciotka, która była na pogrzebie? To chyba siostra jej ojca, tak?
- Ona jest z daleka, gdzieś ze wsi, chyba z lu-bełskiego. I wyjechała tam, żeby
zlikwidować swoje mieszkanie, pozałatwiać sprawy... ma tu sprowadzić-się do Brygidki. Tak
ustaliły. A teraz? Jeśli Brygidce zabiorą mieszkanie? Jeśli ją przekażą do Domu Dziecka? Nie
tak łatwo będzie to mieszkanie odzyskać. Albo wcale się nie uda!
- Do tego naszego Domu Dziecka ją przekażą?
- A czy to wiadomo? Nieważne zresztą. Nigdzie nie pójdzie. Nie można do tego
dopuścić, skoro ma się nią kto zaopiekować.
- Zaraz... przecież Domańska mieszka w kopalnianym domu. Co ma do tego
kwaterunek? A skierować do Domu Dziecka to chyba musi sąd albo... no, nie wiem.
- My też nie wiemy. O to właśnie chodzi! - powiedział Pająk i zaperzył się. - Nie
znamy się na tych sprawach. To muszą dorośli... myśmy tylko postanowili zrobić taki szum,
żeby całe miasto stanęło na równe nogi! I zrobimy to. Ty nas, mamo, jeszcze nie znasz!
- Chodzmy spać, już pózno, synku... - i matka uśmiechnęła się do Pająka bardzo
smutno. - Będziecie jutro mieli ciężka dzień, trudny...
- Tak. Będzie ciężko.
I z tą myślą Pająk obudził się rano, bardzo wcześnie. Wydawało mu się, że w ogóle
nie spał, ale chyba jednak spał, bo przecież śniła mu się Brygidka, zapłakana i bardzo
biedna... Zerwał się szybko. Matki już nie było w domu. Spojrzał na wazon stojący na stole...
Wiecheć! - pomyślał. - Do niczego. I smutny jakiś. Jak nam się wszystko uda, to skombinuję
prawdziwe kwiaty. I wyrzucił jaśmin do wiadra ze śmieciami.
Zaszedł po drodze do szkoły po Mizerę.
- Pospiesz się! - popędzał go. - To co, że dopiero po siódmej? Nie ma czasu...
Ubierając się szybko Mizera opowiadał mu, wcale nawet nie pytany:
- Wiesz, co było wczoraj z tą milicją? Tobie powiem, ale nie powtarzaj, bo to w końcu
tajemnica służbowa...
- Milicyjna?
- No pewno. Musiałem ojcu wczoraj powiedzieć, co robimy wieczorem. Ja mu
wszystko mówię, jeśli spyta. A pytał. Narysowałem mu szkic terenu, opowiedziałem w
skrócie plan akcji...
- I nie przeszkodził nam? - zdziwił się Pająk. - Ryzykowałeś. A co mówił?
- Tak, ryzykowałem. Ale jak zaczął kiwać głową i mruknął: Fachowe, niezłe , to już
wiedziałem, że; kupił sprawę i puści mnie na akcję. Tylko do głowy mi nie przyszło, że on
podstawi tam radiowozy... Stary jednak bał się o nas. Od matki wiem, że on się porozumiał z
panem Kowalikiem... ale, Pajączek: nikomu ani słowa!
- Rudemu też nie?
- Rudemu można. Ale to już teraz wszystko nieważne. Stary ma głowę. Wiesz, co on
zrobił z Wajnertem i tamtymi?
- A coś zrobił? - wystraszył się Pająk. - Siedzą?
- Zaprosił ich do radiowozów i każdego osobiście odwiózł do chaty. Chwytasz?
Zaprowadził do rodziców. Uważa, że to zrobiło odpowiednie wrażenie i powinno wystarczyć.
Ale że jednak musiał wejść w tę sprawę , jak on mówi. Bo już była za głośna w mieście. Te
donosy, ten zniszczony ogród dek woznej... rozumiesz.
- A co mówił o Brygidce?:
Mizera zmarkotniał.
- Niestety... nie rozmawiałem z nim. Kiedy wrócił około pierwszej, to ja już spałem.
Zmęczony byłem. Sam rozumiesz...
- Nie rozumiem! - rozzłościł się Pająk. - Mogłeś na niego poczekać. Taki miałeś
rozkaz Rudego. Wiesz, co ty jesteÅ›?
- PajÄ…czek, zrozum...
1
- Nie! A skąd ty w ogóle wiesz to wszystko o wajnertach, jeśli spałeś?
- Przed chwilą usłyszałem, przed twoim przyjściem... od matki.
Szli do szkoły dobre trzy kroki od siebie, Pająk nie odzywał się do Mizery. Taki był
na niego oburzony o to niewykonanie rozkazu. Spotkali Michalskiego, który odbiegł od grupy
chłopców z Domu Dziecka. Bardzo był przejęty tym, co ma do powiedzenia. Nie zauważył,
że Pająk i Mizera dziwnie się zachowują.
- Ale historia, wiecie? Kiedy w nocy wróciłem z Zielonymi, na placu apelowym
odbyło się... no, nie zgadniecie, co?
- Pewno, że nie zgadniemy - przyznał Pająk bez większego zainteresowania. - Więc
mów sam.
- Ognisko! Drzewo było już Ułożone przez ten ich najmłodszy patrol. I wszystko
czekało. Ognisko było krótkie... ale bombowe. Zaśpiewali coś. Pan Kowalik ogłosił, że
Zieloni to była próbna drużyna harcerska...
- Co? - zapytali chórem Mizera i Pająk. - Więc harcerze?
- Tak. Przemianowali się na harcerzy. Ogłosili, że skończyli akcję Próba . Andrzej
jest drużynowym. Najstarszy patrol złożył przyrzeczenie... podobało mi się to wszystko. A
reszta ma składać przyrzeczenie na letnim obozie... Co wy? Jakoś was to nie specjalnie
interesuje, widzę. Stało się coś?
Dochodzi właśnie do szkoły. Przy furtce stał Rudy i odbierał od chłopców meldunki o
tym, co zdołali omówić z rodzicami w sprawie Brygidki. Niestety, nie za wiele załatwili.
Prawie każdy miał bardzo trudną sytuację w domu przez to pózne przyjście.
- A ja nic nie wiedziałem... nic nie wiedziałem... - powtarzał nerwowo Michalski,
kiedy zrozumiał całą sprawę.
- Uspokój się, tu trzeba twardo! - powiedział Rudy. - Zresztą, przecież ty najlepiej
wiesz, o co chodzi. Byłeś kiedyś w takiej samej sytuacji, w jakiej dziś jest Brygidka... Nie łam
się, stary. Musisz jasno myśleć, liczymy na ciebie.
Ostatni przyszedł Gruby, prawie tuż przed pierwszym dzwonkiem. Zameldował, jak
inni, co postanowiono u niego w domu i powiedział:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]