[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie, nie, panno Spring. Proszę nie dotykać tej rośliny. - Newton żartobliwie
pacnął Gardenię po ręku. Najpierw ta rana musi się zagoić.
Gardenia popatrzyła na niego spod oka.
- Rana?
- Użyłem przenośni. - Wesołe oczka Newtona tańczyły za okularami. - Winorośl
zaczyna krwawić, kiedy się ją przetnie. A ciecz jest trująca. Powoduje oparzenia.
- Ach tak. - Gardenia szybko schowała ręce do kieszeni spodni i skręciła w ślad
za Newtonem w inną alejkę zielonego labiryntu. - Jest pan zatem przekonany, że członków
wyprawy porwały jakieś tajemnicze istoty z innej planety?
- Nie potrafię inaczej wyjaśnić zniknięcia pięciu mężczyzn oraz dokumentów
dowodzących, że wyprawa rozpoczęła się zgodnie z planem - odparł Newton. - Przyznaję, że
moja praca wzbudziła zainteresowanie jednego czy dwóch czubków czytających brukowce.
Paru idiotów próbowało też wysnuć swoje własne teorie, ale to były brednie.
- Na przykład?
- Kilka lat temu jedna z gazet opublikowała artykuł sugerujący jakoby
ekspedycja Chastaina odnalazła jakiś skarb. Być może złoża ognistego kryształu. Autor suge-
rował, że członkowie załogi zawarli ciche porozumienie i sfingowali swoje zniknięcie.
- Po to, żeby nie oddawać znaleziska sponsorowi wyprawy, czyli władzom
uniwersytetu?
- Dokładnie - zaśmiał się Newton. - Zwietny żart! Przecież nie mogliby
eksploatować tych złóż w tajemnicy!... A ognisty kryształ stanowi taką rzadkość, że gdyby
pojawił się na rynku, musiałby natychmiast wzbudzić sensację.
- Fakt. - Gardenia nie potrafiła podważyć słuszności takiego rozumowania. -
Niemniej jednak sama koncepcja o odnalezieniu skarbu wydaje mi siÄ™ interesujÄ…ca.
- Pięciu mężczyzn nie utrzymałoby sekretu przez tyle lat. - Newton machnął
sekatorem. - Oni zostali porwani, panno Spring. A potem kidnaperzy zatarli ślady Trzeciej
Wyprawy, aby nikt się nie domyślił, co naprawdę zaszło.
- Odnoszę wrażenie, że to niezbyt prawdopodobne - szepnęła Gardenia
najdelikatniej, jak potrafiła.
- Dlaczego? Przecież można dowieść, że naszą planetę odwiedzili niegdyś
przedstawiciele innej cywilizacji.
- Ma pan na myśli artefakty odkryte przez Lucasa Trenta?
- Właśnie.
- Ale one pochodzą sprzed co najmniej dziesięciu wieków.
- Co nie oznacza, że kosmici nie wrócili na Zwiętą Helenę trzydzieści pięć lat
temu, aby porwać Chastaina i jego ekipę.
- Dlaczego wybrali akurat tych ludzi? - spytała Gardenia.
- Może nigdy się tego nie dowiemy, moja droga. W końcu mówimy o istotach z
innej cywilizacji. - Newton zmarszczył brwi. - Proszę się raczej trzymać z daleka od tego
żarłoka.
- %7łarłoka? - Gardenia popatrzyła na duży mięsisty liść w kształcie przełyku.
- To bardzo zmyślna roślinka. Potrafi nawet odgryzć palec. Niech pani tylko
spojrzy. - Newton znalazł w kieszeni małą plastykową torebkę, z której wyciągnął kawałek
surowego mięsa i rzucił go żarłokowi.
Z liścia wychynął długi, gąbczasty język i zagarnął przysmak do lepkiego,
włóknistego wnętrza rośliny.
Gdy mięso zniknęło w zielonej gardzieli, na twarzy dziewczyny pojawił się grymas.
- Rozumiem - mruknęła.
- Aby przejść bezpiecznie przez mój labirynt, nie należy niczego dotykać -
powiedział radośnie DeForest.
Gardenia stanęła jak wryta.
- A więc to jest prawdziwy labirynt?
- Oczywiście. Jeszcze nie zdążyła pani tego zauważyć? Zaprojektował go dla
mnie mój przyjaciel matrycowiec. Każdy, kto się tutaj zakradnie, musi w końcu wylądować w
samym centrum. Bez klucza nie znajdzie drogi na zewnÄ…trz.
- Ale pan wie, jak wrócić, prawda? - spytała Gardenia, rozglądając się
niespokojnie.
- Oczywiście. Przecież to mój labirynt. - Newton poklepał pozornie
nieprzeniknioną ścianę liści. - No, rusz się, pokaż, co potrafisz!
- SÅ‚ucham?!
- Wołałem moją niegrzeczną, kolczastą pułapkę - wyjaśnił profesor. - Zwykle
jest bardziej ożywiona, ale widocznie poranny przymrozek stępił jej refleks.
- Stępił refleks? - powtórzyła Gardenia, cofając się instynktownie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]