[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie zasługujesz na dalszą rozmowę - odpowiedziała, gdy odzyskała
głos.
- To znaczy, że szara myszka znowu by uciekła - zadrwiła Edna. - Czy
ty rzeczywiście masz zamiar zostać z Maksem? Powiedz...
Gdzie on się podział z tymi drinkami? Samanta nie miała pewności,
jak długo jeszcze będzie w stanie znosić te impertynencje.
- Po to wróciłam.
- Naturalnie. Na pół roku. Na sześć miesięcy. Wszystko jedno, ile by
cię to miało kosztować, niewinna lilijko, nawet ty masz swoją cenę.
No i jesteś to winna córce.
- Znasz testament mojego teścia? - Samancie zrobiło się słabo.
- Myślę, że to oczywiste.
- Maks ci powiedział?
- Wiem o wszystkim. - Odwróciła głowę. - O, idzie już do nas...
Pospiesz się, Maks. Twojej kochanej żoneczce przydałby się łyk czegoś
mocniejszego.
Podał im szklaneczki.
- Nie przeszkadzam?
- Ani trochę. Chyba że nie gustujesz w babskich pogaduszkach. -
Zerknęła na niego zalotnie.
Patrzył na nią przez moment, po czym przeniósł wzrok na Samantę.
Odpowiedziała mu kamiennym spojrzeniem, potem zmusiła się, żeby
upić łyk, i bez słowa pozostawiła Ednę i Maksa samym sobie. Przez
dłuższy czas krążyła miedzy gośćmi, bliska łez, ledwie zauważając, kto i
co do niej mówi.
Na szczęście Maks zdecydował się wyjść z imprezy wcześniej niż
większość gości. Gdy żegnali się z gospodarzami, pozwoliła, żeby
trzymał ją za rękę, lecz kiedy tylko drzwi zamknęły się za nimi, wyrwała
się od razu. Odezwał się, dopiero gdy ruszyli.
- Zechcesz mi wyjaśnić, co cię ugryzło? Odwróciła się do niego z
RS
48
furiÄ….
- Wierzyć mi się nie chce, że o to pytasz! Zacisnął ręce na kierownicy.
- A jednak pytam. Samanta, co się stało?
- Nie miałeś nawet tyle przyzwoitości, żeby mi powiedzieć, że twoją
kochanka będzie na przyjęciu. Okłamałeś mnie. Pytałam przecież...
Na moment odwrócił oczy od szosy.
- Pomyliłem się. Przepraszam.
- Edna nie jest waszym samodzielnym pracownikiem.
- Na razie. Ostatnio mówiło się o przyjęciu jej do zespołu na stałe, ale
jeszcze do tego nie doszło. Nie wiedziałem, że Langley uznał za
stosowne ją zaprosić. Wierzysz mi?
- Nie wierzÄ™!
- A z jakiego powodu miałbym cię oszukiwać?
- Pewnie chciałeś, żebyśmy się spotkały, żebym wiedziała, jak się
mają sprawy między wami.
- I po to zawlokłem cię na przyjęcie? Samanta, to nie ma sensu.
- Dla kogoś przy zdrowych zmysłach nie ma. Prosiłam cię, żebyś nie
przyprowadzał jej do domu. Zagroziłam, że jeśli to zrobisz, wyjadę i
zabiorę Annie. Pewnie dlatego postanowiłeś zaaranżować nasze
spotkanie na innym gruncie.
- Bzdura! Nie miałem pojęcia, że Edna tu będzie. Chciałbym, żebyś
mi uwierzyła.
- Może i uwierzyłabym, gdyby nie to, czego się od niej dowiedziałam.
Ta wydra zna warunki zapisane w testamencie twojego ojca. - Widząc, że
Maks drgnął, dodała: - Nie powinnam się pewnie dziwić, że z nią o tym
rozmawiałeś, chociaż, przyznam, nie spodziewałam się tego po tobie.
Maks zacisnął ręce na kierownicy. Aż zaniemówił ze zdziwienia.
- Jeśli ci powiem, że nie rozmawiałem z Edną o testamencie, to w to
też nie uwierzysz, prawda?
- Mów, co chcesz. Nie uwierzę w ani jedno słowo.
- W takim razie - warknął - szkoda strzępić język.
RS
49
ROZDZIAA PITY
Kiedy następnego dnia zatelefonował Brian, Samanta nie posiadała się
z radości. Dzwonił już wielokrotnie, ale ilekroć proponował spotkanie,
odmawiała. Ze względu na Maksa.
- Brian! - krzyknęła entuzjastycznie.
- Cześć. Przynajmniej raz słyszę w twoim głosie radość.
- Dobrze wiedzieć, że wciąż mam przyjaciela.
- Więcej niż przyjaciela. - Zmienił ton.
Samanta milczała przez chwilę. Ubiegłą noc spędziła bezsennie,
przewracając się z boku na bok. Wściekła na Ednę, a jeszcze bardziej na
Maksa. Była zła również na siebie za to, że pomimo wcześniejszych
doświadczeń uwierzyła Maksowi. Być może dlatego, że bardzo pragnęła
mu zaufać.
Nagle Brian wydał jej się jedyną przyjazną duszą na świecie. Musiała
jednak postępować ostrożnie, żeby nie wprowadzać go w błąd. Gdyby
dała mu choćby cień szansy, byłaby równie nieuczciwa, jak Maks.
- Przyjacielem - powtórzyła bardzo łagodnie. - Najlepszym, jakiego
można mieć.
- Samanta! Szaleję za tobą! Wiesz, że zależy mi na czymś więcej niż
przyjazń.
RS
50
- Niestety, Brian, to niemożliwe. Już ci to mówiłam.
- Nie będę cię do niczego zmuszał. - Ton jego głosu znowu się
zmienił. - Przynajmniej nie teraz. Ale jak już ostatecznie rzucisz tego
swojego udanego męża... Dłużej niż pół roku to me potrwa. Mam rację?
Zacisnęła powieki, nie przygotowana na ból, jaki sprawiły jej te
słowa. Czuła, że musi mówić jasno i bez ogródek.
- Nie chcę tu być długo, ale nawet po rozstaniu z Maksem nic się nie
zmieni. Musisz o tym pamiętać, Brian. To, że odchodzę od męża, nie
zmienia niczego w moich układach z tobą. Bardzo mi przykro.
- Nie potrafię jeszcze z ciebie zrezygnować - odezwał się po dłuższym
milczeniu.
- Brian... - Zapragnęła raptem, żeby się rozłączył.
- A tak w ogóle - wszedł jej w słowo - jak się czujesz? Ty i Annie?
- Dobrze. Po prostu świetnie.
- Nie wierzÄ™.
- NaprawdÄ™.
- Czy Maks zle ciÄ™ traktuje?
- Skądże znowu!
- Ale coÅ› jest nie tak. Samanta, co siÄ™ dzieje?
- Nic, o czym chciałabym mówić. Chyba po prostu wstałam dziś lewą
nogÄ….
- W takim razie mam propozycjÄ™. Jest sobota, nie jedziesz pewnie do
pracy. Może wybralibyśmy się do zoo, ty, ja i Annie?
Zastanowiła się przez chwilę. Zerknęła na zajętą układanką Annie.
Helen sprzątała, a Maks wyszedł z domu zapewne bardzo wcześnie, gdyż
nie zastały go, gdy zeszły na śniadanie. Wiedziała, że ma dużo pracy, bo
zbliża się termin rozprawy. Możliwe też, że pojechał zobaczyć się z
Edną. Może zaśmiewali się teraz razem z tego, co wydarzyło się
ubiegłego wieczoru. A może beztrosko baraszkowali? Na myśl o tym
zrobiło jej się słabo.
- Samanta... SÅ‚yszysz mnie?
- Tak.
RS
51
- Jedziesz ze mną czy też boisz się, że twój pan i władca nie da ci
pozwolenia?
Pan i władca! Dobre sobie! Brianowi wydawało się, że Maks mógłby
jej rozkazywać i żądać posłuszeństwa. Tym przypuszczeniem dotknął ją
do żywego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •