[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To ty kupiłeś mi narzeczonego. Wybacz, J.C,
ale wolałabym sama go znalezć i kupić.
- Tak po prostu: J.C?
- Po prostu, cokolwiek na to powiesz. Ustanawiasz
prawa. A ja żyję wedle nich.
Jedna z dziewcząt wsadziła głowę przez uchylone
drzwi.
- Już czas. Wszyscy czekają.
Ojciec i córka stali zwróceni do siebie twarzami.
On ponosił konsekwencje swych czynów, ona cierpiała
i była pewna, że będzie musiała już znosić ból do
końca życia.
- Dla swoich tajemniczych powodów zniszczyłeś
wszystko, co zbudowaliśmy przez dwadzieścia cztery
lata. Mam nadzieję, że uważasz, iż było warto.
Zdawało się, że widoczny w oczach Denice ból
naprawdę przeniknął go do głębi. Między nimi nigdy
już nie będzie tak jak dotąd. J.C. skinął powoli
głową. Zrozumiał jej punkt widzenia. Nic już nie
mógł zrobić. Podał jej ramię. Przyjęła je, uniosła
lekko kraj sukni i razem wyszli z pokoju w kierunku
głównej nawy.
WYMYZLONE W NIEBIE 85
Brant nigdy nie był ubrany tak uroczyście, toteż
czuł się głupio. Nie znał nikogo, kto mógłby zostać
jego świadkiem, więc tę rolę pełnić miał mąż jednej
z matron, który pojawił się w chwili, gdy należało już
iść do ołtarza.
Kiedy pan młody wszedł głównymi drzwiami do
kościoła, zaskoczyła go ilość zgromadzonych tam
ludzi. Nastała nagła cisza, po czym rozległ się szmer
szeptów, rzucanych zza przybranych w rękawiczki
dłoni. Niebywale to Branta zirytowało. Czyż nigdy
dotÄ…d nie widzieli kogoÅ› ubranego tak jak on? Szybko
zlustrował wzrokiem tłum. Nikogo nie znał. Nie
zaproszono żadnych pracowników firmy. Na liście
gości znalezli się wyłącznie dygnitarze i śmietanka
towarzyska.
Był jedyną osobą pośród zgromadzonych, która
nie należała do tych sfer.
Przypomniał sobie nieoczekiwanie Jake'a, starca,
który przygarnął dziesięcioletniego chłopca. Starał się
wyobrazić sobie, że jego przybrany ojciec siedzi
w pierwszym rzędzie i czeka, aż zacznie się to cyrkowe
przedstawienie. Myśl ta rozbawiła go, rozluznił się
nieco, na ustach wykwitł mu lekki uśmieszek.
- Boże, to kawał chłopa, Cindy. Co za bary.
W moim łóżku zawsze znalazłoby się dla niego miejsce
- usłyszał czyjś szept. Patrzył prosto przed siebie, na
drużbów, którzy podchodzili do niego równym,
powolnym krokiem.
Zagrała muzyka i tłum się rozstąpił. W głównej
nawie pojawiła się Denice, a obok niej J.C.
Brant nie widział Denice od dnia, w którym odkryła
w swoim pokoju ślubną suknię. Przez ostatnie tygodnie
spodziewał się w każdej chwili, że J.C. oznajmi mu,
że ma wrócić w teren, a ślub jest odwołany.
86 WYMYZLONE W NIEBIE
Zamiast tego Brant został wysłany do krawca, po
czym J.C. pokazał mu kościół, w którym miał odbyć
się ślub. Na dzień przed Zwiętem Dziękczynienia,
kiedy właśnie byli w kościele, zapytał, czy Brant
zamierza zaprosić kogoś ze swoich znajomych.
Brant nie zdziwił się wcale, że Denice nie sprzeciwiła
siÄ™ woli ojca. Nie znaÅ‚ nikogo, kto potrafiÅ‚by po­
krzyżować plany J.C.
Teraz była godzina jedenasta przed południem,
kościół jaśniał blaskiem świec, których woń przenikała
rozległe wnętrze świątyni. Każdą ławkę przybrano
różami, wokół ołtarza na specjalnych stojakach kwitły
ich całe pęki.
Kiedy Brant ujrzał Denice prowadzoną przez ojca
pod rękę, zapomniał o zgromadzonym tłumie, o świe-
each i muzyce. Dziewczyna wyglądała tak, jakby wy-
szła z najcudowniejszej baśni. Krynolina jej sukni
była tak obszerna, że z trudem mieściła się w szerokiej
przecież nawie i zaczepiała o ławki, a talia tak wąska,
iż miał wrażenie, że mógłby ją objąć jedną dłonią..
Natychmiast przypomniał sobie dzień, kiedy unosił
Denice z siodła i opuszczał na ziemię. Jej ciało było
wtedy tak blisko.
Welon otaczał twarz panny młodej, ale jej nie
zakrywał i kiedy dziewczyna zbliżyła się już do niego,
dostrzegł porcelanową biel cery. Po raz pierwszy
zauważył, że ma na nosie kilka piegów. Bladość
Denice zatrwożyła go, a gdy, zgodnie z obyczajem,
włożyła w jego dłoń swoją, Brant z przerażeniem
poczuł, że jej palce są lodowato zimne. Z trudem
powstrzymał się, by nie zacząć ich rozcierać.
Denice postanowiła przetrwać cierpliwie tę farsę,
nie myśleć już o tym, co ojciec zaplanował dla jej
dobra. Ponieważ nigdy wcześniej mu się nie sprzęci-
WYMYZLONE W NIEBIE 87
wiała, doszedł najwidoczniej do przekonania, że może
robić wszystko. Ale nie była przygotowana na to, że
J.C. zechce tak dokładnie reżyserować jej życie.
Postanowił sobie, że da ją za żonę człowiekowi,
który jego zdaniem wystarczająco go przypominał,
by móc zająć jego miejsce zarówno w interesach, jak
i w domu.
Na widok Branta Denice zmyliÅ‚a krok. W uroczys­
tym, czarnym stroju weselnym Malone wyglądał
znakomicie. Znieżnobiała koszula podkreślała jego
smagłą karnację oraz kolor elegancko przystrzyżonych
włosów. Kiedy zbliżała się do niego, pan młody
stanął i spojrzał w jej stronę. Tak, jakby była dla
niego najważniejszą osobą na świecie. Prawie zachwiała
siÄ™, widzÄ…c utkwione w siebie spojrzenie jego czarnych
oczu. Czuła niemal rozkosz na myśl, że od tej chwili
on przejmuje nad niÄ… ochronÄ™, bierze jÄ… w posiadanie,
co sprawi, że nikt oprócz niego nie będzie mógł jej
nawet dotknąć.
Sama myśl o jego dotyku sprawiła, że zadrżała.
A kiedy włożyła palce w dużą, gorącą dłoń Branta,
poczuÅ‚a siÄ™ tak, jakby wracaÅ‚a do domu, do bezpiecz­
nego schronienia.
Próbowała skupić się na słowach pastora, starała
się nie myśleć o tym stojącym obok niej postawnym
mężczyznie, starała się odepchnąć od siebie delikatny
zapach jego wody po goleniu. PrzypominaÅ‚ jej przy­
jaciela, jakim Brant był jeszcze kilka tygodni wcześniej.
Fałszywego przyjaciela, który ją zdradził.
- Pocałuj oblubienicę - wymamrotał pastor.
Brant odwrócił się ku niej i uniósł lekko środkowym
palcem jej brodę. Powoli schylił się, nie spuszczając
z niej wzroku. W ostatniej chwili przymknęła oczy
i poczuła na ustach gorący, ulotny pocałunek.
88 WYMYZLONE W NIEBIE
Resztę dnia Denice przypominała sobie bardzo
mgliście. Do hotelu Crescent Court jechali w milczeniu.
PrzyjÄ™cie z szampanem wydawaÅ‚o siÄ™ ciÄ…gnąć w nie­
skończoność. Przypomniała sobie dobrze tylko jeden
moment, kiedy wraz z Brantem kroili wspólnie weselny
tort, a fotograf robił zdjęcia. W nieoczekiwanym
rozbłysku flesza, Denice przybrała straszliwie głupią
minę. W pewnej chwili Brant pochylił się nad nią
i spytał cicho:
- Trzymasz się jeszcze? Może chcesz już jechać?
Zaskoczyła ją jego troska. Przez chwilę marzyła
tylko o tym, by opuścić to hałaśliwe miejsce i znalezć
chwilę wytchnienia. Ale mogli wyjść z przyjęcia dopiero
dwie godziny pózniej.
Brant poprzedniego dnia zaparkował samochód
przed hotelem, a do kościoła udał się taksówką. Do
hotelu dotarli limuzyną ojca Denice, którą jak zwykle
prowadził Harris. Tak więc teraz mogli swobodnie
odjechać.
Brant upychał w niewielkim samochodzie całe metry
spowijającej Denice satyny, tak, że dziewczyna w końcu
wybuchnęła Å›miechem, rozbawiona komizmem sytu­
acji. Ostatecznie jakoś udało mu się zamknąć drzwi
auta. Usiadł za kierownicą i powiedział:
- Cześć! Czy ktoś jeszcze jest pod tymi zwałami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •