[ Pobierz całość w formacie PDF ]

plakatach?
- No wiesz, to zupełnie jak nie ty. Patrzyłeś bez strachu na wielkie spluwy, małych generałów,
olbrzymie potwory, groznych poborców podatkowych. Nigdy się nie zawahałeś. Więc teraz też
przestań się pocić i wez się w garść. Wypij trochę - wyciągnęła małą flaszkę brandy. - i pamiętaj
motto.
- Gdy mocna wóda, wszystko się uda - zaintonowaliśmy razem, a ja pociągnąłem tęgiego łyka z
flaszki.
Byliśmy zatem już gotowi do wkroczenia na scenę. Czekaliśmy jeszcze tylko, aż konferansjer
zakończy błyskotliwe wprowadzenie.
- ...skoczył z tysiącmetrowej wieży do małej beczki z wodą i przeżył ten skok! Zakuty w kajdany,
związany łańcuchami i zamknięty w stalowej szafie, został wrzucony do oceanu i po wielogodzinnej
walce zdołał się stamtąd wydostać!
Czy ja zwariowałem, pisząc takie rzeczy w reklamówkach? Zgubią mnie teraz moje własne
kłamstwa.
- ...więc już bez dalszych wstępów - oto mistrz magii, arcymistrz mrocznej sztuki, czarnoksiężnik
wielkiej mocy, Marvell Wspaniały!
Spokojnie, tylko spokój może cię uratować, Jim - przemawiałem sarn do siebie. Spokój, spokój.
Wyszedłem na środek sceny, ukłoniłem się... i o mało się nie przewróciłem. Wprost naprzeciw mnie,
w pierwszym rzędzie, siedział mój syn Bolivar i bił brawo jak szalony. Ależ on powinien być o całe
lata świetlne stąd!
Zamurowało mnie. Na szczęście nie musiałem nic mówić. Odwróciłem się i wyciągnąłem rękę,
zapraszając tym gestem Angelinę. Wkroczyła na scenę z gracją. Tłum szalał. Czy tak spodobał im się
świniozwierz na złotym łańcuchu, czy nasze wejście?
Trudno mi powiedzieć, jak przebiegał ten występ, bo opanowało mnie całkowite odrętwienie
umysłu. Przynajmniej, o ile pamiętam, nie upuściłem niczego. No i słyszałem  ochy we właściwych
miejscach, a także śmiech tam, gdzie się go spodziewałem. Angelina podawała mi rekwizyty w
odpowiednich momentach, krzyczała donośnie, gdy przekrawałem ją na pół w drewnianym pudle,
zbierała listy do czytania telepatycznego, tajemniczo lewitowała w powietrzu. A potem nagle
zobaczyłem ją przed sobą z Glorianą na łańcuchu i zrozumiałem, że nadszedł czas na końcowy numer
znikającego świniozwierza.
- Patrzcie i podziwiajcie! - zawołałem. - Piękna i bestia. %7ływi i materialni... Jak na razie. Teraz
proszę o absolutną ciszę. Jeśli cokolwiek pójdzie zle, jedna drobna pomyłka, momentalna utrata
koncentracji, to rezultat może być katastrofalny. Teraz obie  panie wejdą do klatki. Moja asystentka
Angelina, jak widzicie, przykuwa groznego świniozwierza do podłogi ciężkimi łańcuchami. Są
gotowe. A wy, drodzy widzowie, jesteście gotowi? Tak, widzę, że tak. Oto magiczne słowo
zaklęcia... Monosodiumglutamate!
Kurtyna opadła i uniosła się w ułamek sekundy pózniej, a klatka była pusta. Publiczność
oczywiście zaryczała entuzjastycznie. Po kobiecie i zwierzęciu nie było ani śladu. Kurtyna znów
opadła, a ja, kłaniając się, wystąpiłem przed publiczność po raz ostatni. Bolivar rzucił na scenę
bukiet kwiatów, który uniosłem, pokazując jednocześnie synowi niemal niezauważalnym ruchem
palca zaplecze sceny. Skinął głową.
Był w garderobie, jeszcze zanim ja tam dotarłem. Kiedy wszedłem, właśnie całował na powitanie
powietrze koło policzka Angeliny, żeby nie rozmazać jej makijażu. Ukłoniła się z wdziękiem, gdy
wręczyłem jej bukiet.
- Od Bolivara - powiedziałem.
- Także od Jamesa, Sybili i Sybilli. Obiecałem zadzwonić do nich, jak tylko skończy się
przedstawienie. Naprawdę było wspaniałe. A to jest ten wasz potężny świniozwierz?
Gloriana chrząknęła potwierdzająco i podstawiła się do drapania.
- Czy można zapytać, co właściwie tutaj robisz?
- Oczywiście pracuję w banku. Odkąd wiedzieliśmy, że wybierasz się na tę planetę, James grzebał
w swoim komputerze coraz głębiej i zbudował taką bazę danych na temat Fetor, że nigdy byś w to nie
uwierzył. Wiesz, że tylko w tym mieście jest czterdzieści banków?
- WierzÄ™. Tutaj sÄ… pieniÄ…dze.
- Największe rezerwy spośród tutejszych banków ma Bankrott-Geistesabwesed. Słyszałeś kiedyś o
nim?
- Nie. A powinienem? Język można sobie połamać.
- Pokopaliśmy trochę w danych. Nie było to łatwe, ale w końcu dowiedzieliśmy się, że należy on
do twojego starego przyjaciela. Imperetriksa von Kaiser-Czarskiego.
- Do Kaiziego?
- Nie inaczej. Podobnie jak Pierwszy Międzygwiezdny Bank Wdów i Sierot, o którym ci
wspominał. Z jakichś powodów znanych tylko jemu nazwisko właściciela tego pierwszego jest
tajemnicą. Posłałem do niego wiadomość, że pomagamy ci w śledztwie. I powiedziałem, że bardzo
ułatwiłoby nam pracę, gdybym został zatrudniony w tutejszym oddziale tego jawnego Banku Wdów i
Sierot. Tak, żebym mógł być na miejscu, gdy coś się zacznie dziać. Pomyślałem sobie, że z jego
poparciem dostanÄ™ tÄ™ robotÄ™.
- I zatrudniono cię? - zapytała Angelina, jak zawsze zainteresowana karierą swych synów.
- Niezupełnie. Tak mu się spodobały moje umiejętności, że mianował mnie dyrektorem.
- Mój syn dyrektorem banku! - uśmiechnęła się uszczęśliwiona Angelina.
- A więc jeszcze jedno wydarzenie, które będziemy dziś świętować - powiedziałem.
W tym momencie zadzwonił telefon. Bolivar wyciągnął z kieszeni aparat, słuchał przez chwilę,
potem wyłączył.
- Coś ważnego?
Przytaknął ruchem głowy. Zauważyłem, że ma nieco ponurą minę.
- To był kierownik nocnej zmiany. Zdaje się, że dokładnie kilka minut temu obrabowano bank.
Rozdział 7
Muszę wracać do banku - Bolivar zdecydowanie ruszył w kierunku drzwi.
- Idę z tobą - odparłem, podskakując na jednej nodze. Wiadomość o rabunku zaskoczyła mnie w
trakcie zdejmowania scenicznych spodni.
- Najpierw obaj się uspokójcie i rozważcie przez chwilę rzecz na chłodno - powiedziała, jak
zwykle praktyczna, Angelina. - Obrabowano bank. Policja na pewno już tam jest i zabezpiecza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •