[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znowu szemrał.
Zabili mi dzieciaka! jęczała kobieta. Pani gliniarze
go postrzelili!
Robimy wszystko, żeby pomóc synowi. Jak się pani
nazywa?
Forge odparła, szlochając. Annie Forge.
Pani Forge, chłopiec niedługo trafi do szpitala, a tam
się nim zajmą. Lekarz twierdzi, że rokowania są pomyślne.
Czy to pani dzieci? Jak wam na imiÄ™?
To Dalila, a to Daniel.
Sandra przedstawiła się Dalili i Danielowi. Dowiedziała
się, że matka nie ma samochodu, ale wujek mógłby po nich
przyjechać, trudno jednak powiedzieć, że zdoła tu dotrzeć
zatłoczonymi ulicami. Sandra podeszła do karetki, a sanita-
riusze zapewnili, że znajdzie się miejsce dla jednej osoby.
Wróciła do pani Forge i przekazała jej te wiadomości.
Obiecała zadzwonić do jej brata i dopilnować, żeby jak
najszybciej zabrał stąd młodsze dzieci. Po chwili namysłu
pani Forge kiwnęła głową. Przestała drżeć, gdy Sandra
zadzwoniła do jej krewnego z prośbą o zabranie dzieciaków.
Zaopiekujemy się panią powiedziała z naciskiem
Sandra do przerażonej kobiety. Może pani liczyć na naszą
pomoc.
Pierwsze szeregi gapiów ponownie zaczęły się burzyć,
a szmer przeszedł w głośny ryk. Sandra odwróciła się
i odprowadziła wzrokiem sanitariuszy wnoszących Bro-
dy ego do budynku. Nawet dla patrzących z daleka było
oczywiste, że obrażenia są poważne, więc była zaniepokojo-
na, że obserwatorom jest to najzupełniej obojętne. Mimo to
Moja była żona 189
zachowała kamienną twarz i raz jeszcze współczującym
gestem dotknęła ramienia Annie Forge, a następnie pode-
szła do Brody ego. Leżał na noszach przykryty kocem. Jego
kręgosłup i dolne kończyny były unieruchomione. Wcześ-
niej sanitariusze rozcięli mu spodnie, odsłaniając grozne
rany postrzałowe na udach, które obficie krwawiły. Mimo to
Sandra uznała go za szczęściarza. Gdyby strzelano z mniej-
szej odległości, kule dużego kalibru przebiłyby ochronną
kamizelkę. Reszta policjantów także była tego świadoma.
Twarze mieli ponure i z rosnącą wrogością patrzyli na tłum.
Próbujemy ratować jednego z nich, ale nie chcą
przepuścić karetki. Jaki z tego wniosek?
Sandra odwróciła się natychmiast, żeby sprawdzić, kto to
powiedział, ale malkontent zniknął wśród glin chroniących
go przed reprymendą szefowej. Z głośników w radiowozie
popłynęły wiadomości: rozbite okna, płonące auto, napad
rabunkowy. Potrzebna natychmiastowa interwencja. Sandra
przymknęła powieki. Zaczęło się. Miała już zgodę burmis-
trza na użycie nadzwyczajnych środków. Nikt z jej podwład-
nych jeszcze nie wiedział, że wkrótce ruszą na pomoc
helikoptery ze szperaczami, transportery opancerzone i od-
działy specjalne policji ze sprzętem bojowym. Jeśli zajdzie
taka potrzeba, użyją gazu łzawiącego, a w najgorszym razie
gumowych kul.
Niektórzy z gapiów będą stawiać opór. W mieście
dojdzie zapewne do zamieszek, skutecznie tłumionych
przez miejscowÄ… policjÄ™. Ludzie mieli racjÄ™. Gliniarze
dysponowali lepszym sprzętem. Z drugiej strony jednak,
kto rankiem poczuje się zwycięzcą? Czy można będzie
twierdzić, że ktoś jest górą?
Leżący na noszach Brody oddychał z coraz większym
trudem. Podbiegł do niego lekarz, więc Sandra odsunęła się
z ponurą miną. Podeszli do niej Koontz i Mike, który
mruknÄ…Å‚:
190 Alicia Scott
Schowaj siÄ™. I natychmiast wciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… za furgonetkÄ™.
Wiesz, jak to było z tą strzelaniną? zapytał Koontz,
rozglądając się niespokojnie. Gdy stanęli bliżej żółtej taśmy,
usłyszeli wyraznie sarkania gapiów. Koontz przysunął się do
Sandry i Mike a. Twarz miał spoconą.
Nie można ufać glinom. Patrzcie, co się dzieje: strzela-
ją do dzieciaków mówili ludzie. Gdyby trafili na białych
smarkaczy, obyłoby się bez rannych. Nie, nie, kule mają
tylko dla czarnuchów.
Co powinnam wiedzieć?
Koontz popatrzył na Mike a, który wyjaśnił, w czym
rzecz.
Przesłuchaliśmy Wallace a, partnera Brody ego. Jak
zwykle patrolowali wyznaczony rejon, gdy natknęli się na
grupę wyrostków bijących chłopaka. Ledwie wysiedli, z są-
siedniego budynku wypadł jakiś człowiek i zaczął uciekać,
więc za nim pobiegli. Wkrótce zorientowali się, że ściga ich
tamta banda, wrzeszcząc i przeklinając. Zrobiło się gorąco,
więc Brody otworzył ogień.
Zostali zaatakowani? Czy dlatego sięgnął po broń?
Zbita z tropu Sandra popatrzyła na swoich inspektorów.
Wyraznie zakłopotany Koontz przestąpił z nogi na nogę.
Wallace nie widział u nich broni.
Och, nie jęknęła. Wreszcie zrozumiała, o co chodzi.
Brody wysforował się do przodu. Może widział więcej
niż Wallace. Zbadaliśmy teren centymetr po centymetrze,
ale nie znalezliśmy żadnej strzelby. Pobity szesnastolatek
twierdzi, że nikt z jego prześladowców niczego nie wy-
rzucał. Byli pijani, agresywni...
I nieuzbrojeni wpadła mu w słowo Sandra.
Gość spanikował powiedział Koontz. Wieczór, ta
afera z Vi. Wszystkim zaczyna odbijać.
Wróćmy do tematu mruknął ponuro Mike. Sandra
przymknęła oczy. Ostatnie słowa sprawiły, że przewidzia-
Moja była żona 191
ła, co teraz usłyszy. To była strzelba. Tamci smarkacze
nie mieli broni. W takim razie kto zranił Brody ego?
Wychodzi na to, że winny jest Toby Watkinson. Strzały
padły z tamtego budynku dodał, spoglądając w puste
okna. Ważna jest trajektoria pocisku. Dlatego Brody
dostał w nogi. Gdyby kule wystrzelone pod takim kątem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]