[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W domu zrobiło się tłoczno, było dużo zamieszania, ale Geenie wcale to nie
przeszkadzało. Todd, który wyprowadził się z domu przed kilkoma laty, już przez sam fakt,
że nie widywała go codziennie, nie działał jej na nerwy tak jak pozostali bracia, i zawsze się
cieszyła z jego odwiedzin, zwłaszcza gdy przywoził Lucy. A dziś był z nim jeszcze Caleb,
którego znała i uwielbiała od dziecka.
Charlie przywitał się z bratem, Lucy i Calebem, po czym wrócił do swoich kolegów.
Geena i nowi goście poszli do kuchni.
Było jej przyjemnie, kiedy Todd objął ją i przytulił. Miała ciężki dzień i to mocne
braterskie objęcie pozwoliło jej, przynajmniej na jakiś czas, zapomnieć o Saschy Nurovie, o
plotkach na jej temat - które chyba nie były plotkami, ponieważ plotki ze swojej definicji
zawierają jakiś element nieprawdy, a to, co mówiono o niej w szkole, nie było zmyślone - o
rozmowie z Craigiem i telefonie Alison.
- Uwierzyłbyś, że z tej malej dziewczynki, która łaziła za nami krok w krok, wyrośnie
taka laska? - zwrócił się Todd do przyjaciela, wypuszczając Geenę z objęć i cofając się o dwa
kroki, żeby się jej przyjrzeć.
Caleb uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Nigdy w życiu - powiedział. - Pamiętam jak dziś, że kiedyś wycierałem jej smarki z
nosa.
Gdyby w jego głosie nie było tyle ciepła i serdeczności, być może poczułaby się
urażona. Nie pamiętała żadnych smarków, pamiętała za to, jak kilkanaście lat temu nosił ją na
rękach.
- Starzeją się - powiedziała Lucy. - Słyszałaś o tym - zwróciła się do Geeny - że
facetom w pewnym wieku zaczynają się podobać małolaty.
- Zazdrosna stara baba - rzucił Todd, przytulając Lucy.
Geenie stanęły w oczach łzy. Kochała najstarszego brata, ale nie była o niego
zazdrosna, tak jak w literaturze albo filmach siostry bywają zazdrosne o braci. Już pierwszego
dnia, kiedy poznała Lucy, zapragnęła spotkać chłopaka, który kochałby ją tak, jak Todd swoją
dziewczynÄ™.
- A, właśnie! - zawołała Lucy. - Twoje komiksy! - Pracowała w firmie reklamowej
jako grafik i w ostatniej kampanii z dużym powodzeniem wykorzystała pomysły z komiksów.
Geena, do której zadzwoniła kilka dni temu z prośbą, żeby sprawdziła, czy gdzieś w
domu nie ma starych komiksów Todda, spędziła pół dnia na poddaszu i znalazła ich mnóstwo.
- Są w trzech pudłach zaraz przy wejściu na strych - oznajmiła.
- Jesteś kochana - powiedziała Lucy. - A to, co mówiłam o starszych panach i
małolatach, to oczywiście prawda, ale ty wyglądasz świetnie i nie trzeba facetów... - spojrzała
zaczepnie na Todda i Caleba - ...w podeszłym wieku, żeby to docenili.
- Nie mówiłem? - Todd pokręcił głową. - Stara zazdrosna baba. Ale kochana - dodał,
biorąc swoją dziewczynę za rękę. - Chodz, jak będziesz grzeczna, to cię pocałuję na tym
ciemnym strychu. Znów się poczujesz jak młoda laska.
O pocałunkach nie powinien przy mnie wspominać, pomyślała Geena, kiedy brat i
jego dziewczyna wyszli z kuchni.
Chociaż... Popatrzyła na Caleba. Był wprawdzie strasznie stary - przekroczył
trzydziestkę - ale naprawdę przystojny, a poza tym miał zaletę, której nie mogła zlekceważyć.
Nie chodził do jej szkoły!
No i nosił ją kiedyś na rękach (wycierania smarków nie pamiętała). A skoro nosi się
dziewczynę na rękach - zdawała sobie sprawę, że pięcio -, sześcioletnia dziewczynka to nie to
samo co dziewczyna - to czy nie można jej pocałować?
- Napijesz się czegoś? - spytała, uśmiechając się do niego jak do chłopców, których
chciała sprowokować do pocałunku.
Tyle że do facetów w jego wieku pewnie trzeba się uśmiechać inaczej, bo Caleb - poza
tym, że miał trochę głupią minę - nie zareagował na jej uśmiech.
- Jeśli mi zrobisz kawę, oddam ci królestwo - powiedział. - Do piątej rano
sprawdzałem wypracowania. - Tak jak jej brat, był nauczycielem, pracowali w jednej szkole.
Czemu w jej szkole nie było takich przystojnych nauczycieli? To niesprawiedliwe,
myślała, wsypując do kubka dwie łyżeczki neski. Zalała ją wrzątkiem, wzięła kubek i ruszyła
z nim do Caleba. Z wyciągniętą ręką zatrzymała się trzy kroki przed nim i spojrzała na niego
pytajÄ…co.
Chwilę się zastanawiał, zanim powiedział:
- Tak jest okej. Bez cukru i mleka.
Lucy żartowała, mówiąc o podeszłym wieku Todda i jego przyjaciela, ale może w jej
żartach tkwiło przysłowiowe ziarenko prawdy. Caleb nic nie pojmował.
- Nie chodziło mi o cukier i mleko - wyjaśniła Geena.
- A o co?
- O królestwo. Roześmiał się.
- Już wtedy, kiedy ci wycierałem smarki, byłaś bystra.
Niech on się zlituje! Niech nie pamięta tych cholernych smarków! Niech sobie
przypomni, jak mnie nosił na rękach!
- No dobrze - zgodziła się. - Zamienię ci królestwo na coś innego.
- Tylko bądz, proszę, łaskawa. Jest kryzys, a ja spłacam kredyt na dom.
- Wiedziałam, że będziesz chciał się wykręcić.
Z chłopakami ze szkoły też próbowała załatwić to w ten sposób. Niby żart. Esmeralda
nie powiedziała, że musi całować żaby ze śmiertelną powagą. Z żadnym z nich się nie udało.
Gdyby nie wysyłała im jednoznacznych sygnałów albo sama nie przejmowała inicjatywy, nic
by z tego nie wyszło. Ale Caleb to co innego. Był od nich starszy o kilkanaście lat, bardziej
doświadczony, błyskotliwy i miał poczucie humoru.
- Myślę, ale nie przychodzi mi do głowy nic, co mogłoby mi zastąpić królestwo, a
ciebie nie doprowadziłoby do bankructwa - powiedziała, zbliżając się do niego o krok. -
Wiem. Pocałunek!
- Kochana mała Geena.
Zapomnij, że byłam kiedyś mała - i zasmarkana - pomyślała, ale on już zdążył ją
cmoknąć w oba policzki.
- Nie tak. - Cofnęła rękę, w której trzymała kubek z kawą. - Pocałuj mnie naprawdę.
Sama nie wierzyła, że mogła to powiedzieć. Caleb jeszcze przez chwilę się uśmiechał,
ale jego uśmiech zmienił się szybko w grymas.
- Wiem, że to był żart - odezwał się głosem, w którym wcale nie było przekonania. -
Ale nie żartuj tak więcej, ani ze mną, ani z żadnym innym pełnoletnim mężczyzną.
Już nie był chłopakiem, który nosił ją kiedyś na rękach i wycierał jej smarki - czego
nadal nie pamiętała. Teraz był pełnoletnim mężczyzną, molestowanym przez małolatę.
Naprawdę zwariowałam, pomyślała. Wstydząc się tego, co zrobiła, i nie mając odwagi
spojrzeć Calebowi w oczy, uciekła z kuchni.
Przechodząc przez salon, miała wrażenie, że ani Charlie, ani żaden z jego kolegów nie
zwrócił na nią uwagi, ale kiedy była już prawie na pierwszym piętrze, usłyszała za sobą kroki.
Przystanęła i odwróciła się. W połowie schodów stał niebieskooki cherubinek.
Patrzył na nią z bezczelnością, której u czternastolatka raczej by się nie spodziewała.
- Szukasz czegoś? - spytała.
- Nauczyłabyś mnie całowania?
Dotąd nie wiedziała, co to znaczy zapowietrzyć się . Teraz zrozumiała, co oznacza to
pojęcie.
Zapowietrzyła się tak, że długo nie mogła się odezwać, a kiedy się wreszcie
odpowietrzyła , rzuciła tylko:
- Spadaj, smarkaczu!
16
Po kompromitacji w kuchni i incydencie na schodach Geena nie wychodziła ze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]