[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głowę zdziwiony, z czego korzystając siwy zapaśnik poczłapał w kierunku leśnej gęstwy,
pomrukując po drodze z oburzenia i żalu. Stary Szkot nie usiłował go wcale zatrzymać.
Wychylony z okna Pietrek tłumaczył:
To była taka wspaniała walka! Ten czarny to jest Aleck Curry, a ten szary go
stłukł! I naprawdę szary jest mniejszy!
Szkot milczał chwilę, zanim spytał:
Spałeś, Pietrku?
Pietrek przecząco ruszył głową.
Nie.
Coś robił do tej pory?
Och, nic, patrzyłem na księżyc!
Szymon zawrócił do drzwi chaty, ale wciąż jeszcze zerkał w górę na chłopca.
No, to się teraz połóż! doradził wreszcie. Jeśli nie usłuchasz, to cię
sprowadzę na dół i będziesz spał razem ze mną!
Skręcił za węgieł chaty, przy czym biała koszula pętała mu się zabawnie koło
długich, chudych nóg. Idąc mruczał:
Głupstwo zrobił Donald, że kazał powiedzieć o tym chłopcu. Lepiej było skłamać
i utrzymać wszystko w tajemnicy! Sto razy lepiej...
W progu zatrzymał się raz jeszcze i obejrzał na domostwo Piotra Gourdona,
zatopione w srebrnej poświacie księżycowej. Ze swego stanowiska widział okno pokoju,
w którym spała Mona. Twarz Szkota przybrała dziwny wyraz, najpierw surowy i jak
gdyby gniewny, potem pełen serdecznego współczucia.
Ech, biedaki jedno i drugie... westchnÄ…Å‚, wchodzÄ…c do izby.
Pietrek usłyszał skrzyp zamykanych drzwi. Bez przykrości wyciągnął się na
posłaniu. Księżyc zalewał go mlecznym światłem i przez wełniany koc czuło się
pieszczotę promieni miesięcznych. Księżyc działał zawsze na Pietrka kojąco.
Przymknął oczy, lecz przebiegające mu przez głowę myśli nie budziły już ani
głębszego żalu, ani tym bardziej chęci płaczu. Przyszłość przedstawiała się znacznie
pogodniej niż poprzednio. Wierzył, że ojciec zdoła uniknąć pościgu, że nic złego go nie
spotka, i że powróci niebawem. A jeśli nie powróci, to napisze i wtenczas Pietrek sam do
niego pojedzie, chyba na koniec świata.
Począł marzyć o Monie. Nie mógł doprawdy istnieć milszy temat. Przeżył na nowo
walkę ubiegłego dnia i aż mu się błogo zrobiło na myśl, że jutro powtórzą się działania
wojenne. Zaciskał nawet pięści malując z pamięci ciężką, krępą sylwetkę Alecka
Curry'ego i jego odpychajÄ…cÄ… twarz.
Wtem uprzytomnił sobie, że Mona także wzięła udział w walce, z płonącymi oczyma
i rozwichrzonymi czarnymi włosami. Zamieszkując stale w głuszy, niewiele miał do
czynienia z dziewczętami, lecz ta szczególnie przypadła mu do serca. Wraz z nią ożyły
ideały tak starannie wpajane przez ojca. Przed laty matka musiała wyglądać zupełnie jak
Mona, przynajmniej ojciec opisywał ją stale w najbardziej pochlebnych barwach.
Wtem poczuł pewien niepokój i po prostu zrobiło mu się wstyd, bo, co tu długo
gadać. Aleck Curry niewątpliwie wziąłby górę, gdyby nie pomoc dziewczynki! Z
przykrości Pietrek aż się na łóżku skręcił. Cóż stąd, że Aleck jest starszy, wyższy i
cięższy, a Pietrek był wyczerpany długim marszem i postem. To wszystko nie
równoważy przegranej.
Szczęście jeszcze, że ojciec nie był świadkiem tych zapasów! Ale Mona, widziała!
Widziała, jak leżał na ziemi, prawie zupełnie bezsilny i jak tamten zamierzał sprawić mu
hańbiące lanie. Dlatego skoczyła go ratować...
Pozostawała mu tylko jedna rzecz do zrobienia i w tej myśli znajdował pociechę.
Wstanie wcześnie, zaraz z samego rana odnajdzie Alecka Curry'ego i tym razem bez
niczyjej pomocy zbije go na kwaśne jabłko. Wyspany i po solidnym śniadaniu znajdzie
niewątpliwie dostatecznie sił.
Ani się nie spostrzegł, jak zapadł w drzemkę. Wielka sowa śnieżna hukała przeciągle
ze szczytu złamanej sosny w pobliżu tartaku; do wiewiórki-polatuchy przyłączył się jakiś
kompan, więc we dwójkę harcowali po gontach, aż dudniło. Księżyc wspiął się wyżej, a
w jego srebrnym blasku jeleń z łanią przecięli chyłkiem polanę o rzut kamieniem
zaledwie od okna Pietrka.
Chłopak, niepomny tego, co się dzieje wokół, przeżywał we śnie wzruszenia własne i
to znacznie silniejsze. Niespokojny jego umysł roił to o jednej przygodzie, to o drugiej.
Wpierw umykał wraz z ojcem przed hordą zażartych wrogów, z których każdy miał rysy
Alecka Curry'ego. Potem znów, w obecności Mony, walczył z tymże Aleckiem, a zmagał
się z nim tak zaciekle, aż Szymon słyszał z dołu jak chłopak jęczy i jak się na łóżku
przewraca, po cichu wszedł na drabinę, by rzucić nań troskliwym okiem.
Surowy Szkot długo obserwował chłopaka przy bladym księżycowym świetle i twarz
mieniła mu się ze wzruszenia, by stać się wreszcie tkliwą i łagodną jak twarz kobiety.
Nikt od wielu, wielu lat nie widział, tak czułego wyrazu w rysach Szymona Mac Quar-
rie'a.
Zupełnie jakby to dopiero było wczoraj... szepnął po cichu sam do siebie, w
chwili gdy drobna twarzyczka Pietrka leżała spokojnie w zgięciu szczupłego ramienia.
Zupełnie jakby wczoraj, Heleno...
Przebiegło go nagłe drżenie. Czuł po prostu, że zmarła matka znajduje się właśnie
obok syna, że czuwa pochylona nad nim troskliwie. Ileż razy obserwował ją w ten
sposób, podczas gdy oboje chronili się pod jego dachem, w ciągu tych najsłodszych lat.
Serce w nim wtenczas skrzypło, straciło bowiem wszelką nadzieję, zrezygnował z
wszelkiego osobistego szczęścia, oddany wyłącznie pamięci ściganego przez policję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]