[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mogłyby doprowadzić do łez cały zespół baletowy.
Tymczasem w pewnej chwili rozgwiazda wykonała numer, którego nie potrafiłaby
powtórzyć nawet najbardziej utalentowana primabalerina. Leżące na piasku stworzenie po prostu
zniknęło. Zapadło się na moich oczach, pozostawiając po sobie nikły ślad niczym uśmiech kota
z Cheshire  mętny zarys, sugestię rozgwiazdy odciśniętej na piasku. Rozgwiazda, rzecz jasna,
trwała w bezruchu  lecz tymczasem jej ruchliwe, niewidoczne odnóża wkopywały się w piasek
i po chwili zniknęła, obsypana białymi drobinami. Cały proces odkopywania i wkopywania zajął
nie więcej niż dwie minuty.
Zanurzyłem się w lagunie, zamierzając wypłynąć na głębokie wody, lecz spędziłem pięć
minut obserwując kraby, pięć dalszych podziwiając bogactwo rzeczy przyniesionych przez
przypływ, dwie zaś stojąc po kostki w wodzie i przyglądając się rozgwiezdzie, która
najwyrazniej przewodziła innym i osiągała etap piaszczystej nirwany. W tym czasie rybacy,
którzy obsiedli łodzie niczym barwne papugi, obserwowali mnie z tym samym żywym
zainteresowaniem, które sam okazywałem, wypytując o historię wyspy. Ukrywali jednak swą
ciekawość i nie próbowali mnie nachalnie nagabywać, jak to się zdarzało w innych krajach. Byli
zbyt uprzejmi, aby tak się zachowywać. Pomachałem do nich, a oni odmachali mi z szerokim
uśmiechem.
Postanowiwszy nie dać się ponownie zwieść na manowce, wszedłem po pas w morską wodę,
włożyłem maskę i zanurzyłem się w morską toń, aby zmoczyć głowę i plecy i uchronić je choć
trochę przed słońcem, które mimo wczesnej pory przygrzewało mocno. Zaledwie maska znalazła
się pod powierzchnią wody, morze zniknęło  a ja spoglądałem na własne stopy, które znalazły
się nieoczekiwanie w podmorskim świecie.
Od razu wyleciało mi z głowy, że miałem popłynąć na głębszą wodę, gdyż otoczył mnie
świat wyjęty żywcem z fantastycznonaukowej powieści o Marsjanach. Tuż u mych stóp
spoczywało sześć czy siedem dużych, spłaszczonych jeżowców, podobnych do pogrążonych
w zimowym śnie jeży, w których kolce zaplątały się wodorosty i fragmenty korali, przez co 
dopóki człowiek nie przyjrzał się im bliżej  przypominały ciemne, oplecione wodorostami
kawałki lawy. Między nimi na piasku leżały dziwaczne, wężowate stwory. Mierzyły około
czterech stóp długości i cztery cale szerokości. Z wyglądu przypominały dziwaczne podmorskie
odkurzacze ze złączami umieszczonymi co trzy cale, zbudowane z półprzezroczystego,
wilgotnego brązowego papieru, na którym rosły tu i ówdzie jakieś włochate grzybki.
W pierwszej chwili nie mogłem uwierzyć, że te niesamowite istoty są żywymi organizmami.
Pomyślałem, że muszą to być pasma jakichś dziwnych obumarłych wodorostów z morskiej
głębiny, wyniesionych przez fale na mieliznę, aby przewalały się i falowały bezradnie na piasku,
kołysane lekkimi ruchami morza. Bliższe oględziny dowiodły jednak, iż  choć na to nie
wyglądają  są żywe. Sinucta muculata, jak nazywa się tego osobliwego stwora, jest w istocie
czymś w rodzaju wydłużonej rury, która z jednej strony wsysa wodę razem z mikroorganizmami,
z drugiej zaÅ› jÄ… wydala.
Oprócz tych okazów dostrzegłem wylegujących się spokojnie na morskim dnie starych
znajomych  morskie ślimaki nagie, które pamiętałem z dzieciństwa spędzonego w Grecji: tłuste,
pokryte naroślami, długie na stopę stworzenia, przywodzące na myśl wyjątkowo ohydny gatunek
wątrobianki. Wziąłem jednego ślimaka do ręki; był lekko pokryty śluzem, lecz w dotyku
sprężysty, trochę jak sparciała skóra. Wyciągnąłem go z wody, a on zachował się zupełnie tak
samo, jak jego śródziemnomorscy krewniacy. Z dużą siłą wypuścił strumień wody i zwiotczał
w mojej dłoni. Wykorzystawszy tę formę obrony, spróbował następnej. Wydalił nagle strumień
białej substancji, podobnej do płynnego lateksu i niewiarygodnie lepkiej: najmniejsza kropla [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •