[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Myron zaczął uderzać w worek. Mocno. Zaczął od kilku prostych. Postawa adepta
taekwondo jest nieskomplikowana i praktyczna, niewiele różniąca się od postawy boksera. Ktoś,
kto na ulicy próbowałby tych głupot z pozycją żurawia, prawdopodobnie dostałby niezły łomot.
Myron przeszedł do uderzeń łokciami i kolanami. Aokcie i kolana bardzo się przydają, szczególnie
w walce z bliska. Na filmach o sztukach walki pokazują mnóstwo kopnięć z półobrotu w głowę, z
wyskoku w pierś i tym podobne rzeczy. Tymczasem na ulicy walka przebiega znacznie prościej.
Celujesz w krocze, kolano, kark, nos i usta. Czasami w splot słoneczny. Reszta to marnowanie sił.
W prawdziwej walce na śmierć i życie kopiesz przeciwnika w jądra. Wbijasz mu palce w oczy.
Uderzasz łokciem w krtań.
Win podszedł do wysokiego lustra.
- Powtórzymy to wszystko, czego dowiedzieliśmy się dotychczas - powiedział takim tonem,
jakby przemawiał do grupy przedszkolaków. Zaczął udawać, że gra w golfa, ćwicząc uderzenie
przed lustrem. Robił to bardzo często. - Po pierwsze, powszechnie szanowany senator z
Pensylwanii żąda, żebyś zostawił tę sprawę. Po drugie, potężny nowojorski gangster domaga się,
żebyś zostawił tę sprawę. Po trzecie, twój klient, zdobywca kobiecych serc Duane Richwood, chce,
żebyś zostawił tę sprawę. Czy o kimś zapomniałem?
- O Deannie Yeller - odparł Myron. - I Helen Van Slyke. Jest także Kenneth, nie zapominaj
o nim. Oraz Pavel Menansi. - Myron zastanawiał się przez chwilę. - Myślę, że to już wszyscy.
- Ten policjant - dorzucił Win. - Detektyw Dimonte.
- No tak, racja. Zapomniałem o Rollym.
Win poprawił chwyt na wyimaginowanym kiju.
- Tak więc - ciągnął - w tej sprawie masz zapewnione poparcie takie jak zawsze, czyli
żadne.
Myron wzruszył ramionami i zadał serię naprzemiennych ciosów rękami i nogami.
- Nie można zadowolić wszystkich, więc trzeba zadowolilć siebie.
Win skrzywił się.
- Cytujesz Ricky ego Nelsona?
- Stara bajka.
- Jeszcze jak.
Myron wymierzył kopniaka w tył. Dobra obrona przed niemal każdym rodzajem ataku.
- Dlaczego wszyscy tak się obawiają Valerie Simpson? Senator Stanów Zjednoczonych
spotyka się ze mną w tajemnicy. Frank Ache sprowadza Aarona. Duane grozi, że mnie zwolni.
Dlaczego?
Win ponownie udał, że uderza kijem. Popatrzył w dal, mrużąc oczy, jakby spoglądał w ślad
za wyimaginowaną piłką. Sprawiał wrażenie niezadowolonego. Golfiarze.
W drzwiach dodżangu pojawiła się Wanda. Zajrzała do środka i nieśmiało do nich
pomachała.
- Cześć - powiedział Myron.
- Cześć.
Myron uśmiechnął się. Miło było mu ją widzieć. Wreszcie ktoś, kto chciał, żeby nadal
prowadził to dochodzenie. Była ubrana we wzorzystą letnią sukienkę, niemal dziewczęcą. Sukienka
nie miała rękawów i odsłaniała kształtne ramiona. Wanda: nie nosiła wielkiego kapelusza, chociaż
byłoby jej w nim dobrze. Jej makijaż był ledwie widoczny. Z uszu zwisały duże złote kolczyki.
Wyglądała młodo, zdrowo i bardzo pięknie.
Tabliczka obok drzwi głosiła:  Nie wchodzić w obuwiu . Wanda zastosowała się do
przepisu i przed wejściem do dodżangu zdjęła sandałki.
- Esperanza powiedziała, że cię tu znajdę - zaczęła. - Naprawdę mi przykro, że znowu
zakłócam ci spokój po pracy.
- Nie ma o czym mówić - rzekł. - Znasz Wina.
- Tak - potwierdziła, odwracając się do niego. Zdobyła się na uśmiech. - Miło pana poznać.
Win obdarzył ją niemal niedostrzegalnym skinieniem głowy. Ze stoickim spokojem. Grał
wiernego Watsona. Nerwowo wykręcając palce, Wanda zapytała:
- Możemy chwilę porozmawiać?
Wina nie trzeba było zachęcać. Podszedł do drzwi, nisko się skłonił i wyszedł. Zostali sami.
Powoli podeszła do Myrona, rozglądając się wokół, jakby oglądała dom, którego wcale nie miała
zamiaru kupić.
- Często tu przychodzisz? - zapytała.
- Tutaj albo do któregoś innego dodżangu mistrza Kwona.
- Myślałam, że to nazywa się dodżo.
- Dodżo to po japońsku. Po koreańsku to dodżang.
Skinęła głową, jakby ta informacja miała dla niej jakieś głębsze znaczenie. Ponownie
rozejrzała się wokół. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •