[ Pobierz całość w formacie PDF ]

może pójść na studia.
No cóż, gratulacje, Mickey. Masz, czego chciałeś.
Rozmyślałem, jak wyglądało nasze życie, kiedy ojciec pisał ten list. Byliśmy tacy
wspaniali, no nie? Mama i tata szczęśliwi i zakochani. Teraz, dzięki moim życzeniom, ojciec
nie żyje, a mama kocha tylko to, co w strzykawce. I prawda wygląda tak — niepodważalna
prawda, jeśli spojrzeć na to uczciwie — że to wszystko jest moją winą.
Dobra robota, Mickey.
Na górze otworzyły się drzwi.
— Mickey! — zawołał Myron.
Otarłem oczy.
— Odrabiam lekcje!
W głosie Myrona usłyszałem śpiewną nutę zadowolenia.
— Masz gościa.
— Co?
Usłyszałem kroki na schodach. I znów wesoły głos Myrona:
— Przyszła do ciebie jakaś młoda dama.
Odwróciłem się. Myron zszedł po schodach z najszerszym, najbardziej głupkowatym i
obciachowym uśmiechem, jaki widziałem na ludzkiej twarzy. Za nim podążała Rachel
Caldwell.
— Cześć — rzuciła.
— Cześć.
To ja, pan romantyk.
Myron uśmiechał się do nas jak gospodarz telewizyjnego show.
— Chcecie, żebym wam zrobił prażoną kukurydzę, dzieciaki?
— Nie, dzięki — odparłem pospiesznie.
— A tobie, mała damo?
Mała damo? Chciałem umrzeć.
— Nie, dziękuję, panie Bolitar.
— Możesz mi mówić Myron.
Stał, uśmiechając się jak najbardziej zadowolony z siebie głupek na świecie. Gapiłem się
na niego, ciskając oczami błyskawice, żeby pojął aluzję. Załapał. Wreszcie.
— No dobrze, zostawię was samych. Chyba pójdę na górę.
Wskazał kciukiem schody, jakbyśmy nie wiedzieli, gdzie jest „góra”.
— Świetnie — mruknąłem, mając nadzieję, że w końcu się wyniesie.
Myron zrobił krok i znów się do nas odwrócił.
— Hm, jeśli wam to nie przeszkadza — a nawet gdyby przeszkadzało — to zostawię
otwarte drzwi. Nie żebym wam nie ufał, ale sądzę, że rodzice Rachel nie byliby zadowoleni…
— Świetnie! — przerwałem mu. — Zostaw drzwi otwarte.
— Nie żebym uważał, że muszę was pilnować czy coś takiego. Jestem pewny, że jesteście
bardzo odpowiedzialnymi nastolatkami.
Nie wiedziałem, czy kiedykolwiek w życiu byłem bardziej udręczony.
— Dzięki, Myronie. Cześć.
— Gdybyście zmienili zdanie co do prażonej kukurydzy…
— Dowiesz się o tym pierwszy — zapewniłem go. — Cześć.
Myron w końcu ruszył po schodach na górę. Odwróciłem się do Rachel, która tłumiła
chichot.
— Przepraszam za mojego głupkowatego wujka.
— Uważam, że jest miły. Przy okazji, czy wszyscy w waszej rodzinie mają dwa metry
wzrostu? Przypomnij mi, żebym nie zakładała butów na niskich obcasach, kiedy do ciebie
przychodzę.
Roześmiałem się, może trochę zbyt głośno, ale potrzebowałem tego.
— W przyszłym tygodniu mam dwa sprawdziany — powiedziała Rachel — więc
pomyślałam, że może szybciej zabralibyśmy się do tej rewolucji francuskiej?
— Jasne.
Popatrzyła na piwnicę Myrona, jego plakaty, lampę lava (tak, miał taką) i puf.
— Fajny pokój.
— To pokój mojego wujka.
— Naprawdę?
— Tak. Mieszkam tu tylko chwilowo.
— A zwykle gdzie?
— Wszędzie.
— Bardzo niejasna odpowiedź — stwierdziła Rachel.
— Staram się być tajemniczy.
— Postaraj się bardziej.
Podobał mi się sposób, w jaki to powiedziała.
— A więc, tajemniczy człowieku, co robiliście wczoraj przy szafce twojej dziewczyny?
O mało nie powiedziałem: „Tak naprawdę to ona nie jest moją dziewczyną”, ale się
powstrzymałem.
— Tylko coś sprawdzaliśmy.
— Co sprawdzaliście?
— Znasz Ashley? — zapytałem.
— Nie, właściwie nie.
Nie wiedziałem, jak dużo jej powiedzieć. Rachel patrzyła na mnie błękitnymi oczami, w
które chłopak mógł wpaść i już nie wypłynąć. I być szczęśliwy.
— Ona rzuciła szkołę — zacząłem. — Chcę powiedzieć, że od tygodnia jej nie widziałem i
nie miałem od niej żadnych wiadomości. Nie mam pojęcia, gdzie się podziała.
— I myślałeś, że w jej szafce…
— Sam nie wiem. Myślałem, że może znajdę tam jakiś ślad albo coś.
Wydawało się, że Rachel się nad tym zastanawia.
— Ashley też jest nowa w naszej szkole, zgadza się?
— Zgadza.
— No to może po prostu gdzieś się przeniosła?
— Może.
— Jak wam idzie na dole?! — zawołał Myron z góry. — Czy ktoś chce prażoną kukurydzę
i sok jabłkowy?
Sok jabłkowy?
Rachel uśmiechnęła się do mnie. Poczułem, że się czerwienię.
— Mickey! — zawołał znowu Myron.
— Odrabiamy lekcje!
14
Późnym wieczorem, kiedy miałem położyć się spać, dostałem SMS.
Ema: możesz wyjść?
Ja: Tak. Co jest?
Ema: Widziałam coś w lesie przy domu Nietoperzycy. Myślę, że powinniśmy to sprawdzić.
Teraz? — pomyślałem, ale czy jakaś inna pora byłaby lepsza? Chyba potrzebujemy osłony
ciemności, ponieważ nie wiedziałem, czy w dzień zdołalibyśmy niepostrzeżenie dostać się na
podwórko. Włożyłem dres, wziąłem latarkę i ruszyłem do frontowych drzwi.
Kiedy złapałem klamkę, usłyszałem za plecami głos:
— Dokąd się wybierasz? To był Myron.
— Wychodzę.
Spojrzał demonstracyjnie na zegarek.
— Jest późno.
— Wiem.
— A rano idziesz do szkoły.
Nienawidziłem, kiedy wujek starał się odgrywać rodzica.
— Dzięki za przypomnienie. Nie będę długo.
— Myślę, że powinieneś mi powiedzieć, dokąd idziesz.
— Chcę się tylko z kimś spotkać. — Miałem nadzieję, że na tym się skończy. Niestety.
— Z tą Rachel, która tu była?
Musiałem zdusić to zarodku. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sliwowica.opx.pl
  •