[ Pobierz całość w formacie PDF ]
posłyszał krzyk przestrogi, spojrzawszy zaś w górę, ujrzał wycelowaną ku sobie lufę karabinu.
* * *
Skoro Janina Clayton pozbyła się Rokowa z łodzi, grożąc mu śmiercią, płynęła bez przerwy,
unoszona prądem rzeki i dopomagając sobie wiosłem, wreszcie po kilku dniach, dotarła do miejsca,
w którym Kincaid zarzucił kotwicę.
Rokow nie płynął równie szybko jak ona, miał bowiem jedynie na myśli znalezienie się daleko
od wybrzeża, po którym szły zwierzęta Tarzana, czółno jego wskutek tego natrafiło na mieliznę i na
skały podwodne, dlatego to nadpłynął do ujścia Ugambi dopiero w dwie godziny po Janinie.
Lady Greystoke, zobaczywszy statek, ucieszyła się niezmiernie, przekonawszy się jednak, że był
to Kincaid doznała bolesnego zawodu. Za pózno było cofać teraz się, nie była dostatecznie silną,
aby płynąć przeciw prądowi ciężkim czółnem, przyszło jej więc na myśl, że skoro Rokowa nie ma na
statku, łatwiej można będzie obietnicą sowitej nagrody, zmusić załogę do odwiezienia jej do Europy.
Czółno zbliżało się coraz więcej do pokładu statku, nikt stąd jednakże nie dawał znaku życia.
Janina czuła, że niebawem prąd uniesie jej czółno poza obręb statku, o ile stamtąd nie spuszczą je
szalupy i nie pomogą jej wejść na pokład. Zaczęła głośno wołać pomocy, krzyki jej pozostawały
jednakże bez odpowiedzi. Wreszcie, schwyciwszy za łańcuch kotwicy, przywiązała do niego sznur,
wiszący u czółna, zdoławszy tym sposobem zatrzymać czółno i skierować go pod sznurowaną
drabinkę, po której z łatwością dostała się na pokład Kincaidu .
Przede wszystkim zwiedziła dokładnie statek, trzymając w pogotowiu fuzję, w razie
niespodziewanego niebezpieczeństwa. Wkrótce odkryła przyczynę ciszy na statku. Załoga udała się
zapewne na polowanie, zostawiając na straży dwóch majtków, którzy, zamknięci w kastelu statku,
upiwszy się, spali teraz twardo. Z dreszczem obrzydzenia zeszła na dół i znalazłszy zapasy w
spiżarni, pożywiła się nieco, po czym zasiadła na pokładzie, postanawiając, że nikt bez jej
pozwolenia nie dostanie się na pokład Kincaidu .
Przez przeszło godzinę nie zauważyła nic, co by mogło grozić jej bezpieczeństwu, w końcu
jednakże ujrzała z daleka czółno, a w nim siedzącego mężczyznę. Z łatwością poznała Rokowa i gdy
starał się on wskoczyć na pokład, spotkał się z lufą nabitej fuzji, grożącej mu śmiercią.
Skoro Rosjanin zobaczył, kto chce mu przeszkodzić w dostaniu się na pokład, ogarnęła go
wściekłość, nie szczędził młodej kobiecie przekleństw i obelg, widząc jednakże, iż taka taktyka nie
popłaca, uderzył w pokorne prośby, na to wszystko otrzymał tylko jedną odpowiedz. Janina Clayton
powtarzała ciągle, iż nigdy nie zgodzi się jechać na tym samym co on statku.
Ponieważ nie było innej rady, wielki ów tchórz wskoczył z powrotem do łodzi i z trudem
dopłynął do przeciwnego wybrzeża rzeki, aby uniknąć czatujących na niego małp, pantery i czarnego
wojownika.
Janina Clayton wiedziała, iż nie uda mu się tak łatwo samemu podpłynąć pod prąd do
Kincaidu , nie lękała się tedy nowej napaści z jego strony. Poznała okropną czeredę, stojącą na
wybrzeżu, jako tę samą, którą zauważyła, uciekając przez dżunglę, nie rozumiała jednak, w jakim celu
doszła ona aż tutaj do ujścia Ugambi.
O zmierzchu strwożyły ją krzyki Rosjanina z przeciwległego brzegu, a chwilę pózniej, kierując
wzrok w stronę, w którą spoglądał Rokow, przeraziła się widokiem łodzi płynącej z prądem ku
statkowi, w której - była tego pewna - mogli znajdować się tylko marynarze z załogi Kincaidu ,
wrogowie i gbury pozbawione serca.
ROZDZIAA XVI
W MROKACH NOCY
Skoro małpi Tarzan uświadomił sobie, że jego noga uwięziona została w potężnych szczękach
krokodyla, nie stracił nadziei wyratowania się, jakby to miało miejsce z każdym zwykłym
śmiertelnikiem.
Zanim wielki gad zaciągnął go pod wodę, zaczerpnął powietrza w płuca, nie przestając walczyć,
aby się od niego wyzwolić, potwór jednakże, podniecony walką, płynął w dół coraz szybciej. Płuca
Tarzana gwałtownie żądały powietrza. Czuł, że wystarczy mu życia dłużej jak na chwilę i oszalały z
bólu zatopił ostrze swego kamiennego noża w pancerzu krokodyla.
Poczuł, że krokodyl zaciągnął go na błotniste leże na dno rzeki, był to rodzaj obszernego lochu,
zdolnego pomieścić dwanaście podobnych legowisk. Ku swemu zdumieniu poczuł, że zwierzę
szamocze się gwałtownie, jak gdyby oddychając z trudem, wreszcie silny dreszcz wstrząsnął
potworem i po chwili opadł bez ruchu na błotnisty muł legowiska. Nóż kamienny trafił widocznie na
drażliwe miejsce pomiędzy łuskami pancerza, pozbawiając życia zjadliwego krokodyla.
Pierwszą myślą Tarzana była ucieczka, wydawało się jednak bardzo nieprawdopodobnym, aby
można było wypłynąć z owej nory, jakby jakiegoś podziemia, do której dostęp był starannie ukryty.
Nawet o ile by doszedł do rzeki i wypłynął na jej powierzchnię, mógł być narażony na nowe
niebezpieczeństwo, zanimby zdołał wylądować. Nie było jednak innej rady, Tarzan tedy,
zaczerpnąwszy w płuca zgniłego powietrza podziemia, zaczął szukać po omacku drogi wyjścia.
Noga, za którą go pochwycił krokodyl, była mocno zraniona, kości jednak i mięśnie pozostały
nienaruszone, cierpiał tylko ból dotkliwy, niewiele jednak sobie z tego robił, będąc przyzwyczajony
do cierpienia.
Szybko pełzał i płynął przez ciemny korytarz, wychodzący z podziemia, w końcu zaś zdołał
wydobyć się na nurty rzeki i odetchnął z ulgą. Nagle spostrzegł dwa łby krokodyli, płynących ku
niemu. Z nadludzkim wysiłkiem tedy pochwycił oburącz, zwieszającą się nad rzeką, gałąz drzewa,
rosnącego na wybrzeżu i wciągnął się na nie ostatnim wysiłkiem - w samą porę - gdyż w tej samej
chwili dwie, rozwarte żarłocznie paszczęki, znalazły się w bliskości drzewa i dwie pary ślepi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]