[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kapelusz. Horyzont był doskonale widoczny, ale nie miałam żagla ani wioseł,
by ku niemu się skierować. I gdy czekałam bezradnie, usłyszałam, że mówisz
do mnie znad szarych chmur:
- Wróć do mnie, Mary.
- Gdzie jesteÅ›, Mamo?
- Jestem zawsze przy tobie.
- Zatem dlaczego nie mogę Cię zobaczyć?
- Nie jesteÅ› ze mnÄ….
- Jak mogę to zmienić?
- DostrzegajÄ…c mnie w sobie.
- Nie potrafiÄ™.
- Spróbuj zobaczyć mnie przez moje dary. Nagle rozległ się ogłuszający
grzmot. Niebiosa się otworzyły. Zwietlista dłoń sięgnęła ku mojej głowie,
zdjęła mi kapelusz i zastąpiła go koroną z białych róż. To była Twoja dłoń,
Mamo. A korona była najpiękniejszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałam.
Spojrzałam na swoje odbicie w wodzie i przez pewien czas podziwiałam
prezent. A potem rozszalała się burza. Aódka, miotana wiatrem, kołysała się na
falach, a ja przykucnęłam na dnie. szlochając: Pomóż mi. Mamo!".
Po chwili wiatr ucichł, zaczął padać deszcz i morze się uspokoiło.
Kiedy ponownie spojrzałam na swoje odbicie, przekonałam się, że nie mam
już korony. Poczułam się tak, jakbym straciła wszystko, co miałam. Byłam jak
wyschnięta rzeka, ptak bez skrzydeł, róża bez zapachu... Mimo to byłam rzeką,
ptakiem, różą. Musiałam odnalezć koronę, i to natychmiast.
Szukałam jej w łodzi, blisko i w oddali, na morzu i niebie, lecz nie
znalazłam.
Zawołałam więc:
- Mamusiu, gdzie moja korona?!
- Pochyl głowę, Mary.
Gdy schyliłam głowę, ujrzałam w lustrze wody, że korona jedynie zsunęła
się na tył głowy. A potem przemówiłaś do mnie znowu, lecz tym razem Twój
głos nie dochodził z nieba, lecz z róży w mojej koronie.
- Mary, moje dziecko. Kiedy pomyślisz, że coś straciłaś, nie szukaj tego
poza sobą, gdyż już to masz.
I nagle z oceanu wyłonił się pałac. Obok znajdował się ogród otoczony
murem porośniętym różami. Zza muru dobiegał śpiew słowika.
Przemówiłaś do mnie jeszcze raz:
- Jeśli zechcesz usłyszeć mój głos, przejdz się ścieżką w ogrodzie. Wez za
rękę ogrodnika i słuchaj głosu róż.
- Och. Mamo, to tak daleko. Od ogrodu dzieli mnie ocean, a ja nie umiem
pływać!
- Nie bój się. po prostu idz. Jeśli zostawisz bagaż, woda cię utrzyma.
- Ale ja nie mam bagażu.
- Twoja niewiara, że woda cię utrzyma, jest ciężkim bagażem. Odłóż go i
idz.
- Ale, Mamo, dokąd zaprowadzi mnie ta ścieżka?
- Do mnie.
- Mogę więc spotkać się z Tobą w tym świecie?
- Tak, możesz.
Nie zapomniałam tego snu i żyłam nadzieją, że kiedyś się ziści. Trzy lata
pózniej, kiedy podróżowałam z przyjaciółką i jej rodziną, zauważyłam ogród
różany, skryty za pensjonatem, w którym się zatrzymaliśmy. Niedaleko
znajdował się pałac Topkapi, bardzo podobny do tego ze snu. Gdy zobaczyłam
ogród i pałac, poczułam, iż może to być miejsce, które miałam odwiedzić. I się
nie pomyliłam.
Zeynep Hanim, właścicielka pensjonatu, okazała się kobietą niezwykłą. Nie
była jedną z Innych, lecz Kimś-kto-wie, osobą, na którą tak długo czekałam i
która miała mi pomóc usłyszeć Twój głos. Zabierała mnie na magiczne
przechadzki po ogrodzie i nauczyła słyszeć głos róż. Ziarno, które zasiała w
moim sercu, sprawiło, że potrafiłam rozumieć mowę róż jeszcze wiele lat
pózniej w moim domu.
W następnym liście opowiem Ci o trzecim etapie mojej podróży ku Tobie.
Z miłością...
Mary
Diana czytała ten list nie po raz pierwszy. Tym razem jednak czuła się
inaczej. Pomyślała, że jej blizniaczka poświęciła życie staraniom, aby odnalezć
matkę. Siła uczuć, jakie żywiła do matki, niesłabnąca tęsknota za nią,
determinacja, by ją odszukać...
Cóż, może Mary puszczała wodze fantazji, może pisała o tym, co chciałaby
przeżyć, a nie o tym, co naprawdę się wydarzyło. Może była szalona, może po
prostu lubiła fantazjować. Lecz jedno było pewne: kochała matkę... Co więcej:
chowała ją w swoim sercu żywą przez wiele lat - a tego, jak się okazało, Diana
nie potrafiła.
A gdy wreszcie Mary miała spotkać się z matką, na dobre ją straciła. Może
nawet o tym nie wiedziała. A może dowiedziała się, że matka umiera, i
postanowiła odebrać sobie życie, by jak najszybciej się z nią połączyć?
We śnie matka jej obiecała, że spotkają się na tym świecie. Jednak wysnuty
z fantazji świat Mary zawalił się, gdy obietnica okazała się kłamstwem. Mary
na tym świecie już matki nie zobaczy.
- Zupełnie jak ja - szepnęła Diana.
20
Mathias skończył malowanie o północy. Mimo to pozostał w parku do świtu.
W myślach dręczył się pytaniem, na które nie był w stanie odpowiedzieć: czy
powinien zmienić tytuł wystawy na Zmienne morze wokół San Francisco",
czy też nie?
Morze wzdłuż wybrzeża nieustannie się zmieniało, mógł więc wynająć na
lato niewielki bungalow i malować obrazy w parku. Z pewnością byłoby to
interesujące. Nie potrafił się jednak zdecydować. Wolałby nie zaczynać
związku, który ma niewielką szansę przetrwania, tylko po to, by zapewnić
sobie na lato natchnienie. Podszedł do jeepa i wyjął z lodówki dwie butelki
coli. Zauważył to żebrak, który nie przybrał jeszcze siedzącej pozycji, jak
zwykł to czynić w godzinach pracy.
- Podejdz tutaj, głupcze! - zawołał.
Wziął butelkę coli, którą mu podał artysta.
- Masz tylko colę? Tak wcześnie rano? Mówiłem ci, żebyś przyniósł butlę
korzennego piwa.
- Twierdziłeś, że potrafisz czytać z twarzy, tak?
- Skoro tak twierdziłem, musi to być prawda. Umiem czytać z twarzy, lecz
nie za darmo, powiedzmy to sobie od razu.
- Sporządziłem listę dziesięciu cech, jakie musi mieć dziewczyna, którą
wybiorę. I wiesz co? Ona spełnia dwa warunki z dziesięciu. A myślałem, że nie
znoszÄ™ kalkulowania.
- Co twoja lista, synu, ma wspólnego ze mną? Czego się po mnie
spodziewasz? Wyrzuć to z siebie!
- Pomyślałem, że mógłbyś powiedzieć mi coś o pierwszym punkcie,
ważniejszym niż wszystkie pozostałe.
- Cóż to za punkt?
- Dziewczyna, którą wybiorę, powinna mieć w twarzy światło.
- Ojej! Jakie światło?
- Takie, jakiego nie widziałem przedtem u nikogo; a rozpoznam je, gdy tylko
zobaczę. Niestety, u niej go nie zauważyłem.
- A co ci da to światło, synu?
- Gdy je ujrzę, będę pewny, że spotkałem moją drugą połowę, bratnią duszę.
- Jaką znowu połowę? Synu, nie wyrażaj się tak zawile. Nie lubię
łamigłówek.
Mathias wskazał na morze.
- Każdego dnia tysiące ludzi spogląda na to, na tę samą rzecz. Większość
widzi morze, a tylko nieliczni potrafiÄ… dostrzec coÅ› innego. Zastanawiam siÄ™,
czy ktoś widzi tam spaloną słońcem pustynię. Lub górę?
- O rany! Nie rób mi tego, synu, bardzo cię proszę!
- Jeśli powiem pewnego dnia, że widzę pustynię, spoglądając na morze, lub
morze, patrzÄ…c na pustyniÄ™, czy ktoÅ› mi uwierzy?
- No tak, jednak to zrobiłeś. Nie męcz staruszka i powiedz po prostu, o co ci
chodzi.
- Chodzi o to, by bratnia dusza, moja druga połowa, wierzyła mi nawet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]