[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zachodziliśmy w głowę, skąd wasz Szef ma tyle szmalu. Teraz wiemy, prawda?
Lenny posępny jak noc odwrócił wzrok. Policjant w cywilu zauważył, że mundurowy
odprowadza mnie na bok i powiedział:
To śmieszne. Konstabl, prowadząc śledztwo w sprawie zwykłej złodziejskiej pary
kundli, przy okazji odkrywa gablotÄ™ Smileya. Jaki pan, taki kram, prawda?
Skinął głową mężczyznie, który mocno trzymał wyrywającego się Lenny'ego. Zaciągnięto go
w stronę jednego z wozów policyjnych stojących koło wjazdu na złomowisko. Zanim Lenny
zniknął w jego wnętrzu, rzucił mi ostatnie przenikliwe spojrzenie, od którego zadrżałem. i
wtedy właśnie dotarło do mnie, dokąd powinienem pójść. Myśl ta przedarła się przez
oszołomienie i poraziła mnie niemal fizycznie.
Wykręciłem łeb i kłapnąłem zębami koło trzymającej mnie ręki. Przestraszony policjant
natychmiast cofnął dłoń. Byłem wolny. Wypadłem na ulicę i znów biegłem, biegłem, biegłem
przed siebie.
Tym razem jednak wiedziałem, dokąd biegnę.
CZZ DRUGA
Rozdział dwunasty
Czy nadal słuchasz mnie z niedowierzaniem? Jesteś zdumiony? Przestraszony? A może
zaczynasz się poważniej zastanawiać nad tym, co usłyszałeś? Pozwól, że będę kontynuował
swoją opowieść, zostało jeszcze parę godzin do świtu.
Droga do Edenbridge nie była długa. Miałem dziwne wrażenie, że już ją kiedyś wielokrotnie
przemierzałem. Gdy usłyszałem nazwę tego miasteczka na złomowisku, obudziło się we mnie
jakieś wspomnienie. Nie byłem pewny, co znaczyło dla mnie to miasteczko, czy mieszkałem
w nim, czy też byłem z nim związany w jakiś inny sposób. Wiedziałem jednak, że muszę się
tam znalezć i zacząć poszukiwania. Poza tym jaki inny miałem wybór?
Musiałem biec co najmniej godzinę, nieraz o mały włos unikając przejechania przez
nieuważnych kierowców, nim znalazłem się na wysypisku, gdzie mogłem się w samotności
wyżalić. Wcisnąłem się pod sofę, z której więcej włosia wystawało niż tkwiło w środku, i
opuściłem łeb między łapy. Ciągle miałem przed ślepiami strużkę krwi wyciekającą spod
zardzewiałego metalu i tworzącą wir w niewielkim zagłębieniu ziemi miniaturę życia
Rumba. Zwierzęta są obdarzone taką samą zdolnością odczuwania bólu jak ludzie, a może
nawet większą. Mają ograniczone możliwości wyrażania uczucia żalu. Dzięki wrodzonemu
optymizmowi potrafią szybciej odzyskać równowagę. Ja, niestety, cierpiałem jak człowiek i
jednocześnie jak zwierzę. I nie było mi lekko.
Pozostałem tam do póznego popołudnia zdezorientowany i przestraszony. Dopiero głód
mój wierny towarzysz pobudził mnie do działania. Nie pamiętam, gdzie skombinowałem
jedzenie, podobnie jak zapomniałem wiele z tej podróży, wiem jednak, że nażarłem się i
wkrótce wyruszyłem w drogę. Przez miasto podróżowałem nocą, wybierając ciche, boczne
uliczki. Pojawiały się wtedy na nich wypłoszone zgiełkiem dnia stworzenia żyjące w
ciemnościach. Spotykałem inne istoty koty, psy, duchy (było ich na ulicach miasta
mnóstwo) oraz dziwnych ludzi przemykających z cienia w cień, jak gdyby światło mogło
wyrządzić im krzywdę. Unikałem kontaktu ze wszystkimi. Miałem cel i nie zamierzałem
dopuścić, by cokolwiek lub ktokolwiek mnie od niego odwiódł.
Przemierzyłem Camberwell, Lewisham i Bromley, kryjąc się za dnia w zapuszczonych
parkach, porzuconych domach i na wysypiskach wszędzie, gdzie nie groziły mi badawcze
spojrzenia. Po stracie Rumba, prowokującego mnie do zuchwalstwa, znów stałem się
pokorny. Kpił ze mnie, gdy tchórzyłem, groził mi, gdy wypierałem się współudziału w jego
planach, ale też śmiał radośnie, gdy go zaskakiwałem.
Wkrótce opuściłem miasto.
Roztoczyła się przede mną wieś w całej krasie zieleni wiosny. Nie była to jeszcze prawdziwa
wieś, ponieważ ledwie opuściłem przedmieścia Londynu. Po czerniach, szarościach, brązach,
czerwieniach i wszelkiej pstrokaciznie metropolii zdawało mi się, że przekroczyłem barierę,
za którą królowała tylko natura, ludzie zaś odgrywali znikomą rolę. Nie obawiałem się już
podróżować w ciągu dnia.
Bujność wyrastających roślin wprawiała mnie w zachwyt. Zwieże zielone pędy przebijały się
przez skorupę ziemi, by oddychać powietrzem, wystawały spod niej bulwy i cebulki, a na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]